3) Nie z tego artykułu, lecz z innych źródeł wiemy: pod murami Kremla, między zasłużonymi dla państwa sowieckiego, spoczywa kosmonauta o nazwisku Bondarenko. Czy ktokolwiek uwierzy, że trafił tam nic nie znaczący 24-letni lekkomyślny młodzieniec, który nawet nie był „Bohaterem Związku Radzieckiego”, nie poleciał w Kosmos i nie dotarł w pobliże Bajkonuru? I wskutek własnej głupoty stracił życie, zanim zdołał się wsławić, by mieć zaszczyt spocząć w tak ekskluzywnym miejscu?
Nie potrzeba wielkiej wyobraźni, żeby sformułować niepokojącą myśclass="underline" czy nie Bondarenko jest tym, którego szukamy? Może to on był owym tajemniczym „towarzyszem X” albo „Iljuszinem”, jak ochrzciliśmy nieznanego kosmonautę? Tego, który rzeczywiście poleciał w Kosmos przed i zamiast Gagarina i zginął? Jeśli prawdziwa jest data podana w Izwiestiach (nota bene autorem artykułu jest ten sam Gołowanow, który kilka lat później napisał to, co podajemy na początku rozdziału, a więc mniej bojowy, a bardziej sceptyczny artykuł o sekretach sowieckich badań kosmicznych), to ów niezręczny Bondarenko zginął 23 marca 1961 roku. Nie wykluczone, że data nie jest dokładna; Bondarenko mógł być właśnie owym nieznanym kosmonautą z początku kwietnia 1961 roku. W takim razie staje się zrozumiale, czemu go pochowano pod murami Kremla!
Dalsze „sprostowania”
W dwudziestą piątą rocznicę „lotu” Gagarina, w kwietniu 1986 roku, prasa sowiecka wreszcie zareagowała na kilka oskarżeń dotyczących Gagarina. Serię tych artykułów prasa węgierska podała w skrócie[12]. Gazeta Magyar Nemzet na przykład bardzo krótki tekst na ten temat zaopatrzyła w tytuł: „Przed Gagarinem żaden kosmonauta nie odbył lotu w przestrzeń kosmiczną!” Twierdzenie bez argumentów nazwane „sprostowaniem” wcale nas nie zadowala i nie rozprasza poważnych wątpliwości. Cóż bowiem powiada na ten temat prasa sowiecka, wtedy jeszcze bardzo trzymana w garści?
„W prasie zachodniej co jakiś czas powraca twierdzenie, że przed pomyślnym lotem Gagarina w kwietniu 1961 roku miało miejsce kilka nieudanych prób. Wymienia się nazwiska i nawet daty, podawane są szczegółowe opisy rzekomych tragedii. Na przykład latem 1960 roku syn sławnego konstruktora samolotów, Włodzimierz Iljuszin, uległ wypadkowi samochodowemu i odniósł ciężkie obrażenia. Kilka pism amerykańskich zaczęło od razu dowodzić, że Iljuszin jest ofiarą nieudanego lotu kosmicznego. Podobnie krótko przed lotem Gagarina, w lutym 1961 roku, kilka gazet zachodnich napisało, że znowu sowiecki kosmonauta „przepadł” w Kosmosie. Wynikło to z tego, że kilka dni wcześniej sonda kosmiczna Wenus została wystrzelona w Bajkonurze, i że wskutek awarii aparatury rzeczywiście zeszła ze swej orbity. Ta sonda jednak nie miała nic wspólnego programem Wostok dotyczącym lotów człowieka”.
Później, po powrocie Gagarina, dla oczernienia wspaniałych rezultatów nauki sowieckiej, ukazywały się dalsze artykuły o rzekomo nieudanych eksperymentach sowieckich, w których zginęli piloci. Włoskie pismo Continental mówi o trzech, Washington Post o pięciu, amerykańskie Space Flight o ośmiu, a włoskie Corriere delia Sera o czternastu. „Prawda o tych sprzecznych z sobą oszczerstwach jest taka — oświadczali wielokrotnie sowieccy kosmonauci — że przed lotem Gagarina żaden sowiecki pilot nie podjął próby lotu w przestrzeń kosmiczną”.
Przyjrzyjmy się z bliska powyższemu tekstowi. Nie zaszkodzi mała analiza, przejdźmy punkt po punkcie, twierdzenie po twierdzeniu.
1) Zatem źródła zachodnie wymieniają nazwiska i podają szczegółowe opisy „rzekomych” tragedii. Może warto przyjrzeć się tym twierdzeniom. Wiemy co prawda, że jeśli w Związku Radzieckim ktoś ma przepaść, to przepadnie, choćby był znanym i przez cały świat poszukiwanym człowiekiem, a przez całe dziesięciolecia nie można nawet natrafić na jego ślad (jak np. Raoul Wallenberg, lecz nie tylko on). Po trzydziestu latach wyśledzić jacy, wręcz bezimienni młodzi sowieccy piloci zginęli podczas lotów na samolotach albo podczas eksperymentalnych lotów kosmicznych nigdy nie ujawnionych lub wręcz negowanych — to niemal beznadziejne poczynanie, jeśli się zna tamtejsze stosunki. Słówko niemal daje jednak małą nadzieję, bo przecież jeszcze mogą żyć naoczni świadkowie, członkowie ówczesnego personelu technicznego, lekarskiego i inni pracownicy; mogli oni to i owo widzieć, coś wiedzieć. Teraz może tak bardzo się nie boją…
2) Była już mowa o Włodzimierzu Iljuszinie, który uległ wypadkowi samochodowemu. Co by było, gdyby się go odnalazło, gdyby go zapytano? Czy i dzisiaj zeznałby, że to był wypadek samochodowy? Może akredytowani w Moskwie korespondenci zagranicznych pism, a także krążące po mieście plotki mogły mieć jakieś podstawy.
3) W artykule jest powiedziane, że Sowieci „kilka dni wcześniej”, to znaczy przed lotem Gagarina 12 kwietnia, wystrzelili w Bajkonurze sondę kosmiczną Wenus, która z powodu awarii zboczyła z orbity… No i proszę, piśmiennictwo fachowe nic o tym nie wie! W międzynarodowych almanachach eksperymentów kosmicznych wymienione są wszystkie pomyślne i nieudane próby (tym się różnią od list sowieckich, że w tych ostatnich podane są tylko udane próby…). W spisie eksperymentów Wenus figurują sondy kosmiczne wystrzelone w kierunku planety Wenus, a było ich dwanaście pozytywnie przeprowadzonych, gdyż rzeczywiście dotarły w przestrzeń międzyplanetarną. Jedno jest pewne: między l a 12 kwietnia 1961, to znaczy w okresie, na który powołuje się cykl artykułów Izwiestii, z Baj-konuru nie wystrzelono sondy Wenus. Można sobie bez trudu wyobrazić, że mimo wszystko twierdzenie prasy zachodniej jest prawdziwe: na początku kwietnia przeprowadzono próbę kosmiczną zakończoną katastrofą, i zamiast niej „wyrzucono” w Kosmos Gagarina, który nigdy w Kosmosie nie był. Czy tamtego prawdziwego kosmonautę zwą pechowym Bondarenko czy też Iljuszinem, dzisiaj jeszcze nie jest jasne.
4) Nie jest także jasne, co obecni albo dawniejsi kosmonauci mają wspólnego z całą sprawą. A przecież według omawianej serii artykułów twierdzą: Przed Gagarinem nikt nie latał w Kosmos. Skąd mogą to wiedzieć? Wyżej opisana chorobliwa mania tajności powodowała, że część wtajemniczonych też nie wiedziała, co się naprawdę dzieje. Kosmonauci prowadzący zaprawę w Gwiezdnym Miasteczku nie mieli pojęcia o wydarzeniach rozgrywających się w Kazachstanie, a pracujący przy projektowaniu rakiet i ich konstruktorzy, w rozrzuconych po Związku Radzieckim, ukrytych i dobrze strzeżonych bazach fabrycznych i instytutach — nie mogli nic wiedzieć o seriach wypadków. Zatrudnieni w Bajkonurze nie mogli wiedzieć, kim będą jutrzejsi i pojutrzejsi kosmonauci, ci bowiem przybywali na miejsce odpalenia rakiety zawsze tylko o dzień wcześniej. Każda grupa była odizolowana od pozostałych. Teraz powinni przemówić ci, którzy przed trzydziestu laty i później kierowali sowieckimi badaniami kosmicznymi (ci, których w przypadku Gagarina nazwałem reżyserami)! Oni i tylko oni znają całą prawdę, chociaż można sobie wyobrazić, że prawdę niepełną. Powoływać się na kosmonautów, na tych, którzy sami byli przedmiotami doświadczalnymi tego systemu opartego na kłamstwie — byłoby całkowitym błędem.