27 marca 1968 rano, o 915, Gagarin stawił się razem z Serjoginem, podpisali konieczne dokumenty i podano im do wiadomości, dzienny program lotów i jakie mają być wykonane zadania. Lecz dopiero o 1019 dostali zezwolenie na start, przynajmniej to jest uwidocznione w dzienniku lotów. Praktycznie po 10 minutach zakończył ćwiczenie (chociaż na ten dzień przewidziane były dwa 30-minutowe loty), i o 1030, gdy Gagarin zgłosił się pod numerem 625, kazano mu wrócić. Według Leonowa było to tak, że sam Gagarin prosił o zezwolenie lotu w kierunku 320 (z powodu stałego nasłuchu amerykańskiego tą cyfrą usiłowano utajnić powrót do bazy). „Potem łączność radiowa została przerwana” — piszą Leonów i członek Akademii Bełocerkowskij. Natomiast według kosmonauty Beregowoja odbyło się to nieco inaczej; „Gagarin: tu 625, zadanie wykonałem. Wysokość 5200…” Z ziemi dowódca lotów: Utrzymuj wysokość”.
I na to nie było już odpowiedzi, eter milczał.
A dlaczego? Czemu nie odpowiedział, jeżeli był na wysokości ponad pięciu tysięcy metrów i samolot zaczai spadać? Miałby czas powiedzieć dwa słowa. I to jest podejrzane, czemu z ziemi sprawdzano wysokość, na której leci? Można przypuszczać, że podana wysokość i pomiar radarowy wykazywały jakąś różnicę. Dlatego potrzebne było ponowne sprawdzenie. Ale po co, jeśli Gagarin był takim doskonałym lotnikiem, jak to później twierdzono, a poza tym tuż za nim siedział jeden z najlepszych instruktorów i mógł w każdej chwili mu pomóc, o ile znamy maszyny ćwiczebne MIG-15? Na tych maszynach pilot i instruktor mają identyczne urządzenia sterownicze, podobnie jak w samochodach do nauki jazdy, w których instruktor może pedałami kontrolować kierowcę, a nawet — zatrzymać, przyspieszyć, hamować itd. Tak więc, na tym MIG-u 15 Serjogin miał te wszystkie możliwości… i nic nie zrobił?
To także jest podejrzane: czemu Leonów i jego współautor nie cytują tej części trzydziestotomowego protokołu? Czemu usiłują ją zataić?
„Według analizy, minutę później samolot Gagarina wrył się w ziemię”. No tak, późniejsze badanie miejsca katastrofy pozwala wyciągnąć wniosek, że tak się istotnie stało. Maszyna była już tylko ogromną bryłą metalu, która nie dała sobą kierować, a z uwagi na swą szybkość wryła się w ziemię niczym pocisk, tworząc wielki krater.
Waga takiego MIG-a to ok. 6,5 tony (zależnie od wyposażenia), i jeśli taka bryła z własną szybkością pędzi z wysokości 5000 metrów, i pod kątem 60-70° uderza w ziemię, to musi powstać tylko krater. I to taki, że motor maszyny wbija się w głąb i znika pod ziemią. Podobno silnik tej maszyny trzeba było po prostu wykopać.
Jeden z artykułów ogranicza się do wyliczenia faktów, drugi nabiera cech dramatycznego eposu. Ten drugi, wariant Beregowoja, opisuje, co się działo w Gwiezdnym Miasteczku na wiadomość o katastrofie Gagarina. W audycjach radiowych też były niezgodności. Leonów i Biełocerkowskij chcieli za wszelką cenę wykazać, że Gagarin był do końca czysty i zachował się bohatersko. Dziwne, że Beregowoj podaje zakodowany kierunek powrotny jako 320, tymczasem u Leonowa jest to 620. Według Beregowoja, jak to już wyżej opisaliśmy, na ostatni rozkaz kontrolny nie było już odpowiedzi od Gagarina. Według Leonowa natomiast rozwinął się gładki dialog, mogący uradować serce każdego pilota i każdego kierownika lotów na ziemi: „Gagarin — Tu 625, zadanie w przestrzeni 20 wykonałem, proszę o zezwolenie lotu do 620”. „625, zezwalam”. „Zrozumiałem, wykonam!” i do tego autorzy dodają: „Takie były ostatnie słowa Gagarina”.
Tak więc mogły być różne ostatnie słowa, zależnie od tego, którego autora czytamy…
Beregowoj jako własne przeżycie opisuje, że Nikołaj Kuzniecow, dowódca Szkoły Kosmonautów i Nikołaj Kamanin (jakiś dowódca o nieokreślonej randze i funkcji) w pierwszej chwili nie chcieli uwierzyć w podana wiadomość, tak samo zresztą jak przyjaciele Gagarina i wśród nich Beregowoj. Było to, należy przypuszczać, 27 marca w południe lub po południu, choć w tekście nie jest to sprecyzowane. Wiadomość podawała, że Serjogin i Gagarin w czasie lotu ćwiczebnego zniknęli i nic o nich nie wiadomo. Chyba w Gwiezdnym Miasteczku zawrzało, a może wcale nie? Z tekstu bowiem wynika, że poza kilkoma wtajemniczonymi nikt się, o tym nie dowiedział, a ów Kamanin nawet zabronił, by zawiadomiono żonę Gagarina… Oczywiście, pewnie mieli nadzieję, że wiadomość okaże się nieprawdziwa. Lecz godziny mijały. Wtedy podobno helikoptery szukały maszyny, lecz dopiero późnym popołudniem znaleziono krater. Na tej szerokości geograficznej w marcu wcześnie się ściemnia. Poszukiwania podjęto nazajutrz, kiedy się rozwidniło. Nie jest więc prawdą, co pisze Leonów, że Jednostki ratunkowe natychmiast zabezpieczyły miejsce katastrofy”. Wdług Beregowoja w poszukiwaniach brały udział nie tylko helikoptery (na wysokości 50-100 metrów), lecz także samoloty IŁ-14 lecące na wysokości 300 m nad ziemią, przeczesując cały teren ćwiczebny. Podczas gdy trwały poszukiwania, wydano rozkaz, by każdego zapytać, czy w ciągu ostatnich dwóch dni stykał się z Gagarinem, a jeśli tak, to o czym rozmawia. Niektórzy bowiem podejrzewali nie tylko sabotaż, lecz i zamiary samobójcze, chociaż nie wynika to całkiem wyraźnie z tekstu. Była jeszcze nadzieja, że samolot z czymś się zderzył, piloci katapultowali się, i gdzieś na ziemi lub w lesie oczekują pomocy.
Tegoż dnia około godz. 16 wydawało się, że znaleziono krater, lecz było zbyt ciemno i przy pochodniach niewiele widziano. (Tu uwaga: czyżby w roku 1968 sowieccy lotnicy nie znali latarek kieszonkowych?) Było zimno, nocą nastał mróz. Ekipy ratunkowe idąc od krateru przeszukiwały pieszo okolicę, szukając pilotów, lecz ich nie znaleźli.
Nie zaprzestawali poszukiwań i była już późna noc, kiedy znaleziono najpierw mapnik, a potem jego właściciela. Było to ciało Serjogina. Nieco dziwnym się wydaje, że tej nocy — chociaż już natrafiono na krater! — wojskowi radiowcy przez długie godziny nawoływali w eterze Gagarina („625, 625!”), lecz ten się nie zgłaszał. W nocy o wpół do pierwszej zaczęła się narada pospiesznie zwołanej komisji specjalnej; w tej sprawie rozkaz wydał Dowódca i Marszałek Sowieckich Sił Lotniczych. Widać było, że śmierć Gagarina została uznana za ważną sprawę, wielu decydentów tej nocy nie spało. Jeszcze przed północą rozpoczęły się przesłuchania tych, którzy w minionych dniach z „kosmonautą” zamienili chociaż słowo. (Ciekawe, nic nie wskazuje na to, żeby się zainteresowano, czy to nie Serjogin nosił się z myślą o samobójstwie? Beregowoj tego nie pisze, ale wydaje się oczywiste, że te rozmowy niczego nie wyjaśniły). Gagarin był podobno taki sam jak zawsze, przecież nje mógł przeczuć, co go czeka. Na ogół ludzie (i chyba na szczęście) nie znają swego losu. W nocy przygotowano cztery IŁY-14 i oddziały ratunkowe na nartach; postanowiono także zacząć prace przy kraterze, jak tylko wstanie dzień. Ponieważ znaleziono tylko ciało Serjogina była nadzieja, że Gagarin zdołał się katapultować i znajdą go żywego.