Выбрать главу

— To wybitnie irytująca osoba — wysapał. — Jak na uzdrawiacza umysłu jest szczególnie niesympatyczny i niewrażliwy. Wprawdzie nie jestem specjalistą, ale powiedziałbym, że zapewne bardziej szkodzi swoim pacjentom, niż im pomaga.

Timmins pokręcił powoli głową.

— Bardzo się pan myli — stwierdził. — Major zwykł mawiać, że jego praca polega na upuszczaniu powietrza tym, którzy są zbyt nadęci. Jeśli nie spotkał się pan dotąd z tym ziemskim powiedzeniem, później je panu wyjaśnię. Jest bardzo dobrym psychologiem, najlepszym, jakiego mógłby sobie życzyć ktoś w prawdziwych kłopotach, lecz zwykł traktować w podobnie sarkastyczny sposób również tych, którzy nie są jego pacjentami. Nawet jeśli nie ma powodów interesować się nimi zawodowo. Gdyby zaczął okazywać panu współczucie albo zrozumienie, traktować jak pacjenta, a nie jak kolegę, znaczyłoby to, że znalazł się pan w bardzo nieciekawej sytuacji.

— Chyba nie rozumiem… — rzekł Gurronsevas.

— W rzeczy samej wykazał się pan sporym opanowaniem — dodał porucznik z uśmiechem. — Ten gabinet jest dźwiękoszczelny. W zasadzie jest, bo i tak często coś słyszymy. Tymczasem pański podniesiony głos dobiegł nas tylko raz. Wielu próbuje trzaskać drzwiami, gdy wychodzi od szefa.

— Przecież to przesuwane drzwi…

— I tak próbują.

ROZDZIAŁ TRZECI

Kabina była o wiele mniejsza od jego mieszkania w Retlinie, ale piękny, zajmujący całą ścianę, niemal trójwymiarowy obraz przedstawiający tralthańskie góry przydawał jej przestronności. Kolory pozostałych ścian i sufitu odpowiadały jego przyzwyczajeniom. Niewielkie, ale wygodne zagłębienie sypialne z pochylnią wejściową wpuszczono w podłogę tuż pod obrazem. Pokój został wyposażony w moduł antygrawitacyjny, co pozwalało regulować siłę ciążenia na czas ćwiczeń albo wypoczynku. Było to bardzo przydatne, gdyż w większości pomieszczeń Szpitala utrzymywano przyciąganie o połowę mniejsze niż na Tralcie. W narożniku tkwił komunikator z wielkim ekranem, dwa kontenery (duży i mały), które przywiózł na Tennochlanie, czekały przy wejściu.

— Nie oczekiwałem czegoś aż tak miłego, poruczniku — powiedział Gurronsevas. — Bardzo dziękuję za starania.

Timmins uśmiechnął się i machnął ręką, jakby chodziło o drobiazgi. Potem wskazał konsolę komunikatora.

— To standardowy model — wyjaśnił. — Daje dostęp do wielu kanałów medycznych oraz informacyjnych. Jeden z nich pozwala zapoznać się z układem Szpitala i dokładniej studiować jego wybrane fragmenty. Dla zrozumienia wszystkiego będzie pan potrzebował wielofunkcyjnego autotranslatora, który leży na module. Niestety, kanały rozrywkowe… Na tych dla ludzi nadają ciągle same starocie, rzekomo z innymi jest podobnie. Chodzą słuchy, że odpowiedzialny za stażystów starszy lekarz Cresk — Sar specjalnie tak to urządził, aby zachęcać wszystkich do nauki. Co ciekawe, O’Mara nigdy oficjalnie temu nie zaprzeczył.

— Rozumiem i współczuję — mruknął Gurronsevas.

Timmins uśmiechnął się znowu.

— Tutaj i tutaj ma pan schowane w ścianie szafy, tam i tam są wysuwane bolce do wieszania obrazów. Widzi pan, jak to działa? Pomóc panu przy rozpakowywaniu i układaniu rzeczy?

— Nie mam ich tak wiele, pomoc nie będzie zatem potrzebna — odparł Tralthańczyk. — Prosiłbym jednak, aby ten większy kontener został jak najszybciej umieszczony w chłodni, najlepiej takiej, do której miałbym swobodny dostęp. Jego zawartość przyda mi się przy pracy.

Na twarzy Timminsa odmalowała się ciekawość, której jednak Gurronsevas nie zamierzał na razie zaspokajać.

— Na końcu korytarza jest chłodnia — rzekł oficer. — Chyba nie będę ściągał wózka antygrawitacyjnego. Skrzynia wygląda na dość lekką.

Kilka chwil później cenny kontener znalazł się w schowku, Timmins zaś spytał, czy Tralthanczyk pragnie teraz odpocząć.

— A może chce pan zacząć zwiedzanie Szpitala? — dodał. — Począwszy, na przykład, od stołówki ciepłokrwistych tlenodysznych?

— Ani jedno, ani drugie — odparł Gurronsevas. — Wrócę do siebie i przyjrzę się planowi Szpitala. Prędzej czy później i tak będę musiał się go nauczyć i… jak wy to mówicie?… stanąć na własnych nogach.

— Rozumiem. Ma pan numer mojego komunikatora. Proszę dzwonić, gdyby potrzebował pan pomocy — rzekł porucznik.

— Dziękuję. Zapewne pańska pomoc będzie mi potrzebna. Mam tylko nadzieję, że niezbyt często.

Timmins uniósł rękę i wyszedł bez słowa.

Następnego dnia Gurronsevas dotarł na właściwy poziom bez pytania o drogę, głównie jednak dzięki temu, że ruszył w ślad za dwiema melfiańskimi studentkami, które głośno wyrażały niepokój, czy zdążą coś zjeść przed wykładem. Był wszakże pewien, że teraz trafi już do stołówki samodzielnie.

Nad szerokim, pozbawionym drzwi wejściem widniały napisy w czterech podstawowych językach Federacji: tralthańskim, orligiańskim, ziemskim i illensańskim. Wszystkie obwieszczały to samo, dodatkowo nagrany głos powtarzał tę informację na użytek autotranslatorów przedstawicieli pozostałych ras:

STOŁÓWKA

dla klas

DBDG, DBLF, DBPK, DCNF, EGCL, ELNT, FGLI, FROB

Istoty klas GKNM i GLNO

wchodzą na własną odpowiedzialność

Gurronsevas przekroczył próg i zamarł porażony widokiem tylu obcych zgromadzonych w jednym miejscu i zgiełkiem ich rozmów. Wszyscy zdawali się szczekać, chrząkać, piszczeć, świergotać, gwizdać i pojękiwać równocześnie.

Sam nie wiedział, jak długo stał w wejściu, patrząc na lśniącą podłogę z szeregiem stołów i siedzisk przeznaczonych dla rozmaitych ras. Nigdy dotąd nie widział czegoś podobnego. Byli tam Kelgianie, lanie, Melfianie, Nidiańczycy, Orligianie, Dwerlanie, Etlanie, Ziemianie i oczywiście Tralthanczycy, ale dojrzał też sporo innych istot, których nie znał. Wielu konsumentów siedziało przy stołach dla zupełnie innych gatunków i posługiwało się całkiem egzotycznymi dla siebie sztućcami, zapewne tylko po to, aby móc porozmawiać podczas obiadu z przyjaciółmi.

Widział istoty, które mogły imponować swoją siłą, ale i takie, które wyglądały jak zrodzone z najmroczniejszych koszmarów. Dojrzał też osobnika o trzech parach przepięknie mieniących się skrzydeł. Owadopodobny wydawał się tak kruchy, że Tralthańczyk natychmiast zaniepokoił się o jego bezpieczeństwo w tej ciżbie. Przy mało którym stole można było dostrzec wolne miejsce.

Nie ulegało wątpliwości, że w Szpitalu nie zbywa na wolnej przestrzeni i że pracujący razem starają się też razem jadać. Gurronsevas miał tylko nadzieję, że wszyscy nie musieli zamawiać tego samego.

Zastanowił się, czy dałoby się przyrządzić danie, które każdy ciepłokrwisty tlenodyszny zjadłby ze smakiem, i doszedł do wniosku, że to prawdziwe wyzwanie dla wielkiego Gurronsevasa. Nagle ktoś wpadł na niego z tyłu.

— Nie stój w przejściu! — usłyszał od Kelgianki o srebrnym futrze, która przepchnęła się obok.

— Jak będziesz tak stał i patrzył, to zagłodzisz się na śmierć — dodała jej towarzyszka.

Gdy zrobił kilka kroków do środka, dotarło do niego, że jest głodny, ale ciekawość była silniejsza. Chciał bliżej przyjrzeć się temu pięknemu owadopodobnemu, który unosił się nad stołem dla Melfian. Poniżej było wolne miejsce.