•
CJ potrzebował kwadransa na stwierdzenie, że nic tu po nich. Najwyraźniej ten sam
protokół bezpieczeństwa, który wyczyścił bazę danych posterunku, załatwił też system anteny.
Miało to w sumie sens. Co za idiota robiłby czystkę w komputerze, skoro dałoby się bez problemu zabrać, co się chce, z anten zewnętrznych.
Cóż, przynajmniej mogą wracać.
– Dobra, mamy drobną zmianę planów – oznajmił McNamara. – Porucznik Cartwright
dostała nowe rozkazy, kiedy my obijaliśmy się po bagnie.
Wierzbowski zastrzygł uszami. Tuż obok Jackie Reed niemal podskakiwał z ekscytacji.
– Bijemy teraz prosto na południe, za jakieś dwa kilometry spotykamy się z pozostałymi i czekamy na promy. Baza Juno zdecydowała, że już zbyt długo musieli sobie radzić bez nas –kontynuował sierżant. – Lecimy na kwaterę, proszę państwa.
– Do Juno? – zmartwił się Jackie. – Po prostu na kwaterę?
– Daj sobie rok, a docenisz takie rozkazy, młody... – mruknął stojący obok Szafa.
– Jak się znajdziemy? – zainteresował się Sokole Oko. – Flary czy radio?
– Kiedy wejdziemy w strefę, włączamy radionamierzanie, częstotliwość czternaście –
osiemdziesiąt jeden – odparł podoficer. – Porucznik nie chce używać flar, nie ma co kusić losu.
– A co z tym posterunkiem? – spytała Kicia.
McNamara wzruszył ramionami.
– Zostaje pod czułą kuratelą Operacji Specjalnych. My mamy zmykać.
Kicia kiwnęła głową i wymieniła spojrzenia z Marcinem. Nonszalancja dowódcy zabrzmiała odrobinę fałszywie. McNamara znowu wpadł w tryb zatroskany.
28 marca 2211 ESD, 05:38
Radionamierzanie musiało być tu spieprzone, szukali się z pozostałymi grupami prawie
kwadrans od wejścia w strefę zbiórki, a i tak trafili tam tylko dlatego, że zobaczyli lądujące clansmany.
Pozostałe oddziały były już na miejscu.
– Masz pomysł, co się stało? – Wierzbowski zagadnął Thorne’a. – Dzielne oesy zabrały nam punkt ewakuacyjny?
– Nie ma sensu teraz się zastanawiać – odparł tamten, nadal obserwując przelewającą się ponad bagnem mgłę.
– Ale co oni tam mogą robić? Rozstawili w Delta Dwa Zero stanowisko własnego maga?
Od godziny jesteśmy po czasie...
Szeregowiec obrócił się nagle i przez chwilę bez słowa wpatrywał w Marcina. Polak cofnął
się o pół kroku, wbijając wzrok w swoje własne odbicie w nieruchomych goglach kolegi.
– Nie ma sensu teraz się zastanawiać – powtórzył wreszcie Thorne i Wierzbowski wiedział, że ten nie powie już nic więcej.
Po chwili byli już na pokładach, a pół godziny później – w Juno.
2
Punkt dowodzenia Drugiej Kompanii Zwiadu
28 marca 2211 ESD, 19:06
Druga Kompania stacjonowała dobre kilkadziesiąt kilometrów od kwatery głównej wojsk
inwazyjnych. Major Jovanović, zwiadowca z krwi i kości, wolał działać w oddaleniu od patrzących mu przez ramię przełożonych. Choć bezpośredniość i jowialność Serba czyniły go trudnym dla Brisbane’a rozmówcą, pułkownik nie mógł nie docenić kompetencji dowódcy Drugiej.
Obaj oficerowie wpatrywali się w olbrzymią holograficzną mapę terenu obejmującego
obszar ponad sześciu milionów kilometrów kwadratowych. Na poznaczonej nielicznymi pagórkami bagnistej równinie rozmiaru Europy gdzieniegdzie połyskiwały punkty placówek Unii, zlokalizowanych zgrupowań amerykańskich i cywilnych kolonii New Quebec. Pomiędzy nimi
jaśniała widmowozielona, rzadka pajęczyna dróg.
– Pociągniemy według sektorów. – Jovanović spojrzał na holograficzną mapę rejonu
poszukiwań. – Ale to jest w cholerę wielki obszar. Nawet uwzględniając strefy, gdzie celu na pewno nie będzie.
– Zatem najlepiej zacząć jak najszybciej. Zawiadomię EUS „Królewski Dąb”, żeby dał wam jakieś wsparcie czujników z orbity. Major Hampel również zostanie przy pańskiej kompanii. Jestem pewien, że wsparcie maga się przyda.
Zwiadowca kiwnął głową z aprobatą. Co prawda jego jednostka dysponowała już
przydziałowym magiem, ale posiadanie dwóch ludzkich komputerów zamiast jednego było czymś nie do pogardzenia.
– Może jest sens zaprząc jakieś dodatkowe pododdziały regimentu? – Major spojrzał na
hologram. – Pewnie byłoby szybciej.
– Owszem. I każdy by wiedział, że czegoś szukamy – odparł Brisbane. – Przykro mi, ale nie możemy na to pozwolić.
– Cóż, poradzimy sobie sami. – Major wzruszył ramionami. – Ale na mój rozum tylko
wykorzystanie wszystkiego, co mamy, daje szansę na uwinięcie się, zanim jankesi spadną nam na głowy.
Pułkownik pokręcił powoli głową.
– Majorze Jovanović, ma pan najlepiej przystosowaną do tego rodzaju zadań jednostkę na planecie. Nawet cały Czterdziesty Regiment wsparcia nie podwoiłby pańskich możliwości.
A jankesi zdążą.
– Jest pan pewien?
– Pewien nie, ale nie jestem typem człowieka, który zakłada, że będzie miał szczęście. –
Brisbane obszedł powoli hologram mapy. – Oczywiście szacunki zależą od tego, jak dobrze poszło nam zagłuszanie, jak poważnie potraktują nasz atak i od miliona innych drobiazgów... Ale raczej należy liczyć się z tym, że część operacji poszukiwawczej będziemy prowadzili w trakcie dość intensywnych działań wojennych. Zakładam, że to nie problem.
Dowódca Drugiej Kompanii Zwiadu nie wyglądał, jakby nowina zrobiła na nim wrażenie.
Zwiadowcy byli twardzi, a Jovanović był twardy nawet jak na zwiadowcę.
– Nie, sir. – Zaprzeczył ruchem głowy i uśmiechnął się ironicznie. – W takim razie uważam jednak, że Czterdziesty Regiment można ewakuować od razu. Będą tylko zawadzać.
Pułkownik William Brisbane przyjrzał mu się z namysłem.
– Doceni go pan, kiedy jankesi wylądują – powiedział wreszcie. – Nie mam bowiem
wątpliwości, że Amerykanie lepiej niż my dadzą sobie radę na New Quebec. To ich planeta, znają ją doskonale. Sprzęt, chemia, odpowiednio dostosowane oprogramowanie... Wszystko po ich stronie. To będzie raczej nierówna walka.
– I co wtedy Czterdziesty Regiment mi da, sir? – Wysoki Serb rozłożył potężne ramiona.
– To proste, majorze. – Niższy o pół głowy Brisbane kilkoma ruchami dłoni przy
wyświetlaczu wywołał mapę rozmieszczenia wojsk inwazyjnych. Błękitne figury pododdziałów Czterdziestego Regimentu pojawiły się na obrazie holograficznym. – Będą umierać. Walczyć i umierać, a Amerykanie będą tak zajęci zabijaniem ich, że dadzą panu pole manewru.
Kolejne kilka komend i unijne jednostki zniknęły z mapy. Przez chwilę Serb mógł jeszcze zobaczyć błękitny symbol jego własnej Drugiej Kompanii Zwiadu. Ale potem i on wsiąknął
w jednolitą zieleń topografii New Quebec.
Lawina
Kolonia górnicza MMC-12
25 maja 2211 ESD, 18:06
Właściwie spieprzono tu dokładnie wszystko, co się dało. Rozsadzone wszędzie szkółki
leśne mające jakoś ułagodzić mokradła albo się w ogóle nie przyjęły, albo paskudnie
poprzekształcały, tworząc rozrośnięte plątaniny konarów rodem ze snów szalonego malarza.
Zapewne była to wina wiecznie zalegającej nad bagnami mgły, skutecznie odcinającej rośliny od tej odrobiny słonecznego światła, która była w stanie przesączyć się przez ołowianoszare chmury. To, co miało być balsamicznym klimatem, sprowadzało się do wysokiej wilgotności, chłodu i opadów wodopodobnego i drażniącego skórę świństwa. No i mgły, bądź – w rejonach, gdzie nie występowała – wiatrów do dwustu kilometrów na godzinę. Przed Dniem Zarząd Kolonialny