Jak już wspomniano: na podstawie pośrednich dowodów twierdzimy, że Gagarin nigdy nie był w przestrzeni kosmicznej. Dla celów propagandowych przeprowadzono w Związku Sowieckim przedwczesny eksperyment, który się nie udał, i dopiero wtedy, pod naciskiem rozgłoszonych już wiadomości (i z powodu zbliżającego się terminu amerykańskich doświadczeń) trzeba było wydobyć z nicości człowieka, którego da się mianować kosmonautą i wmówić światu, że ten człowiek już odbył wielką podróż.
Potrzebny był człowiek godny zaufania. Tak, podporucznik Jurij Gagarin, potem porucznik i major, był istotnie godny zaufania, gdyż najważniejszym wydarzeniem jego życia przed lotem kosmicznym — jak sam to później oświadczył — było przyjęcie go do partii…
Ale teraz po kolei. Otóż wtedy, kiedy wszyscy już rozprawiali o locie w Kosmos, w środę, 12 kwietnia przed południem TASS podała o tym wiadomość, którą MTI (Węgierska Agencja Prasowa) odebrała o godzinie 930. Z uwagi na różnicę czasu zegary w Moskwie wskazywały wtedy godz. 1130.
Oto zaczęła się era kosmiczna — oznajmiono triumfalnie w Moskwie. Rosjanie byli już skłonni zapomnieć o własnym, pierwszym sputniku z 1957 roku. Loty kosmiczne człowieka otwierają nowe perspektywy w dziejach ludzkości — grzmieli. Faktycznie nie można zaprzeczyć, że chodziło o wielkie współzawodnictwo. Wielu o tym wiedziało i w Ameryce, i na Zachodzie. Nie zaszkodzi zacytować: „Przed lotem” Gagarina w Stanach Zjednoczonych wystrzelono łącznie 42 sputniki, w Związku Radzieckim zaś wszystkiego 12 sztucznych księżyców wyprawiono na orbitę dokołaziemską… Choćby tylko dlatego mieli złe samopoczucie. Konieczny był jakiś wielki sukces.
Lecz kto naprawdę odbył lot kosmiczny — i kiedy?
Dziwnym trafem pewnej pomocy w ustaleniu faktów dostarczył ówczesny korespondent węgierski w Moskwie. O tym, że coś było nie w porządku, doniósł w swoim pierwszym sprawozdaniu z 13 kwietnia. Żeby nie było nieporozumień: ukazało się to w druku. Wspomina, jak na sensacyjną wiadomość zareagowali wszyscy korespondenci prasy międzynarodowej, akredytowani w Moskwie. Są tam dwa zdania, które dzisiaj nie wydają się już dziwne, lecz są raczej dowodem. Cytuję: „I tak rozpoczęła się zacięta walka o sekundy między wielkimi zachodnimi agencjami prasowymi. Jak to było możliwe, że natychmiast dostały wolne połączenia kablowe? Otóż międzynarodowe agencje już od czterech dni, poświęcając tysiące dolarów, utrzymywały stałą łączność z moskiewskimi korespondentami…”
Musiał chyba być jakiś powód, prawda? A więc począwszy od 8 kwietnia nie tylko w Moskwie, lecz i za granicą, przede wszystkim na Zachodzie wiedziano już, że coś się szykuje. Albo — tak my uważamy — coś już się stało. W roku 1961 sytuację korespondentów zagranicznych w Moskwie w niezwykłym stopniu utrudniały władze i tajna policja. Nie mogło być mowy o tym, by opuszczali Moskwę i na własną rękę zdobywali wiadomości. Taki krok w dobrze pilnowanym mieście równałby się zawodowemu samobójstwu, w najłagodniejszej formie groził cofnięciem akredytacji, albo oskarżeniem o szpiegostwo… (Te zarządzenia byty w mocy do lat osiemdziesiątych). Tak więc zagraniczni dziennikarze, jeśli chcieli wykonywać swoje zadania byli zdani na miejscowych informatorów i na plotki. Od organów urzędowych zamiast rzeczywistych informacji otrzymywali tylko propagandowe frazesy lub kłamstwa; w tym wypadku też nie było inaczej. W mieście mówiono, że była próba lotu w Kosmos, ale się nie udała. A może nie było? W każdym razie donieśli o tym na Zachód, a tamtejsze agencje prasowe przygotowały się: wkrótce krążące wiadomości zostaną potwierdzone przez źródła oficjalne. Od 8-go kwietnia czekali i naprawdę kosztowało ich to niemało.
Ktoś mógłby powiedzieć: przy wydarzeniach o takim znaczeniu nie da się uniknąć, by ludzie nie plotkowali, by już wcześniej nie było przecieków. Ja zaś powiadam: z zachowania tajemnic imperium sowieckie zdało egzamin celująco (patrz dalej do rozdziału na ten temat) i kierownictwo nie miało tego rodzaju kłopotów. Poza tym wystrzelenie pierwszego sputnika w 1957 roku było w swoim czasie jeszcze większym wydarzeniem, a przecież do ostatniej chwili nie było najmniejszego przecieku!
Łączność radiowa
Po wystrzeleniu pierwszego sputnika podano długość fali, na której każdy mógł usłyszeć jego sygnał. Pamiętamy chyba: często stacje nadające program podawały sygnał bip-bip. Teraz, kiedy zdarzyła się tak ważna rzecz, jak rzekomy lot Gagarina, nie podano z góry takiej informacji, nikt więc nie mógł usłyszeć sygnału. Natomiast Frankfurter Allgemeine Zeitung w tym czasie opublikował małą ukrytą wiadomość, z której wynikało, że kilka dni wcześniej zachodni nasłuchiwacze radiowi (z pewnością chodziło o wojskowy nasłuch elektroniczny) słyszeli rozmowę w języku rosyjskim między Ziemią i przestrzenią kosmiczną. Nie byli co prawda całkiem pewni, czy jeden z mówiących faktycznie mówił z Kosmosu.
Po locie Gagarina władze sowieckie oficjalnie podały do wiadomości długości fal, których używano podczas lotu. (Dlaczego dopiero po fakcie?) Oto one: w zakresie fal krótkich — częstotliwość 9,019 i 20,006 MHz, a w zakresie UKF 143,625 MHz. Ponieważ ogłoszono to post factum nikt już nie mógł skontrolować po ukazaniu się tamtej wiadomości, czy istotnie była to rozmowa rosyjska i głos Gagarina. Czy rozegrało się to rzeczywiście 12 kwietnia rano? A może kiedy indziej? Albo… wcale nie?
Lot — wersja oficjalna
TASS podała do wiadomości, że Jurij Aleksiejewicz Gagarin, urodzony w 1934 (a zatem miał wtedy dwadzieścia siedem lat), 12 kwietnia przed południem jako pierwszy w dziejach ludzkości dokonał lotu kosmicznego dokoła Ziemi. Lot trwał 89,1 minut w jednoosobowym statku kosmicznym typu Wostok, który szczęśliwie powrócił na Ziemię w wyznaczony z góry rejon na terytorium Związku Radzieckiego.
Statek kosmiczny tego dnia według czasu moskiewskiego wystartował o godzinie 907 z Bajkonuru (o tym będzie też mowa dalej…), o 922 przeleciał nad Ameryką Południową, o 1015 nad Afryką, a o 1025 na sygnał nadany z ziemi włączyło się urządzenie hamujące i kabina kosmiczna po dokonaniu jednego okrążenia Ziemi wylądowała w pobliżu jakiejś wioski koło Saratowa o g. 1055.
Czas trwania lotu: najpierw przez kilka dni podawano 89,1 minut. W następnych latach oceniano czas lotu na 108 minut. Oczywiście zależało to od tego, jaki odcinek lotu był oceniany. Prawdopodobnie odliczono czas startu i lądowania, stąd owe 89 minut, potem zaś dodano ów czas i wyszło 108 minut.
Ważna uwaga: o fakcie lotu kosmicznego TASS poinformowała po odbyciu lotu. Nie przedtem, nie podczas lotu i nie minutę po lądowaniu, tylko nieco później.
Dokładnie 35 minut potem, jak kosmonauta rzekomo znalazł się na Ziemi w pobliżu Saratowa. O tym będzie jeszcze mowa w dalszym ciągu tych wywodów.