Bob szeleścił kartkami.
– Prosper Osborne numer szesnasty… licząc od początku rodu wyjaśnił, widząc zniecierpliwienie Pete’a – ożenił się ze starszą o trzydzieści lat wdową po magnacie naftowym Lincolnie Whitehouse’ie.
– Zrobił to dla forsy? – bąknął Jupiter.
– Jasne. Wdówka miała siedmiozerowe konto w banku i kupę ziemi. Jej trumna też tam jest. Pamiętam…
– A Prosper? Ten szesnasty?
Bob zawahał się.
– I tu jest problem. Po śmierci staruchy, miała już prawie sto lat, Prosper wyjechał do Europy. Niby po to, żeby ukoić nerwy po stracie ukochanej żony. A tak naprawdę… nabył posiadłość na Sycylii. W okolicach Palermo.
– Tam rządzi mafia. Cosa Nostra! – Jupiter dobrze pamiętał film “Ojciec chrzestny” nakręcony przez Coppolę.
– Tak. Prosper ożenił się po raz drugi. Z niejaką Cristiną Catalucci. Córką Sola Catalucciego. Mówi wam to coś?
Jupiter zagwizdał.
– Solo Catalucci! Zgodnie z tym, co nam powiedział Mortimer, jest właścicielem biura podróży Palermo Travel! Ale to niemożliwe. Daty się nijak nie zgadzają. Ówczesny Solo kończyłby dziś setkę.
– Zgadza się – radośnie przytaknął Bob. – Toteż nasz Solo jest synem tamtego. Też pochodzi z Sycylii.
– I co dalej? Zwariować można. Mieliśmy mówić o grobowcu Whitehouse’ów. A zeszliśmy na Cosa Nostra! – Pete ćwiczył z zapałem podciąganie na ugiętych rękach. Drabinka na ścianie przyczepy trzeszczała niebezpiecznie.
– Sorry, ale to wszystko ma ze sobą związek – warknął Bob. – Pamiętacie, że istnieje legenda o skarbie na cmentarzu na Windy Island? I hasło, które rzucił Roberto Montalban: baretta!
– To marka pistoletu. Może będziemy mogli wykorzystać hasło?
– Chcesz wleźć do grobowca? – przeraził się Bob. – Beze mnie! Odpadam!
Crenshaw przerwał ćwiczenia.
– Ja mogę pójść. Interesują mnie tamci ludzie. Chcę wiedzieć, co robią. Weźmiemy forda, wsiądziecie razem z Bobem, a ja pojadę radiowozem z Lawsonem. Zostawimy konstabla pod bramą. Tam jest mnóstwo miejsca, by ukryć policyjnego grata. Ty z telefonem komórkowym będziesz łącznikiem.
– Między kim a kim? – westchnął Jupiter.
– Między Lawsonem a mną. Kiedy wejdę do grobowca. Niestety, będę potrzebował jeszcze jednej komórki. Mat musi się zgodzić. Wejdę, bo znam hasło. Reszta to wasza sprawa.
– Mogą cię zabić! – sprzeciwił się Jupiter. – Są uzbrojeni. Łysy Solo Catalucci ma barettę pod lewą pachą. Roberto też.
– A widzisz inne wyjście? Ktoś zabił wróżkę i dziennikarza. A my jesteśmy w lesie. Policja także. Trzeba znaleźć blondyna z kitką. Na pewno ukrywa się w grobowcu!
– To jeszcze nie wszystko – westchnął Bob z nosem w notatniku. – Wygrzebałem tę informację w starych kronikach Muzeum Historycznego. Do spadkobierców wdowy po Lincolnie Whitehouse’ie należą rozległe tereny pomiędzy Reno a Sacramento. Jak myślicie, co tam jest?
– Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami Pete. – To górski łańcuch i wąwóz Golden Rover. Ładnie i daleko.
Bob kręcił głową.
– Mój nos detektywa mówi mi, że ma to związek z naszą sprawą.
– Jaki?
– Nie wiem dokładnie. Należałoby zrobić wycieczkę.
Jupiter Jones rozłożył ręce.
– Zmiłuj się, Bob! To chyba z tysiąc kilometrów. Nie mamy czasu. Mnie nie interesuje Golden River, tylko gadający grobowiec na wyspie! Może nasz pan myszek jest spadkobiercą fortuny Whitehouse’ów i Osborne’ów?
Bob i Pete spojrzeli po sobie.
– Bingo! Jupe, jesteś genialnyl! To całkiem możliwe, że Mortimer to Prosper Osborne numer siedemnaście!
– Ja zwariuję! – Bob złapał się za głowę. – Sądzicie, że przyjechał z Europy? Z Palermo? Jego angielski jest bezbłędny. Czy to możliwe, że tutaj ktoś dał mu w łeb i po tym Mortimer zgłupiał doszczętnie, zapominając, kim jest? Kto mógłby to zrobić?
Jupiter Jones miał minę magika wyciągającego królika z cylindra.
– Inny spadkobierca. Czyhający na majątek po przodkach. Na przykład… po tej staruszce, jak jej tam… Bob?
Andrews wetknął nos w papiery.
– Żona Lincolna Whitehouse’a była z domu… była…
Chłopcy spojrzeli na przyjaciela z niepokojem. Bob był blady jak płótno.
– Co z tobą? Nie możesz odczytać? Źle się czujesz?
Bob oprzytomniał.
– Ona się nazywała Thereza Montalban! Thereza MONTALBAN WHITEHOUSE OSBORNE!
– Tu jest pies pogrzebany! – zajęczał Jupiter. – Teraz reszta puzzli zaczyna do siebie pasować. Wojna pomiędzy spadkobiercami. Prosper Osborne contra Roberto Montalban! Trzeba ostrzec Mortimera! O ile nie wróciła mu pamięć. O ile wie, o co tu chodzi?
– O złoto! – wyszeptał Bob, stukając w klawiaturę. – O złoto, panowie! DUUUżo złota!
Następnego dnia każdy z Trzech Detektywów robił to, co do niego należało. Bob sprawdzał stare mapy w Instytucie Geologii. Jupiter Jones uzgadniał szczegóły z George’em Lawsonem na posterunku policji. Najbardziej ekscytujące zajęcie przypadło Crenshawowi. Tak się do niego przygotowywał, że aż wylał na siebie pół butelki ojcowskiej wody kolońskiej.
– Tato, nie bądź sknerą. Idę na randkę z piękną dziewczyną.
– Trzydziesta szósta w tym tygodniu! – papa Crenshaw zatkał nos. W łazience unosiły się opary nie do wytrzymania. – Jak się nazywa dzisiejsza ofiara, synku?
– Juanita. Juanita Montenegro. Dziewczyna z biura podróży o nazwie Palermo Travel. Ale ona jeszcze nie wie, że idzie ze mną na randkę.
Godzinę później już wiedziała. Elegancki i pachnący wodą Armaniego chłopak o bicepsach sportowca i urzekających zielonych oczach zauroczył ją całkowicie.
– Załatwi mi pani ten wyjazd? – oczy Crenshawa błyszczały wewnętrzną gorączką. Jego uśmiech numer dwanaście był zniewalający.
– Za… załatwię – wyjąkała Juanita, czując, jak jej miękną nogi.
– A pójdzie pani ze mną na kawę? – czarował.
– Ja… pracuję – wyszeptała, czując jego oddech na karku.
– To zrobi pani sobie przerwę – rzekł, biorąc ją za rękę. – Jakie śliczne paluszki…
Dwadzieścia minut później siedzieli w kawiarni hotelu, “Majestic”. Pete, prócz włoskich pachnideł, wydusił od ojca zaliczkę. Mógł więc spokojnie zamówić aperitif.
– Jest pani Włoszką?
Dziewczyna zatrzepotała rzęsami.
– Po ojcu. Mama pochodzi z Meksyku. A pan?
– Jestem… reżyserem. Mój ojciec jest… współwłaścicielem studia filmowego Universal.
Że też żaden grom nie strzelił z jasnego nieba za takie kłamstwo! Papa Crenshaw, co prawda, pracował w Universalu. Był najlepszym ze speców od efektów specjalnych. I tylko tyle. Za to dziewczyna stała się od tej pory kawałkiem plasteliny, który można dowolnie ukształtować. Jeśli się to potrafi, naturalnie.
– Ja tak chciałam być aktorką! – wyszeptała. – Kiedy przyjechałam z Teksasu do Kalifornii, starałam się o choćby najmniejszą rólkę w Hollywood. Niestety. Takich jak ja są tysiące. Wuj urządził mnie w biurze podróży.
– Wuj?
– Tak. Nazywa się Solo Castalucci. Jest Włochem, jak tato. Ma w Palermo na Sycylii takie samo biuro. Współpracujemy przez ocean. On wysyła wycieczki do Ameryki, ja do Włoch.
Pete był w domu.
– To bardziej interesujące zajęcie niż całodzienna harówka na planie zdjęciowym. Zaręczam. Mogę ci mówić… Juanita?