Ta część świata była więc spowita w nocne ciemności i lecący nad nią człowiek nie mógł niczego zobaczyć. A zatem: Gagarin skłamał. Toteż odezwały się głosy (oczywiście w rozgłośniach radiowych na Zachodzie), że w Ameryce Południowej owo oświadczenie „bohaterskiego sowieckiego kosmonauty” wzbudziło niezgorszą wesołość.
Dziwy wokół statku kosmicznego
Zachodni obserwatorzy zwrócili od razu uwagę na jedną rzecz, chociaż później jakoś mało o tym mówiono.
Wróćmy do tego, co ogłosiły źródła sowieckie (można to sprawdzić w ówczesnych gazetach, były to oficjalne komunikaty TASS): statek kosmiczny wystartował o 907, oczywiście z terytorium Związku Radzieckiego, z Bajkonuru, a więc ze środkowego regionu kraju. O godzinie 922 leciał nad Ameryką Południową, o 1015 nad Afryką. Tylko tyle. A teraz rzućmy okiem na kulę ziemską. Wielka pomyłka reżyserów stanowi dowód, że — mówiąc łagodnie — coś z tym lotem było nie w porządku. Statek, wyniesiony przez rakietę, który o 907 wystartował ze Związku Radzieckiego, w żaden sposób nie mógł przebyć połowy okrążenia Ziemi w ciągu 15 minut! Gdyby bowiem tak było, to jego droga dokoła całej kuli ziemskiej trwałaby nie 89 minut, lecz zaledwie 30!
Jednak dziwy na tym się nie kończą. Coś nie gra także w następnej informacji. Jeśli statek przeleciał nad połową kuli ziemskiej w ciągu 15 minut, to jak jest możliwe, że na „mały skok” z Ameryki Południowej do Afryki, zaledwie kilka tysięcy kilometrów, potrzebował aż 53 minut? (Od 922 do 1015). Jak więc leciał Wostok-1? Najpierw z niesamowitą szybkością, potem rozleniwił się i ledwie się wlókł, bo przecież jego szybkość spadła do r/4 poprzedniej…?
Chroniczny brak zdjęć
Podczas konferencji prasowej jeden z dziennikarzy zapytał, kiedy zostaną opublikowane zdjęcia, które Gagarin robił podczas lotu.
Odpowiedź towarzysza majora była zaskakująca. Po prostu zapadła cisza. Nie wykluczone, że w tym momencie w niektórych obecnych obudziły się mgliste wątpliwości. Gagarin zaś oznajmił po prostu: „Na statku kosmicznym nie bylo żadnej aparatury fotograficznej, toteż żadne zdjęcia nie zostały wykonane. Wobec tego nie ma nic do opublikowania.
To także bomba, zastanówmy się. Byłoby logiczne, jeśli Sowieci chcieli za wszelką cenę światowej sensacji — a wiemy, że tylko to było ich celem — to elementarną sprawą było zrobienie przez kosmonautę chociaż dziesięciu lub dwudziestu zdjęć, nie więcej, bo nie miał wiele czasu — z wysokości, na jakiej przed nim żaden człowiek się nie znalazł. Nawet tylko po to, żeby stanowiły dowód. Pamiętajmy też, że rzekomy lot Gagarina z punktu widzenia sportu lotniczego pobił wiele rekordów i został wpisany do wszystkich złotych ksiąg lotnictwa. Nawet nie biorąc pod uwagę propagandowych celów politycznych i ideologicznych, nie można sobie wyobrazić, żeby na taką jedyną w dziejach świata podróż kosmonauta nie zabrał ze sobą aparatu fotograficznego. Już kilka lat wcześniej, kiedy Amerykanie i Sowieci wystrzeliwali ku Księżycowi różne aparatury, były one oczywiście zaopatrzone w urządzenia fotograficzne i wykonano pierwsze zdjęcia nawet niewidocznej strony Księżyca!
Tu natomiast nie było żadnych aparatów fotograficznych, twierdzono. Zaskoczenie było nieopisane. Kto więc uwierzy w to wszystko? W ślad za wspomnianą przedtem wersją wyłonił się wniosek: Prawdziwy kosmonauta miał aparaturę fotograficzną. Tylko że nie był nim Gagarin, lecz „Iljuszin” lub „towarzysz X” i z pewnością robił zdjęcia, jeśli zdążył, przed katastrofą. Może zostały wskutek katastrofy zniszczone. Podejrzewam bowiem; że gdyby reżyserzy mieli jakieś zdjęcia wykonane przez „Iljuszina”, byliby je przypisali Gagarinowi.
Inne spostrzeżenia
Czytelnik z pewnością już wyciągnął wniosek, że taką grę można było wyreżyserować i rozegrać tylko w roku 1961. W następnych latach, w późniejszym okresie badań kosmicznych, takiego gigantycznego oszustwa nikt nie zdołałby popełnić. Natomiast rok 1961 był na to wyjątkowo odpowiedni. Amerykanie nie mogli jeszcze niczym zbić twierdzeń majora Gagarina, a sowieccy organizatorzy mieli wolną rękę, by rozpętać istną lawinę propagandy i nurzać się w (fałszywej) sławie, rozdmuchanej przez prasę światową. Na konferencji prasowej, a także przy wszystkich dalszych okazjach, całą sprawę Gagarina podlewano politycznym i ideologicznym sosem propagandy; po 12 kwietnia 1961 w prasie krajów Europy Wschodniej wszyscy publicyści udowadniali wyższość sowieckiej nauki, socjalizmu i komunistycznej ideologii, a przede wszystkim robił to grający główną rolę Gagarin. Nic w tym dziwnego, na tym polegała jego rola w tej całej komedii. „Jestem zwykłym sowieckim człowiekiem” — powtarza przy każdej sposobności, stale przy tym wychwalając Chruszczowa i Breżniewa (co do tego ostatniego, to nikt wówczas nie przypuszczał, że wkrótce zostanie numerem pierwszym, i że przywłaszczy sobie także… Gagarina). Czytając dzisiaj ówczesne sprawozdania sowieckie, węgierskie i inne, wydaje się wręcz nie do wiary, że świat wtedy we wszystko uwierzył i po prostu wszystko „połknął”.
Popatrzmy jeszcze na inne podejrzane momenty. Wciąż na tej samej konferencji prasowej ktoś — nie podano kto, ale sądząc z pytania z pewnością dziennikarz wolnej prasy zachodniej — zadał Gagarinowi pytanie: czy poprzednio latał już za pomocą rakiety balistycznej?
Dowodzi to, że w Moskwie od pewnego czasu krążyły jakieś pogłoski, a pytający chciał swoim czytelnikom dać informację, czy Gagarin — albo jakiś inny, bezimienny kosmonauta — już poprzednio latał w kosmos, choć bez powodzenia. Może ktoś nie przeżył nieudanego lotu?
Oczywiście Gagarin odpowiedział przecząco na to pytanie. I z pewnością nie skłamał. On rzeczywiście nie latał z pomocą żadnej rakiety balistycznej… ani przedtem, ani potem.
Charakterystyczne było też następujące pytanie: Jaką otrzymuje pensję? Ale chyba jeszcze bardziej charakterystyczna była odpowiedź: „Moje pobory, podobnie jak zarobki każdego obywatela radzieckiego całkowicie wystarczają na pokrycie moich potrzeb”.
Gagarin nie tylko na konferencjach prasowych, lecz także w różnych instytucjach był fetowany, przypinano mu odznaczenia i on także rozdawał medale. Przy tych okazjach zapowiadał: Wkrótce polecimy aż na Księżyc! Lecz do dnia dzisiejszego, choć minęło niemal 30 lat, żaden sowiecki kosmonauta nie doleciał na Księżyc.
Z odpowiedzi dawanych na liczne pytania podczas konferencji prasowych rysuje się dość ograniczona osobowość. Nie należy zapominać, że ludność tego ogromnego kraju była absolutnie odcięta od zewnętrznego świata przez państwo monopartyjne, które ją na różne sposoby trzymało w garści. Na przykład przez oświatę. Gagarin należał do kolejnego pokolenia, które uczyło się z sowieckich podręczników historii i historii techniki. Tak więc z jego odpowiedzi wynikało, że pierwszy na świecie samolot został skonstruowany w Związku Radzieckim, toteż nakreślił śmiałą paralelę między pierwszym samolotem i swoim lotem w Kosmos, gdyż oba były rezultatem wyższości umysłu sowieckiego. Nie miał pojęcia o tym, że jego „droga ojczyzna” jeszcze nie istniała, kiedy w roku 1903 człowiek po raz pierwszy wzniósł się w powietrze na wówczas skonstruowanym samolocie. No cóż, to się stało w Ameryce… Tego także nie wiedział ten wspaniały sowiecki bohater, że podczas pierwszej wojny światowej — kiedy Związek Radziecki jeszcze nie istniał — rozgrywały się bitwy powietrzne na bojowych maszynach.