Oświadczenie Gagarina
Jak pamiętamy, Gagarin w swojej książce napisał, że przed startem nagrał krótkie oświadczenie na taśmę magnetofonową dla korespondentów Prawdy i Izwiestii. Później podkreślano, że ta wypowiedź miała miejsce „kilka minut przed startem w Kosmos”. Tekst zresztą składa się z samych sloganów i sformułowań, jakich żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie powiedziałby w takiej sytuacji. (Zacytuję kilka fragmentów: „Statek kosmiczny za kilka minut wyniesie mnie w nieznane, dalekie przestrzenie”, „spoczywająca na mnie kolosalna odpowiedzialność”, „podjąłem się tego lotu, gdyż jestem komunistą” i dlatego, że „partia komunistyczna i lud radziecki powierzyły mi to zadanie”). I znowu jeden kłopot: jeśli ta wypowiedź była nagrana przed startem, to dlaczego od razu jej nie nadano w radio? Jednocześnie z wiadomością, że niejaki Jurij Gagarin, nadporucznik, przed chwilą powrócił z Kosmosu? Czemu jej nie nadano przynajmniej nazajutrz…? A dopiero 17 kwietnia, a wiec 5 dni po rzekomym locie, taśma się objawiła! Pięciodniowe opóźnienie zamiast 5 minut z miejsca przesądza o wiarygodności całej historii. Jasne, że nagle wciągnięty, namówiony i wyuczony młody lotnik na wiele rzeczy nie miał czasu, musiał się przecież nauczyć, co ma mówić i jak się zachowywać wobec świata jako „pierwszy kosmonauta”, bohater całej ludzkości” itd. Wtedy nie starczyło czasu na nagranie wypowiedzi. Uzupełniono tę lukę kilka dni później…
Kto wiedział wcześniej o locie Gagarina?
To także ważne pytanie. W rzekomo przeprowadzonej rozmowie z Chruszczowem 12 kwietnia koło południa, towarzysz pierwszy sekretarz zapytał Gagarina, czy jego żona wiedziała o zaplanowanym locie w Kosmos. (Tu znowu uwaga w nawiasie: w społeczeństwie demokratycznym takiego pytania nikt by nie zadał, byłoby wręcz niezrozumiałe. Tam bowiem wszyscy znają wcześniej kosmonautów, wiedzą o zaplanowanych startach, wiedzą jakim statkiem kosmicznym mają lecieć i z jakimi zadaniami. Ta, więc i żona kosmonauty wie o tym, podobnie jak miliony współobywateli).
Takie pytanie mogło być postawione tylko w Związku Radzieckim. Tam bowiem lot w Kosmos to zagadnienie wojskowe i tajemnica. O locie Gagarina nikt nie mógł wiedzieć wcześniej. Nie jest prawdą, że tak wielu o tym wiedziało, jak później twierdzili reżyserzy. Pokutuje i takie twierdzenie — które ukazało się w wielu pismach — że podczas lotu dziennikarze dobijali się do żony Gagarina, podsłuchiwali, co mówi, robili zdjęcia i śledzili, jak przeżywa to wydarzenie. A przecież ani całemu krajowi, ani prasie, ani pani Gagarinowej nie powiedziano ani słowa i nie podano w radio czy telewizji, gdzie się w tej chwili znajduje Garagin i co robi. Komsomolska Prawda z wielkiej gorliwości doniosła wprost, że w czasie trwania lotu dziennikarze byli u żony Gagarina i „razem śledzili wiadomości w radio i telewizji”. Kto zna przebieg wydarzeń musi wiedzieć, że mogło to mieć miejsce dopiero po fakcie. O ile w ogóle taki lot byłby się odbył z udziałem Gagarina. W czasie rzekomego wydarzenia, jak już pisaliśmy, nie było żadnej trasmisji radiowej, czy telewizyjnej.
Mimo że z początku narzekano na brak energii (p. wyżej o połączeniach radiowych), to 24 kwietnia z dumą oświadczono, że przez cały czas lotu w kabinie działała kompletna aparatura telewizyjna, np. jedna kamera wprost, a druga z profilu filmowała Gagarina.
Nasuwa się jedno pytanie: dlaczego nigdy nie ujrzeliśmy tych zdjęć? Może dlatego, że nie ma w tym ani słowa prawdy?
W materiałach fachowych, dostępnych dzisiaj na Węgrzech — np. w encyklopedii lotów kosmicznych — na wielu stronach figurują techniczne opisy statków kosmicznych Wostok oraz ich urządzeń i aparatury. Nie potrzebuję chyba podkreślać, że nigdzie nie ma mowy o rzekomo wbudowanych kamerach telewizyjnych.
Było jeszcze jedno wydarzenie bardzo charakterystyczne dla ówczesnego ducha czasu, dla nastrojów euforii. Ogarnęły one ludzi, których wręcz olśnił i oślepił ten wspaniały sukces. Jest to do pewnego stopnia zrozumiałe, bo przecież wielu prostych, wprowadzonych w błąd obywateli sowieckich było przekonanych, że lot Gagarina dowodzi wyższości sowieckiej nauki systemu. Lecz mówiąc delikatnie wydaje się dziwnym, kiedy naukowiec występuje z jakimś piramidalnym idiotyzmem. W gagarinowej gorączce i to się zdarzyło.
Kilka dni po „locie” Gagarina prasa światowa podała tę wypowiedź. Kto nie wierzy, niech ją odszuka[7]. „Lot w Kosmos odmładza”; pod takim tytułem sowiecki uczony, członek Akademii Nauk (!) oświadczył, że jego zdaniem czas w przestrzeni kosmicznej przemija znacznie wolnież niż na Ziemi, więc tam nie grozi niebezpieczeństwo szybkiego starzenia się. Tak więc przyszły kandydat do nagrody Nobla proponuje, by w przestrzeni kosmicznej pobudować sanatoria, do których będą kierowani zmęczeni pracą robotnicy, a powrócą odmłodzeni…
Nasuwa się pytanie: czy lekarz, członek Akademii Nauk, mógł być w 1961 roku w Związku Radzieckim aż taki głupi? Wiedzieliśmy naturalnie, że lekarze sowieccy na podstawie programu nauki i zdobytej wiedzy mogliby u nas odpowiadać najwyżej felczerom (nie uczyli się nigdy łaciny ani innych obcych języków, a więc automatycznie byli odcięci od światowej medycyny i jej postępów), lecz tego nie przypuszczaliśmy. Jeśli z takimi tezami występowali poważni uczeni, to czego można oczekiwać od tzw. zwykłych ludzi? Jasne, że uwierzyli w bajkę o Gagarinie, albowiem marzyli o nowoczesnym bohaterze i tęsknili do jakiegoś wydarzenia, które by wreszcie udowodniło, że są lepsi od tych przeklętych amerykańskich kapitalistów…
Inne specyficzne cechy sowieckich badań kosmicznych
Jesteśmy w bardzo dziwnej sytuacji, lecz powoli przyzwyczajamy się do tego, że o sowieckich badaniach kosmicznych (i nie tylko o tym) znajdujemy dość krytyczne artykuły nawet w prasie sowieckiej. Oczywiście tego rodzaju tematy pojawiły się dopiero od roku 1988. I można z nich wyłowić bardzo dużo ciekawych informacji — nawet odnośnie dawnych spraw.
Oto np. artykuł z Komunista[8] J. Golowanow pod tytułem „Głasnost w przestrzeni kosmicznej” poddaje krytycznej ocenie owe lata, kiedy — cytuję — „nie umieliśmy opanować uczucia zadowolenia, zamroczeni radością pławiliśmy się w sukcesach i dawaliśmy się ponieść przesadzie wymyślając np. „gwiezdne statki-fabryki” i takie określenia, jak „na obrzeżu wszechświata”. Autor mówi też: większość była przekonana, że dokonanie zdjęć z niewido cznej strony Księżyca i lot Gagarina wynikają wprost z wyższości systemu socjalistycznego. Tak jak i ja to opisałem na jednej z poprzednich stron. Sowiecki autor był przy Gagarinie później, i chociaż bezwarunkowo wierzy, że towarzysz major obleciał Kosmos, wspomina jeden szczegół dający do myślenia. Zacytuję dosłownie ten fragment: „Później Gagarin mi powiedział, że ledwie pamięta, co się z nim działo 14 kwietnia 1961 od chwili, kiedy witany fanfarami szedł po czerwonym dywanie na lotnisku, a po bankiecie na Kremlu wraz z żoną zostali zawiezieni na wzgórze Lenina, do czystej i pustej willi, i tam w wielkim lustrze ujrzał sam siebie w mundurze majora z Orderem Złotej Gwiazdy na piersi”.
No cóż, dla skromnego oficera lotnictwa z Saratowa musiało to być nie lada przeżycie. I czym miał się za to wszystko odpłacić? Tylko braniem udziału w farsie która była stekiem kłamstw. Podjął się i wykonał to. Ale teraz nie to jest istotne. Czemu lot Gagarina był potrzebny? Sowiecki autor też dokładnie widzi prawdę (chociaż nie zna zakulisowych sekretów): „Od 9 maja 1945 (zwycięski koniec II wojny światowej) nie było ani jednego tak szczerego i ogarniającego cały naród zrywu, takiego prawdziwego entuzjazmu, takiej autentycznej demonstracji patriotycznego optymizmu, jak w dniach sukcesu Gagarina”.