Rejestrowani. Musieli zobaczyć strzelca. Ale przecież nikt go nie złapał, nikt nas nie wezwał. Więc uznali, że go nie widzą.
– Co się teraz stanie?
– Teraz... Zapewne porucznik uzna, że dobrze jest poszukać świadków ataku na nas. Będzie łatwiej, niż szukać mordercy, o którym nic nie wiemy.
26 maja 2211 ESD, 05:26
Świt na Bagnie niewiele różnił się od nocy. Ot, niebo z czarnego robiło się stalowoszare.
W całej Dwunastce oświetlenie przeszło na tryb „dzienny”. Gdzieś idealnie wykalkulowano poziom mocy, przy którym od razu było widać, że lampy są włączone, i jednocześnie ani trochę nie poprawiało to widoczności.
Cartwright kazała całemu personelowi zjawić się na zewnątrz i teraz nocna zmiana kopalni w milczeniu patrzyła, jak transporter wtacza się na dziedziniec za bramą w asyście pierwszej i drugiej drużyny.
Trzydziestu sześciu ludzi. Mężczyźni i kobiety, strażnicy z bramy, operatorzy ciężkiego sprzętu, kontrolerzy środowiskowi, technicy, administracja.
Cartwright wyprzedziła swój oddział i podeszła do stojącego nieco przed innymi szefa
zmiany. Peter Duvall, tak się chyba nazywał – spróbował sobie przypomnieć Wierzbowski, patrząc na brodatego olbrzyma w błękitnym kombinezonie roboczym. Spokojny, ugodowy człowiek, doskonały zarządca, bardzo szanowany w całej Dwunastce. Porucznik sięgała cywilowi może do piersi, co wywołało kilka uśmieszków wśród górników.
Sam Duvall zachował całkowicie kamienną twarz.
– Witam. – Głos Jeyne Cartwright mógłby ciąć stal. – Przykro mi, że jestem zmuszona
działać w ten sposób, ale jak pan zapewne wie, sytuacja jest trudna.
– Ma pani na myśli morderstwa.
– Mam na myśli śmierć dwóch osób, owszem, ale nie tylko. Godzinę temu ktoś ostrzelał
moich ludzi. Z terenu kopalni.
Wierzbowski zdążył odetchnąć kilka razy, nim kierownik odpowiedział.
– To musi być jakaś pomyłka. Żaden z moich ludzi nie mógłby...
– To nie była pomyłka. – Nie dała mu dokończyć. – Ponieważ w tym czasie pan był osobą
odpowiedzialną za kopalnię, zwracam się właśnie do pana. Jak mniemam, ktoś znajdował się na wartowni?
– Ale poruczniku, wobec zaniżonego składu osobowego zmiany... – Duvallowi po raz
kolejny nie dane było dokończyć. Tym razem przerwała mu Isaksson, która jak bomba wypadła z transportera i podbiegła do Cartwright. Szczeniak i Bueller spojrzeli po sobie pytająco i niemal jednocześnie wzruszyli ramionami. Thorne westchnął ciężko. Wierzbowski zmarszczył brwi, próbując bezskutecznie wyłowić słowa ze ściszonego meldunku radiowca. CJ był wyraźnie zdenerwowany – przestępował z nogi na nogę i lekko zaciskał i rozluźniał dłonie.
Porucznik zapytała o coś ściszonym głosem, po czym kiwnęła głową po wysłuchaniu
odpowiedzi szeregowca. Wreszcie odwróciła się do Duvalla.
– ...Pan mówił coś o problemach? – Zmiana tonu była praktycznie niewyłapywalna dla
kogoś, kto nie miał do czynienia z Jeyne Cartwright. Ale Marcin rozpoznawał ją bezbłędnie. Tryb podjętej decyzji.
– Prawdę mówiąc, pani porucznik, nie wystawiamy ludzi na bramie. Nie ma powodu,
a zmiany i tak są za małe, żeby wyrabiać z pracą. – Duvall mówił niepewnie, jakby wolniej i z większym namysłem. Musiał się domyślać, że meldunek Isaksson nie był raczej z tych dobrych.
– Rozumiem. – Kiwnęła głową. – Tego się właśnie mogłam spodziewać. Sierżancie Niemi?
Dowodząca drugą drużyną niemal białowłosa Finka wystąpiła z szeregu.
– Proszę zaaresztować pięć osób wedle swojego wyboru.
Żołnierze spojrzeli po sobie. Ktoś potrząsnął głową, jakby nie do końca uwierzył w to, co usłyszał. Stojącemu obok Wierzbowskiego Szczeniakowi wyrwało się ciche przekleństwo. Grupa górników zafalowała i pośród rozbudzonych szeptów rozległo się nawet kilka głośniejszych protestów. Cartwright przeszła się wzdłuż pierwszego szeregu cywilów.
– Jestem przekonana, że w tak małej społeczności wieści rozchodzą się szybko. – Słowa
porucznik wzniosły się ponad wydawane cichym półgłosem rozkazy Niemi. – Ale skoro nie ma podejrzanych... Macie dwadzieścia cztery godziny na dostarczenie mi winnych. W przeciwnym wypadku konsekwencje poniosą dzisiejsi aresztanci.
Jedna, druga, potem kolejne osoby były wyławiane z grupy. To nie mogło pójść gładko.
Koloniści są przyzwyczajeni do twardego życia, przyzwyczajeni do stawiania oporu trudnym, potencjalnie śmiertelnym warunkom panującym na innych światach. Patrzyli na uzbrojonych i opancerzonych żołnierzy raczej z respektem niż strachem. A teraz i ten respekt topniał w oczach.
Ktoś odepchnął podchodzącego O’Bannona. Żołnierz zareagował instynktownie, jak na
szkoleniu. Krok w tył, opuszczenie lufy. Przed wystrzałem powstrzymał się w ostatniej chwili, wyhamowany ostrym: „Stój!” Niemi. Drugi cywil już miał w ręku ciężki i nieprzyjemnie kanciasty próbnik. Trzeci ruszał właśnie na pomoc kolegom, kiedy zderzył się z olbrzymim, szerokim w barach Neve’em. Kolba broni erkaemisty zatoczyła krótki łuk i uderzyła górnika w twarz, rzucając go na ziemię. Drużyna Wierzbowskiego też zareagowała. Szafa ruszył już naprzód, a CJ
unosił właśnie niepewnie karabin, kiedy Sokole Oko położył mu rękę na ramieniu.
– No co? No co? – Szeregowiec niemal krzyknął, patrząc z pretensją na Hiszpana.
Naprawdę za to krzyknął McNamara.
– Nikt nie rusza się bez rozkazu! – Głos sierżanta zatrzymał ruszających żołnierzy w pół
oddechu. Z niewiadomych powodów zamarli też górnicy.
– Każe im pani otworzyć ogień, poruczniku? – Duvall nadal stał o trzy kroki od Cartwright.
Nie patrzył na kolonistów, nawet się na nich nie obejrzał, jakby doskonale wiedział, co się wydarzyło. – Pozabija pani moich ludzi tylko dlatego, że nie widzieli sprawcy?
– Zrobię to, panie Duvall, jeśli będziecie mi przeszkadzać w pełnieniu obowiązków.
Naprawdę to zrobię.
Nikt się nie poruszył. Cartwright przesunęła wzrokiem po skotłowanej grupie za plecami kierownika zmiany.
– Ale nie chcę walki. Niech pan wybierze te pięć osób. Wedle własnego uznania. Albo
winnego. Pański wybór. Sierżancie, zabierzcie ludzi! – Przemieszani z górnikami żołnierze powoli cofnęli się na wysokość transportera. – Jedna minuta, panie Duvall. I to moja ostatnia oferta.
•
Podziw wzbudzał posłuch, z jakim górnicy wykonywali polecenia Petera Duvalla, brak
jakiegokolwiek komentarza z ich strony. Pięć osób, które miały się stać więźniami, zostało wybranych niemal natychmiast, bez dyskusji i kłótni.
– I to rozumiem – parsknął Szczeniak, kiedy górnicy wchodzili do transportera. – Powinni wiedzieć, że nie będą z nas robić idiotów.
– Wzięcie zakładników nie jest chyba najlepszym pomysłem, choć ja się tam nie znam. –
Thorne przesunął wzrokiem po pozostałych cywilach zgromadzonych na placu. Wrogość niemal emanowała z grupy i jedyną rzeczą, która zdawała się powstrzymywać otwartą agresję, była osoba samego Duvalla. Kierownik mówił coś do swoich ludzi i tamci słuchali, a przynajmniej takie dało się odnieść wrażenie.
– Cartwright nie miała wyjścia. – Bueller wzruszyła ramionami. – Kryją przestępcę i nawet nie próbują tego zamaskować. Jeśli któryś wyskoczy, pierwsza właduję w niego serię, a potem jakoś się wytłumaczę.
– Świat drży na myśl o twojej determinacji.
– Zamknij się.
– Ale wiesz, przyda się. – Szeregowiec nagle spojrzał na Bueller i przez chwilę stojący obok Wierzbowski pomyślał, że w Thornie coś się obudziło, jakby kandydat na podoficera, którego widział McNamara i Sokole Oko, wyjrzał zza pozy, którą normalnie przybierał. – Tracimy kontrolę.