Выбрать главу

Byłoby ciekawe dowiedzieć się, co mówią o tym wszystkim członkowie pierwszej grupy. Zawsze wspomina się następujące nazwiska: Gagarin, Bielajew, Komarów, Leonów, Nikołajew, Popowicz i Titow. Właściwie nie wszyscy wymienieni mogą się wypowiedzieć. Bielajew (urodzony w 1925 roku) zmarł w 1970. Encyklopedie nie podają powodu śmierci. Gagarin, jak wiemy, także już nie żyje. A przecież i on nie był wcale stary. Komarów w wieku 40 lat, w 1967 stracił podobno życie przy lądowaniu. Pozostali o ile wiemy, żyją. Szczególnie ciekawe byłoby się dowiedzieć, co mówi Titow, niemal równy wiekiem Gagarinowi, i według wspomnień Gagarina nieodłączny jego przyjaciel. Czy widział na własne oczy, jak wystartował i powrócił na Ziemię serdeczny przyjaciel, z którym zawsze spał w jednym pokoju, nawet owego sławnego wieczoru 12 kwietnia 1961, po rzekomym powrocie Gagarina z Kosmosu?

W każdym razie daje do myślenia, że wyjaśnienie śmierci Bondarenki wypadło tak naiwnie. W ciągu minionych dziesięcioleci reżyserzy i ich dzisiemjsi następcy, jak się zdaje, bardzo mało się nauczyli. Wciąż jeszcze im się wydaje, że nielogicznymi bajkami można nas omamić — nas, to znaczy opinię światową.

(Prawdziwe wydarzenie: Kiedy później Gagarin odwiedził Afrykę, dziennikarze egipscy zapytali, czy podczas lotu miał przy sobie jakiś talizman. Odpowiedział: „Tak, w kieszeni skafandra miałem zaświadczenie, że jestem obywatelem radzieckim. To jest talizman najbardziej godny zaufania”).

Inne tajemnice

Teraz na krótki czas rozstaniemy się z Gagarinem, żeby później powrócić do niego i dalszych wydarzeń. W tym rozdziale mowa będzie o tym, że owszem, możliwe było utrzymanie w tajemnicy prawdy o okolicznościach niebyłego lotu. Tą trochę skomplikowaną metodą, raczej nie zwyczajną, chciałbym udowodnić, że można sobie wyobrazić i że było możliwe do zrealizowania oszustwo o tak olbrzymim wymiarze, które nazwać można oszustwem kosmicznym — właśnie w ówczesnych, tamtejszych warunkach. Ogromna konstrukcja kłamstwa, która w wolnym i demokratycznie funkcjonującym państwie zawaliłaby się w ciągu pięciu minut, tam funkcjonuje przez dziesięciolecia i wprowadza w błąd cały świat. Polityków, fachowców i opinię publiczną.

Śmierć atomowa w Związku Radzieckim

O tej sprawie była mowa w opublikowanych na Zachodzie wspomnieniach profesora Sacharowa. Sacharow był osobiście obecny przy kilku takich wybuchach, bo przecież nie bez powodu otrzymał miano ojca sowieckiej bomby wodorowej. W piśmie Der Spiegel duński dziennikarz opisuje wynik śledztwa, które przeprowadził w Związku Sowieckim[13]. Oto istota wydarzenia: w 1953 w pełnym toku były dokonywane próbne wybuchy sowieckiej bomby wodorowej, o zaledwie 100 km od Semipałatyńska. Jednostki Armii Sowieckiej, w sposób tam przyjęty i nie budzący, ani zdziwienia, ani sprzeciwu, oznajmiły ludności wsi Karaul, że nazajutrz wszyscy będą z niej ewakuowani. Ludzie i zwierzęta musiały wieś opuścić, z wyjątkiem 40 osób. Umyślnie je tam zostawiono, żeby na nich obserwować działanie bomby wodorowej.

Spośród tych czterdziestu niewielu płzeżyło. Wybuch był dla nich przerażający, chociaż nie wiedzieli, co się dzieje. Podejrzewali jakiś wojskowy eksperyment i mieli rację. Po „króliki doświadczalne” wkrótce zjawili się żołnierze w ochronnych kombinezonach. Zmierzyli napromieniowanie nieszczęśników, potem każdemu dali po dwie setki wódki. Nie wyjaśniono, czy na pocieszenie, czy był to element sowieckiej metody leczenia napromieniowania… Po kilkutygodniowej kwarantannie pobrano od nich krew. U większości z nich obserwacja została przedłużona do 45 dni i miała miejsce w jamiś instytucie medycznym do dzisiaj nie ujawnionym. Pod koniec lat osiemdziesiątych spośród tych czterdziestu ludzi żyło już tylko siedmiu, w większości od dziesiątków lat byli sparaliżowani, schorowani. Pozostali zmarli przed dojściem do pięćdziesiątki na leukemię i różne choroby nowotworowe.

Z artykułu wynika jeszcze jedno. Otóż w latach pięćdziesiątych w tamtych stronach było to normalne zdarzenie. Przeprowadzono 500 (!) doświadczalnych wybuchów atomowych, w tym 161 na powierzchni ziemi, co musiało na znacznej przestrzeni skazić (i skaziło) mieszkańców. Do końca lat osiemdziesiątych, oczywiście (?), nikt nie śmiał pisnąć. Ludzie byli okropnie zastraszeni. Sprawy tak się potoczyły, że w lutym 1989 roku władze zostały zmuszone do wyrażenia zgody na zorganizowanie ruchu obywatelskiego, który podobnie jak zachodnie i wschodnio-europejskie ruchy ochrony środowiska, walczy o wolne od zagrożenia środowisko w Kazachstanie i o odszkodowanie dla ofiar dawnych doświadczeń, będących jeszcze przy życiu.

Na terenach rozciągających się w pobliżu dawnych poligonów eksperymentalnych wciąż jest bardzo dużo zachorowań na raka. Ofiary badano od czterdziestu lat (a chodzi o wiele tysięcy osób!), począwszy od czasów, gdy na czele tajnej policji Stalina stał Beria, aż do lat osiemdziesiątych, lecz o rezultacie „eksperymentu” nigdy społeczeństwa nie poinformowano, a nawet do niedawna temat stanowił tajemnicę państwową.

Tamten eksperyment nie był jedyny. Mniej więcej w tym samym czasie Trud pisał: W 1954 przeprowadzono na żywo manewry z bombą atomową, podczas których celowo poświęcono ludzi, w tym wypadku żołnierzy. Było to 15 września 1954. Na godzinę 934 z odległości wielu tysięcy kilometrów skierowano pułk nadbałtycki na otwarty teren, gdzie zastał ich wybuch atomowy. Wielu uległo napromieniowaniu, w tym także oficerowie. Niektórzy po dziesiątkach lat cierpieli na straszne choroby i umierali stosunkowo młodo, w zasadzie bez pomocy lekarskiej. Lekarze bowiem nie otrzymali żadnej informacji o prawdziwym początku choroby, a nawet odwrotnie — chorym i ich rodzinom zakazano o tym mówić… U trzydziestoletnich ludzi stwierdzano zawały serca, niedowład rąk i nóg, ślepotę, przerzuty rakowe. Taki los spotkał kilka tysięcy żołnierzy, których w latach pięćdziesiątych, już po śmierci Stalina, skazali w ten sposób bezlitośni dowódcy. Artykuł rzuca światło na fakt, że takie wypadki miały miejsce nie tylko wtedy; trwały do roku 1963, kiedy Związek Sowiecki, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania podpisały układ o zakazie prób atomowych w atmosferze. Przedtem nie tylko w Kazachstanie, lecz i gdzie indziej, przeprowadzano takie sadystyczne eksperymenty na ludziach, a z całą pewnością również w 1958, gdyż opowiedzieli o tym ci, którzy je przeżyli.

W 1989 prasa sowiecka opisała także inny wybuch atomowy, dokonany w celach wojskowych[14]. Prawda, że od tego czasu minęło najmniej 35 lat. Stało się to dokładnie 14 września 1954 roku, na dość gęsto zaludnionym terytorium, w południowych okolicach Uralu, między Orenburgiem i Kujbyszewem. Na rozległym poligonie wojskowym już w lutym rozpoczęto przygotowania. Żołnierze zajęli także tereny sięgające do 30 kilometrów poza poligon. Wszystko tak wyglądało, jakby się gotowali do wojny. Zbudowano nowe budynki, punkty dowodzenia, na teren przewidzianego wybuchu zapędzono bydło. Zwieziono tam wojskowe środki transportowe, czołgi i działa. Mieszkańców sąsiednich wiosek ewakuowano wyjątkowo do pobudowanych w tym celu tymczasowych osiedli. „Bombardowanie” z samolotów oczywiście ćwiczono także przedtem, ale bez nuklearnych głowic. Na koniec przybyli marszałek Żuków, chiński minister obrony Peng Te Huai, członek Akademii Kurczatow, jeden z twórców programu atomowego, oraz wielu innych prominentów.

вернуться

13

Po węgiersku Yilagujsag podał na początku 1990 roku: „Ofiary sowieckich wybuchów atomowych. Ludzie jako króliki doświadczalne”

вернуться

14

Sowietskij Patriot (Moskwa) 1989, 13 września. Artykuł Michaila Bobiljewa