— Chciałem zaproponować to samo, przyjacielu Gurronsevas — powiedział ku jego zdumieniu empata. — Sytuacja pogarsza się raptownie, szybciej, niż myślisz, i to bez widomego powodu. Wiesz, że zerwali całkowicie kontakt? Wyłączyli komunikatory, które im zostawiliśmy, powiedziawszy tylko, że nie jesteśmy już mile widziani w kopalni. Creethar to teraz jedyne łączące nas z nimi ogniwo, ale i on powtarza tylko nieustannie, że nie chce rozmawiać z przybyszami z innych światów.
Prilicla wskazał łóżko pacjenta i wolno podleciał w tym kierunku. Na pokładzie medycznym nie było akurat nikogo więcej, być może dlatego, że stan łowcy się ustabilizował, a może też dlatego, że zaczął on protestować przeciwko ich towarzystwu. Dobrze byłoby sprawdzić.
— Klinicznie rzecz biorąc, przyjaciel Creethar jest w całkiem dobrym stanie — powiedział Prilicla. — Od kiedy zaczął dostawać zdobyte przez ciebie lekarstwo, wszystko idzie ku lepszemu. Niebawem wejdzie w fazę rekonwalescencji. Niemniej emocjonalnie nie jest z nim najlepiej. Wyczuwam chroniczny lęk, który próbuje ukryć i opanować. Mimo że próbowałem dodać mu pewności siebie, ciągle nie chce z nami rozmawiać.
Prilicla potrafił nie tylko wyczuwać cudze emocje, ale był też empatą projekcyjnym, przypomniał sobie dietetyk. O ile nie chodziło o poważny stres, mógł poprawić innym samopoczucie samym pojawieniem się w pełnym istot pokoju.
— Podczas ostatniej, bardzo krótkiej rozmowy spytał o swojego ojca, Remratha, o grupę łowiecką i o wydarzenia w kopalni. To było dwa dni temu. Od tamtej pory nie chce nawet nas słuchać i denerwuje się, ilekroć rozmawiamy w jego obecności. W końcu wyłączyłem autotranslator, aby oszczędzić mu stresu. Nie chce jeść. Nie wie, że odżywiamy go dożylnie, co utrzymuje go przy życiu, lecz obaj rozumiemy, że szybki powrót do zdrowia nie będzie możliwy bez przyjmowania normalnych pokarmów. Niemniej ty, przyjacielu Gurronsevas, masz nad nami pewną przewagę. Ciebie jednego nie widział po odzyskaniu przytomności. Nie jesteś też lekarzem i nie będziesz próbował rozmawiać z nim o stanie zdrowia. Jako kucharz masz szansę ustalić jego preferencje kulinarne. No i wreszcie, znasz ostatnie doniesienia z kopalni. Dlatego chciałbym, abyś możliwie najszybciej porozmawiał z Creetharem. — Prilicla zawisł na łóżkiem pacjenta. — Te istoty uznały cię za przyjaciela, za kogoś o wiele bliższego niż ktokolwiek z zespołu medycznego. Ale nie wynika z tego, że reagują tak samo jak ludzie.
Nie są nimi, a raczej są na swój sposób, tak samo jak każdy z nas. Ta różnica, plus jakiś nasz błąd, sprawiła, że nie uważają się już za naszych przyjaciół.
— Będę uważał — obiecał Gurronsevas.
— Wiem, że będziesz. — Empata wyciągnął przednią kończynę i musnął przycisk na konsoli obok łóżka. — Będę zdawać ci relację ze stanu emocjonalnego pacjenta. Jego autotranslator został włączony. Oczy ma zamknięte, ale nie śpi. Słucha nas. Lepiej będzie, jeśli już wyjdę.
Creethar leżał na posłaniu w takiej pozycji, aby jego usztywnione kończyny mogły wisieć swobodnie podtrzymywane systemem żyłek, których sploty przypominały Gurronsevasowi olinowanie dawnych żaglowców. Reszta ciała, wraz z ogonem, została unieruchomiona pasami. Trudno było orzec, czy zrobiono to dla ochrony pacjenta, czy aby zapobiec samookaleczeniu albo rzuceniu się na kogoś. Usztywnienia były przezroczyste, brakowało też bandaży czy okładów, widać było zatem, że wiele zainfekowanych jeszcze niedawno ran zagoiło się już albo właśnie zabliźniało. Nagle Creethar otworzył oczy.
— Wielka Shavrah! — krzyknął i szarpnął się w pasach. — Co to za wielka i głupia bestia?
Gurronsevas zignorował obraźliwy epitet i odpowiedział jedynie na pytanie.
— Jestem Tralthańczykiem. To rasa istot znacznie większych i zapewne bardziej przerażających niż wszyscy, których widziałeś na statku. Niemniej, podobnie jak pozostali, nie chcę wyrządzić ci krzywdy. Tyle że w odróżnieniu od nich nie jestem uzdrawiaczem, lecz kucharzem, chociaż też chcę ci pomóc w powrocie do zdrowia.
— Kucharz, który nie jest uzdrawiaczem? — przerwał mu pacjent. Mówił całkiem cicho i leżał już znacznie spokojniej. — Dziwne. Co nie pozwoliło ci dokończyć edukacji?
— Nazywam się Gurronsevas — zaczął dietetyk spokojnie, mimo informacji Prilicli, że pacjent cały czas zachowuje się prowokująco. — Moja edukacja oraz całe życie związane są ze sztuką kulinarną i nie mam innych zainteresowań. Tym samym jestem dobrym kucharzem i dlatego zwrócono się do mnie z prośbą, abym ci pomógł. Chodzi o to, że jeśli masz wrócić do zdrowia i do kopalni, musisz zacząć jeść. Ty tymczasem odmawiasz przyjmowania pokarmów. Jeśli uważasz, że są niesmaczne, wyjaśnij, co dokładnie jest w nich nie tak, a ja zaproponuję ci coś innego.
Creethar poruszył się, ale nie odezwał.
— Negatywna reakcja emocjonalna — oznajmił Prilicla. — Powrót strachu i poczucia osobistej straty. Nie wiem, o co może chodzić, ale szczyt pojawił się w chwili, gdy wspomniałeś o kopalni. Proszę, zmień temat.
Ale tematem miało być jedzenie i konieczność jego spożywania, pomyślał ze złością Gurronsevas. Potem jednak uświadomił sobie, że empata odbiera jego gniew, i czym prędzej się uspokoił.
— Co nie odpowiada ci w jedzeniu? Smak jest niewłaściwy?
— Nie! — odparł pacjent ze zdumiewającą stanowczością. — Czasem smakuje jak mięso, lepiej niż wszystkie mięsa, które dotąd jadłem.
— Zatem nie rozumiem, dlaczego odmawiasz…
— Bo to nie jest mięso! Wygląda i smakuje jak mięso, ale naprawdę to coś podejrzanego z maszyny, którą ten skrzydlaty nazywa syntetyzerem. To nie jest nasze jedzenie. Nie wolno mi go jeść, bo mnie zatruje. Jako kucharz musisz rozumieć, jak ważne jest mięso dla dorosłych. Dorosłych każdej rasy. Bez niego nie można przetrwać.
— Jako tralthański kucharz o niczym takim nie wiem. Większość moich braci nie jada mięsa już od stuleci. Był to ich wybór, nie zaś skutek tego, że są przeżuwaczami. Mimo to i moja planeta, czyli Traltha, i wszystkie jej kolonie to światy kwitnące i licznie zamieszkane. Uwierzyłeś w nieprawdę, Creetharze.
— Twoi przyjaciele powtarzali mi to wiele razy — rzekł powoli i dobitnie pacjent. — Według waszych standardów mój lud jest zacofany i niewykształcony, ale nie jesteśmy głupi. Nie jesteśmy też małymi dziećmi gotowymi słuchać bajek, aby przyśniło się nam coś miłego. Oczekujesz, że dorosły Wemaranin uwierzy w podobne bzdury tylko dlatego, że wypowiada je przybysz z innego świata?
Gurronsevas nie oczekiwał takiej odpowiedzi od kogoś, kto był jeszcze ciągle osłabiony po poważnej chorobie.
— Rozumiem różnicę między edukacją a inteligencją i wiem, że inteligencja ma dużo większe znaczenie, bo jej poziom określa zdolność uczenia się. Jednak w kopalni są dorośli Wemaranie, którzy uwierzyli w te bajki.
— Starzy aż za często zachowują się jak dzieci — stwierdził Creethar. — Nie wiem, dlaczego każecie mi jeść to mięsopodobne coś z maszyny. Nie jesteś krewnym ani przyjacielem, ani nawet Wemaraninem. Nie wiesz i nie obchodzi cię to, jakie zniszczenia powoduje to w moim ciele. Ale ty nie ponosisz odpowiedzialności przed swoim ludem. Cokolwiek mi powiesz, nie będę jadł waszego jedzenia.
Pacjent wyraźnie wbił sobie to do głowy i nie był podatny na logiczną argumentację. Prilicla potwierdził, że tak jest. Należało zatem zmienić podejście.
— Gdy ostatnim razem rozmawiałem z doktorem Prilicla, tym pięknym latającym stworzeniem, pytałeś o swoich przyjaciół w kopalni. Podczas pracy w kuchni rozmawiałem z Remrathem i wieloma podrastającymi młodymi. Co chciałbyś wiedzieć?