Выбрать главу

„Po prostu nie mogli zrozumieć — skarży się — że podobnie jak we wszystkich dziedzinach, tak i tutaj mogą się zdarzyć błędy, a nawet są one organiczną częścią badań. Ukrywali się za tajnością, a w rzeczywistości samych siebie chcieli ochronić przed krytyką, aby sobie zapewnić spokojne życie” — pisał.

Gołowanow zarzuca im także, że pisząc o eksperymentach amerykańskich wyliczali tylko błędy, odsuwanie terminów itd., a milczeli o sukcesach „przeciwnika”. Wystarczy tyle: film o pierwszych astronautach na Księżycu pokazano w Moskwie, a więc ludziom sowieckim, po raz pierwszy dopiero w dwudziestą rocznicę tego wydarzenia… Autor nad tym ubolewa: „Kiedy 20 lipca 1969 roku ludzie włączali telewizory, żeby zobaczyć lądowanie Amerykanów na, Księżycu, pokazano im jakąś starą komedię filmową”.

Przypomina mi się prawdziwa anegdota na ten temat. Michael Gollins, amerykański astronauta, który był trzecim w załodze lądującej na Księżycu (i nie opuścił statku kosmicznego krążącego przez cały czas wokół Księżyca), przez radio skarżył się stacji na Ziemi (a słyszało go miliard ludzi): „Jestem najbliżej nich, mimo to nie widzę, co się z nimi dzieje”. Z Ziemi, ze stacji Houston tak go pocieszono: „Nie martw się, Michael, Rosjanie i Chińczycy też ich nie widzą…!”

Prasa sowiecka wówczas nie opublikowała nawet zdjęcia Armstronga. Tyle na ten temat.

W ostatnich kilku latach sytuacja się zmieniła, choć nie tak gruntownie jak w innych dziedzinach życia. Mania tajności wciąż jeszcze rozpościera czarne skrzydła nad sowieckimi badaniami kosmicznymi. Gołowanow pisze: „Bardzo dobrze, że telewizja transmitowała na żywo start Romanienki i Lawejkina; lecz odwaga nie poszła tak daleko, by nam powiedzieć, że ci dwaj lecą w Kosmos zamiast „pechowych” Titowa i Serebrikowa. Ani tego, że jednego z członków załogi lekarze w ostatniej chwili ściągnęli ze statku; komentującemu ten start kosmonaucie Greczko zabroniono poinformować o tym telewidzów. Kiedy zaskoczony Greczko pytał potem owych rozkazodawców, czemu nie pozwolono mu tego opowiedzieć, tamci odpowiedzieli pytaniem wyrażającym także zdumienie: »A po co o tym wspominać?« Z tego widać, ile ciężkiej pracy jeszcze stoi przed nami” — kończy swój artykuł Gołowanow. Podzielamy jego zdanie w całej rozciągłości.

Tak sobie myślę teraz, w latach 1989-1990, że sytuacja jest znacznie lepsza, gdyż ludność sowiecka zamieszkała w okolicach, gdzie znajdują się miejsca startu i lądowania statków kosmicznych, żąda ich likwidacji, powołując się na bezpośrednie lub, pośrednie niebezpieczeństwo i różne niedogodności. Dzisiaj znajdujemy w sowieckiej prasie liczne artykuły, a także w prasie zagranicznej, wykazujące jak bardzo w wielkim wyścigu Związek Sowiecki został zdystansowany przez Amerykanów. Kiedy w 1981 zaczęły latać amerykańskie promy kosmiczne, był to drugi cios wymierzony sowieckim „badaniom kosmicznym”, służącym wyłącznie celom propagandowym. Od pierwszych lotów pojedynczych kosmonautów minęło niemal trzydzieści lat i według ostrożnych szacunków w Związku Sowieckim wydawano rocznie około sześciu miliardów rubli na te badania, co stanowi bardzo poważną sumę. Nie zapominajmy przy tym, że udział w tym programie brało bardzo wielu ludzi o wielkiej wiedzy, którzy niezależnie od współzawodnictwa z Zachodem musieli walczyć nie tylko z Kosmosem, z prawami fizyki i może od, czasu do czasu z trudnościami finansowymi, lecz także z idiotycznymi sprzeciwami, ze ślepymi uliczkami i często niemożliwymi do zrealizowania wymaganiami kierownictwa ideologicznego. Dzisiaj już sowieccy autorzy nie ukrywają, że w minionych dziesięcioleciach kierownictwo decydowało, kiedy, jakie doświadczenia i loty kosmiczne mają być przeprowadzone. „Zamawiano” loty kosmiczne na partyjne i państwowe jubileusze tak, jak rozbawiony gość zamawia ulubioną piosenkę u cygańskiego skrzypka… Kiedy w roku 1987 podali do wiadomości, że oni też budują promy kosmiczne i wyprodukowali Burana, który — w tym zgodni są wszyscy specjaliści — co do włosa jest kopią amerykańskich promów,, nadszedł czas wielkiego przyznania się. Związek Sowiecki raz na zawsze przegrał wyścig i to dlatego, że stanął w ringu nie z poczucia obowiązku w stosunku do nauki, lecz gnany kolosalną błędną ideą.

Dzisiaj możemy wyczytać i to, czemu dawniej zaprzeczano: że eksploatacja księżycowych promów Buran jest 20 do 40 razy droższa, niż dawnych jednorazowych rakiet Sojuz i Proton, służących tym samym celom. Dziwne rzeczy dzieją się też ze zdjęciami robionymi z przestrzeni kosmicznej, na ogół nie służą one zgodnie ze swym przeznaczeniem. Tak więc roczny budżet na badania kosmiczne, który doszedł obecnie do czternastu miliardów rubli rocznie, nic nie daje, a tylko połyka pieniądze. Sporządzone przez wspomnianego już kosmonautę Greczko setki zdjęć po trzech latach nie były jeszcze wywołane! Tymczasem jest coraz więcej sygnałów, że Związek Sowiecki wykorzystuje rezultaty badań kosmicznych innych krajów, oczywiście w zamian za jakieś rekompensaty. Oto dokąd się stoczyło wszystko, co w roku 1961 zaczęło się od wielkiego kłamstwa.

„Skończyła się era bohaterów”

— głosi prasa zachodnia[9], lecz piszący zaznaczają, że wypadki zawsze się zdarzają i zdarzać się będą. Dawniej potrzebni byli twardzi chłopcy, którzy w bardzo jeszcze prymitywnych statkach kosmicznych wytrzymywali ciężkie próby fizyczne… Inne pisma też źle się wyrażają o sowieckich badaniach kosmicznych, podobnie piszą sowieckie wydawnictwa w obcych językach, przeznaczone dla zagranicy[10]. Doszło do tego, że posiadaną technikę i doświadczonych pracowników wynajmuje się krajom zachodnim, lub trzeciego świata, oferuje się na przykład wystrzelenie powierzonych satelitów.

Wypadki zatem były i będą. To że „były”, a więc w przeszłości, dlatego jest ważne, ponieważ w Związku Sowieckim też były, ale dopiero teraz odsłania się prawdę o wielu dawnych sprawach. W swoim czasie także prasa węgierska pisała o wypadku, który się wydarzył podobno jeszcze przed lotem kosmicznym Gagarina, 23 marca 1961 kandydatowi na kosmonautę Walentynowi Bondarenko[11]. Warto zacytować dosłownie opis Izwiestii, który ukazał się w dwadzieścia pięć lat po wypadku!

„Tego dnia Bondarenko zakończył dziesięciodniową zaprawę w komorze. (Mowa o akustycznej komorze ciśnieniowej — I. N.). On także, podobnie jak wszyscy kosmonauci, musiał odbyć próbę przebywania przez dłuższy czas samotnie, w izolacji od zewnętrznych hałasów. Ciśnienie w komorze było niskie, więc dla równowagi zawartość tlenu wysoka. Bondarenko, zdjąwszy z siebie czujniki konieczne dla obserwacji lekarskich, przetarł watą z alkoholem ich miejsca i nieostrożnie rzucił watę na płytkę włączonej maszynki elektrycznej. W nasyconym tlenem ciasnym pomieszczeniu komory wata natychmiast zajęła się płomieniem i zapalił się bawełniany kombinezon treningowy Bondarenki. Młody człowiek nie zasygnalizował niebezpieczeństwa, tylko usiłował sam zgasić płomienie. Lekarz dyżurny nie mógł otworzyć drzwi z powodu różnicy ciśnień. Bondarenko jeszcze był przytomny, kiedy go wyniesiono z komory i tylko powtarzał: „To moja wina”. Lekarze przez osiem godzin walczyli o jego życie, ale na próżno”.

No i proszę, mamy tu znowu kilka podejrzanych szczegółów. Zasięgnąłem opinii fachowców od lotów kosmicznych i oto na co zwrócili moją uwagę:

1) W podanych okolicznościach użycie alkoholu i maszynki elektrycznej jest niewiarygodne! Jeśli bowiem zawartość tlenu w atmosferze zamiast normalnej 21% wzrośnie nie nadmiernie, lecz zaledwie do 25%, to w obecności suchych palnych materiałów najmniejszy ogień staje się zalążkiem pożaru nie do ugaszenia. Nawet materiały o 10% zawartości wilgoci (drewno, tkanina wełniana itp.) zapalą się z 80% prawdopodobieństwem. Jest to powszechnie znane, tego uczą na wszystkich kursach dla strażaków. Trudno więc uwierzyć, by tego nie wiedzieli ludzie przeprowadzający lub nakazujący tak ważne doświadczenia. 2) Może jeszcze bardziej zdumiewające dla fachowców jest rzekome stosowanie przez sowieckich ekspertów w komorze doświadczalnej atmosfery o obniżonym ciśnieniu przy zwiększonej zawartości tlenu. Fachowcy dobrze obznajomieni z technikami lotów kosmicznych wiedzieli dotychczas (do czasu ukazania się wyżej wymienionego artykułu w Izwiestiach), że tego nie stosowano w sowieckich badaniach kosmicznych. Co więcej: kiedy w podobnej atmosferze zginęli kiedyś amerykańscy kosmonauci, w komentarzach sowieckich ekspertów z dumą oznajmiono, że u nich taka rzecz nie mogłaby się zdarzyć, gdyż takich anty-fachowych metod nie stosują…

вернуться

9

Neue Ziircher Zeitung; po węgiersku opublikowane w Yilagujsag 1990, nr 8, str. 20

вернуться

10

Na przykład w angielskojęzycznym Moscow News, 1989 wrzesień

вернуться

11

Magyar Nemzet (Naród Węgierski), 1986, 6 kwietnia