Kilka pytających spojrzeń. Pomimo maskujących ruchy skafandrów można było zauważyć,
że medycy Phillipsa wyraźnie się spięli. Musieli się domyślać. Któryś ze szturmowców zaczął
nawet coś mówić, ale Harris powstrzymał go gestem opancerzonej rękawicą dłoni. Technicy milczeli.
Pułkownik Brisbane powiódł wzrokiem po swoich ludziach. Operacje Specjalne bywały
nieprzyjemne i ta właśnie taka była. Ale ktoś musiał to robić.
– Każdy z żołnierzy Pierwszej Kompanii jest zintegrowany z kompletnym systemem
bojowym. Trzy neurozłącza, blok taktyczny, wspomaganie systemu nerwowego i mięśniowego.
Dopóki pozostają żywi, ta technologia jest jak najbardziej odzyskiwalna. A jak bardzo jest potrzebna, nie muszę chyba wspominać.
Kilka wymienionych spojrzeń, niepewna mina Reese’a. Phillips nerwowo przygryzł dolną
wargę, a Stein bardzo głośno wypuścił powietrze z płuc. Cross zaklął cicho. I tak to nieźle przyjęli.
Sam Brisbane był zaskoczony, kiedy pierwszy raz zobaczył rozkazy. Bardzo niemile zaskoczony, musiał przyznać.
– Sir, czy nie istnieje możliwość wykorzystania tej jednostki zgodnie z założeniami? Być może da się nie marnować zainwestowanej pracy. – Psycholog starał się mówić bez emocji, chociaż jego uczucia były tak czytelne, jakby miał je wprost wypisane na twarzy.
Pułkownik westchnął. Spodziewał się tego pytania, co jednak nie czyniło odpowiedzi ani trochę łatwiejszą.
– Wrak ma całkowicie zniszczoną część magazynową. Wszelki sprzęt przewożony razem
z nimi najprawdopodobniej uległ zniszczeniu. Hybrydy były... Miały być przełomem. Ludzie kosmiczni. Idealnie działający w przestrzeni. Niestety, całkowicie zależni od technologii. Nie mogliśmy wybrać gorszej pory na skoki ewolucyjne.
Przerwał na kilka sekund. Pozostali milczeli.
– O ile nie ocalał sprzęt, na co nie mamy nadziei, zwyczajnie nie potrafimy im pomóc.
Pozostaje tylko odzyskać, co się da. Ci ludzie zginęli podczas Dnia. My tylko doręczamy wiadomość.
•
– Jak to wygląda, poruczniku? – Tysiące drobnych szczątków towarzyszących
„Skowronkowi” powodowało, że przekazy kamer na hełmach ludzi Harrisa poruszających się przy samym kadłubie wraku skakały i rwały się co chwila. Lepszy obraz przekazywały pułkownikowi zewnętrzne kamery promu.
Analizy sekcji taktycznej „Kani” były precyzyjne, choć suche. Obraz wraku o wiele lepiej ukazywał ogrom zniszczeń. To, że niszczyciel w ogóle utrzymywał się w jednym kawałku, wydawało się efektem ingerencji sił wyższych. Okręt wyglądał jak uderzony gigantycznym młotem, jak po wielu takich uderzeniach. Wokół niemal całkowicie zmiażdżonej rufy unosiła się aureola szczątków – pojawiających się cyklicznie na ekranie błyszczących punktów. Systemy czujników na dziobie po prostu zniknęły, a bok niszczyciela był rozerwany kilkoma eksplozjami, prawdopodobnie – jak sugerował raport – w którejś z wyrzutni. Na sporym zbliżeniu obiektywów Brisbane niemal widział oznaczenia na ścianach odsłoniętego korytarza.
A także, choć z trudem, uwijające się jakby w zwolnionym tempie zamaskowane CSS-em
sylwetki członków grupy szturmowej.
– Śluza śródokręcia uszkodzona, sir. Posłałem Crossa i Irvinga do awaryjnej, ale być może trzeba będzie ciąć. – Głos szturmowca w radiu rwał się nieco w regularnych odstępach czasu.
Wnętrze promu trudno było nazwać komfortowym, choć odkąd ludzie podporucznika
wyszli w przestrzeń badać możliwości dostępu do wraku, przynajmniej nie było ciasno. Drakkary normalnie mogły przewozić nawet zapakowaną w transporter opancerzony sekcję szturmową razem z wyposażeniem, niemniej ogrom sprzętu zabranego przez grupę Brisbane’a sprawiał, że przedział
desantowy wydawał się wypełniony po brzegi.
Sprzęt diagnostyczny, przenośna sala operacyjna, góry elektroniki i mobilny blok
energetyczny. Pojemniki zastojowe na bioelektronikę.
Narzędzia.
Broń.
– Zrozumiałem, Harris. Być może trzeba będzie ciąć. Ile czasu potrzebujesz na rozstawienie śluzy ratunkowej?
– Godzinę, półtorej, sir – nadeszła odpowiedź. – Może więcej, jeżeli pojawią się jakieś problemy. Struktura powinna wytrzymać, ale pewności nie ma.
– Rozumiem. Nie spieszcie się, nie chcemy nic uszkodzić.
Należało być bardzo uważnym – w tej sytuacji byle co mogło zagrozić ludzkim istnieniom ukrytym w resztkach pancernej skorupy. A musiały przetrwać. Martwi nie byli użyteczni.
Wrak lekkiego niszczyciela EUS „Skowronek”
8 stycznia 2211 ESD, 14:08
Wnętrze „Skowronka” było od dawna martwe. Ciemne, ciasne korytarze gdzieniegdzie
nosiły ślady po dawnych pożarach, a tu i ówdzie trzeba było przechodzić pomiędzy małymi szczątkami unoszącymi się z braku sztucznego ciążenia.
Idący w centrum prowadzonej przez sierżanta Crossa grupy Brisbane odruchowo usiłował
odtworzyć w myślach ostatnie chwile okrętu.
Eksplozja pocisków w wyrzutni raczej nie była wywołana ostrzałem, brakowało innych
oznak trafienia. Jednocześnie zabezpieczenia głowic zadziałały jak trzeba – inaczej z niszczyciela nic by nie zostało. Poszło pewnie paliwo i łącza energetyczne zgromadzonych w podajnikach rakiet.
Błąd komputera.
Zapewne w wyniku podobnego błędu rozniosło przedziały silnikowe, przez co „Skowronek”
wpadł w niekontrolowany dryf.
Brisbane widział już statki w podobnym stanie. Przed Dniem na okrętach wojennych
pracowała cała masa SI. Nawigacja, obliczenia bojowe, symulacje, dystrybucja mocy. Właściwie wszędzie, gdzie dało się je wykorzystać.
To był dodatkowy, mniej znany aspekt Dnia, przyćmiony przez śmierć Ziemi. Według
danych Brisbane’a jakieś sześćdziesiąt procent statków, które nawigowały przy użyciu Sztucznych Inteligencji i akurat wtedy odbywały loty międzysystemowe, nigdy nie dotarło do punktów przeznaczenia. Pewnie jeszcze przez wiele lat będą znajdować sunące przez przestrzeń statki widma, pozostałości po czasach, kiedy wszystko było prostsze.
– Zabezpieczyliśmy przedział pasażerski i ambulatorium. Awaryjny generator ledwie zipie, ale jakoś działa. Mamy szczelność, atmosferę i ogrzewanie. Porucznik poszedł na mostek i do centrali danych, spróbuje odtworzyć dziennik pokładowy, choć przydaliby się nam technicy. –Cross mówił, idąc, smuga światła montowanej na hełmie lampy podskakiwała przy każdym jego kroku, a CCS płynnie dostosowywał ubarwienie kombinezonu sierżanta do otoczenia. Po ramieniu żołnierza pełzła biała plama – zapewne reakcja systemu na światło reflektora. – Ambulatorium, całkowita czystka, wydaje się, że wysmażyło im komputer medyczny. Nie potrafimy uzyskać nawet zgłoszenia systemu, Stein próbował się podłączyć zewnętrznie i poszperać w danych, ale nic z tego.
– Zgłasza się cokolwiek na diagnostyce? – W słuchawkach usłyszał głos idącego zaraz za nim Loftona. Oddech podporucznika był przyspieszony od dźwigania ciężkiego ekwipunku. Sprzęt techniczny szedł w pierwszym rzucie – trzeba było ożywić ambulatorium, dogrzebać się do czegokolwiek, co uzupełni ich bardzo skąpe informacje o Hybrydach, ustabilizować kontrolę środowiska.
Wtedy główny ciężar operacji przeniesie się na medyków Phillipsa, którzy mieli
przeprowadzić odzysk kluczowych elementów zabudowanych w ciałach Hybryd.
Odzysk. Słowo, które dobrze wyglądało na rozkazie. Dopóki nie myślało się o tym, co
faktycznie oznacza.
– Nic, sir, Stein podejrzewa, że są całkiem wyczyszczeni. – Cross zatrzymał się na moment i zakręcił korbą hydraulicznego otwierania grodzi. Pancerne wrota powoli ruszyły w górę. – Tędy.
Obszar za grodzią był zdecydowanie w lepszym stanie. Nie dostrzegli żadnych widocznych zniszczeń, korytarze wyglądały tak, jakby po prostu przestano ich używać. Gdzieniegdzie paliły się porozmieszczane przez ludzi Harrisa przenośne reflektory. Obok przejścia do sali hibernatorów, dokładnie naprzeciw ambulatorium stał ledwie widoczny kapral Rivers. CSS niemal idealnie dostosował barwy skafandra do ściany za jego plecami. Zasalutował przechodzącym, ciężka rękawica powędrowała do odkrytej skroni. Szturmowcy na ogół nie lubili hełmów, bo ograniczały widoczność. Kapral zapewne zdjął swój, kiedy tylko Harris mu na to pozwolił, i teraz niezamaskowana głowa żołnierza wydawała się zawieszona w powietrzu. Starał się też zachować obojętny wyraz twarzy, chociaż przychodziło mu to z wyraźnym trudem.