Выбрать главу

próbował co jakiś czas ujarzmić lokalne środowisko, ale kilkanaście nieudanych projektów doprowadziło go w końcu do wniosku, że zdatne do oddychania powietrze i kilkanaście gatunków porostów z całą pewnością wystarczą kolonistom za namiastkę domu.

Nazwa New Quebec została nadana planecie zaraz po kolonizacji, kiedy jeszcze wiązano

wielkie nadzieje z przekształceniami klimatycznymi. Teraz praktycznie nikt, kto postawił stopę na powierzchni i nie był starszym oficerem, jej nie używał. Istniała po prostu jako Bagno. Bo tylko je znajdywało się, zjeżdżając łazikami z wytyczonych pomiędzy kopalniami tras.

Najgorsze w służbie garnizonowej na Dwunastce były patrole. Do tego, że cywilni

pracownicy patrzyli na nich z niechęcią, można było się przyzwyczaić. Tak to już bywa

z okupacjami – jakoś nie są popularne wśród ludności.

Wyjścia poza samą Dwunastkę stanowiły zupełnie inną sprawę. Niby wiadomo było, że

okolicę patrolowało się bardziej pro forma niż z rzeczywistej potrzeby. Że wróg pewnie dawno sobie Bagno odpuścił, resztki małego garnizonu są ścigane i odcięte, że nic tu nie żyje z wyjątkiem powykręcanych drzew i kilkunastu gatunków zielska. Że to po prostu osiem godzin spędzonych na spacerze.

Ale kiedy drużyna wchodziła w mgłę, kiedy biały opar odcinał ją od świateł kopalni i nawet sąsiad w szyku widoczny był tylko jako szara sylwetka, kiedy nos wypełniał charakterystyczny zapach wilgoci, błota i zgnilizny, cała pewność siebie jak na złość ulatywała. Szło się w milczeniu, gdyż każdy odgłos zdawał się odbijać od mlecznej bariery i zniekształcony wracać ze wszystkich stron naraz, jakby dookoła rozgadał się cały tłum niewidzialnych osób. A moczary wydawały jeszcze własne odgłosy, docierające do żołnierzy gdzieś na krawędzi świadomości ciche szepty, chlupoty i posykiwania.

Do tego dochodził jakby obdarzony własną świadomością grunt. Mimo że szło się zawsze

po wyznaczonych światłem chemicznym trasach, od czujnika do czujnika, ścieżki przez moczary znikały i pojawiały się bez żadnej widocznej przyczyny czy wzorca. Jednego dnia przechodziło się w ogóle bez problemu, a innego cały oddział musiał się zatrzymywać, żeby wyciągać jakiegoś zapadniętego po uda pechowca. Carrera żartował, że to pieprzone bagno jest po prostu przez jankesów wyszkolone do walki z okupantem. Ma pewnie stopień oficerski i poprzyczepiane na drzewach baretki. Niezależnie od tego, ile razy to powtarzał, wybuchał potem swoim zgrzytliwym, przypominającym nieco porykiwanie osła śmiechem. Zawsze jednak robił to wewnątrz ciepłych kwater, kiedy w uszach zamiast szeptu moczarów miał znajomy szum pracującego kombinatu.

– Kurwa mać! – CJ donośnie ogłosił swoje przybycie. Dwunastka nie miała co prawda

koszar z prawdziwego zdarzenia, ale za to po przemieszczeniu części cywili do obozów

przesiedleńczych było tu całkiem sporo pustostanów. To, co obecnie pełniło rolę sypialni drużyny sierżanta McNamary, wcześniej było mieszkaniem jakiejś górniczej rodziny. Prycze porozmieszczano we wszystkich trzech niewielkich pokojach, przesuwając w kąty to, czego uciekająca rodzina nie chciała lub nie mogła zabrać. Obok pospiesznie wstawionych legowisk znajdywała się tu kolorowa makatka z rodzaju tych, które kupuje się za szmaciane pieniądze jako pamiątkę, doniczka z jakąś dawno wyschniętą rośliną oraz zestaw zabawek edukacyjnych popularnej serii.

– Jebane bagno! – dodał, lecz niestety bez zadowalających rezultatów. Śpiący na górnej pryczy Thorne nawet nie przewrócił się na drugi bok, a z trzech pozostałych żołnierzy, którzy przebywali w pomieszczeniu, zareagował tylko Szafa.

– Masz w cholerę nowości, jak widzę – rzucił sponad stołu ze sztucznego drewna, gdzie

razem z Bueller i Kowbojem wgapiali się w film na zestawie holo. – Jak było na zastępstwie?

Uruchomili „Świstaka”?

– Tak, jasne. A piechotą szedłem dla rozrywki, po prostu lubię tarzać się w pierdolonym błocie. – CJ wykrzywił twarz we wściekłym grymasie. Cisnął zrolowaną mokrą kurtkę na pryczę.

Uszkodzenie „Świstaka” już w drugim tygodniu pobytu na Dwunastce skazało ich na piesze patrole. Jak to się stało, że poduszkowiec patrolowy, na zdrowy rozum wręcz stworzony do warunków panujących na Bagnie, odmówił posłuszeństwa, było zagadką dla całego plutonu.

W czasie jednego z jeszcze-szybkich-i-wygodnych objazdów punktów kontrolnych nagle padła turbina i pojazd klapnął w błotną kałużę. Osiem osób pierwszej drużyny poświęciło ponad trzy godziny, by przewlec maszynę do najbliższego miejsca, do którego dało się dotrzeć łazikiem technicznym. A właściwie dotrzeć bez ryzyka, że potem i jego trzeba będzie wyciągać z bagna. Od tego momentu, choć Mały robił, co mógł, bydlę nie chciało ruszyć. Jak ruszyła turbina, to rozwalało sterowanie, jak w końcu udało się ściągnąć części, „Świstak” po prostu nie odpalał. Cartwright oczywiście zarządziła piesze patrole. Tym lepiej, jak powiedziała McNamarze, bo poduszkowiec jest za głośny i nawet ślepy i głuchy wróg da radę się przed nim ukryć. Oddział zwiększy swoją skuteczność, kiedy nie będzie poruszał się ze „Świstakiem”.

– Jakby sobie trzecia nie mogła wziąć Kudłatego, w końcu jest ich radiowcem, ale nieeee, wpakowali go na centrum! – szczupły Portugalczyk kontynuował swoją tyradę. – Każdy może obsługiwać łączność tutaj, ale ten zarośnięty buc siedział sobie w cieple, podczas gdy ja... Co oglądacie?

Umiejętność koncentracji uwagi na danej rzeczy przez dłuższy czas nie należała do zestawu cech, z których słynął CJ.

Ostatnie tchnienie Ramireza. Neve wygrzebał zapasy świetlicy kopalnianej, jak szukał

virtuali... – mruknęła czarnoskóra Bueller, nie odwracając się od ekranu.

– Myślę, że Mały umyślnie go nie naprawia. – Szafa wyszczerzył się do CJ-a. – Wiesz, póki on ma tu robotę, to nie łazi na patrole.

– Taa, jasne, bo ten cholerny troll jest Nickiem Vinci – radiooperator zarechotał

w odpowiedzi, wyobrażając sobie Małego sączącego drinki z wysokich szklanek, jak zwykł robić filmowy geniusz złodziei. O dwumetrowym techniku można było powiedzieć wszystko, tylko nie to, że ma skomplikowaną osobowość. – Gdzie reszta? – Rozejrzał się wymownie dookoła.

– Szczeniak i Isaksson poszli... cóż, gdzieś. Pewnie zażywają relaksu. Neve jest na

virtualach, Kicia się doucza, O’Bannon – nie wiem. A McNamara wziął Wierzbę i Jackiego na patrol porządkowy. – Szafa wzruszył ramionami. – Aha, nie ma co liczyć na policję w następnym transporcie, była łączność z Dowodzenia. A teraz zechciej się zamknąć, próbujemy oglądać – dodał, kiedy Bueller, ciągle bez odwracania się od ekranu, trzepnęła go dłonią w głowę.

– Takie to gówno dobre?

– Tak. Ciii... – Mężczyzna wymownie przyłożył sobie palec do ust, jednocześnie zerkając na koleżankę.

CJ rzucił jeszcze okiem na holo, po czym burknął coś pod nosem i zabrał się do rozkładania sprzętu. Połowę zawartości plecaka i wszystkie ubrania zwykle warto było przesuszyć.

Dwunastka była budowana z myślą o ponad sześciuset mieszkańcach. Teraz, nawet

wliczając w to pluton Cartwright, zamieszkiwało ją około dwustu – pozornie więc pustki na ulicach pomiędzy przysadzistymi, bunkrowatymi budynkami nie stanowiły niczego dziwnego. Było jednak coś jeszcze. Wierzbowski niemal czuł spojrzenia zza ciemnych szyb budynków. To trwało od pierwszego dnia – żołnierze byli najeźdźcami, okupantami i doskonale to odczuwali, choć warunki życia mieszkańców nie zmieniły się ani trochę. Rozmowy milkły, kiedy przechodzili, w zadziwiający sposób różne urządzenia ulegały usterkom, a górnicze ekipy wysłane do reperacji twierdziły, że nie są w stanie dać sobie z nimi rady. Gdyby ktoś miał zapytać Wierzbowskiego o opinię, to należałoby pozbyć się Amerykanów i przysłać własnych górników, a wtedy wszystko wróciłoby do normy. Widocznie jednak dowództwo miało na ten temat inne zdanie i nie chciało radzić się szeregowca.