Выбрать главу

Kilka osób wydało z siebie całkowicie pozbawione emocji „hurra”.

– Przejęcie inicjatywy – mruknął półgębkiem, obok papierosa, Kowboj. – Mówiłem.

– Gdzie jest cholerny entuzjazm, żołnierze? Czterdziesty Regiment kopie tyłki! – ryknął

donośnie Sanchez.

Tym razem zbiorowe „hurra” było znacznie głośniejsze, niektórzy nawet zdobyli się na

wpompowanie w okrzyk trochę energii.

– Nadal do chrzanu, ale dla kalek zawsze mam taryfę ulgową. – Skrzywił się sierżant. – Ale do roboty. Generał Valerie planuje załatwić parę spraw ze zgrupowaniem „Currahee”, w okolicy Przejścia Jeuneta, dwadzieścia kilometrów stąd. My oraz von Zangen mamy zapewnić mu spokój w trakcie tej dyskusji.

Wierzbowski nerwowo potarł podbródek. Jeśli dowódca mówił prawdę, zanosiło się na

walną bitwę. Nawet odcięte od pozostałych zgrupowań amerykańskich „Currahee” nadal będzie górowało liczebnością nad tym, co obecnie stanowiło główne siły Czterdziestego Regimentu. Nie tylko on zdawał sobie z tego sprawę. Na siedzeniu obok Kowboj energicznie zgasił papierosa i przez chwilę wpatrywał się w pogniecionego peta, CJ zaklął cicho po portugalsku, a nieco dalej Thorne zmrużył oczy i lekko przygryzł wargi. Jak na niego była to zaskakująco mocna reakcja.

– ...Dzięki genialnemu i perspektywicznemu planowaniu sztabu – kontynuował Sanchez –

Przesmyk 209, na którym znajduje się Kijów, jest jedyną trasą pozwalającą wpakować ciężki sprzęt na plecy generała Valeriego. Jeśli jankesi chcą mieć cokolwiek poza poduszkowcami i piechotą, muszą przejść tędy. Dowództwo wydało naszej placówce rozkaz, aby na to nie pozwolić. I my ten rozkaz wykonamy.

Nikt nawet nie drgnął. W mesie Kijowa w tym momencie dałoby się usłyszeć upadający

z papierosa popiół. Wbrew pozorom żołnierze, jakkolwiek by zapierali się znajomości matematyki, potrafili być mistrzami liczenia szans. Jakiś naturalny instynkt pozwalał im wyczuć kłopoty, nawet gdy te ukrywały się w pozornie całkiem niewinnych informacjach.

A tym razem sytuacja nie była tylko ryzykowna. Była krytyczna. Utrzymanie linii

przeciwko wrogowi, który atakuje z przewagą ludzi i ciężkiego sprzętu, to coś zupełnie innego niż tańce Trzeciego Batalionu wokół zgrupowania „Bastogne”. Tamci przynajmniej mieli pole manewru.

Sanchez milczał. Pozwalał ludziom przetrawić wiadomość. W przeciwieństwie do

McNamary Hiszpan nie potrafił roztoczyć wokół siebie aury pewności, wytworzyć w ludziach wrażenia, że wszystko jest pod kontrolą. Wierzbowski właśnie cholernie potrzebował tego uczucia.

– Porucznik Cartwright jest w trakcie kombinowania planu obrony. Niemi?

Jasnowłosa sierżant, dotychczas wpół siedząca na stoliku, wstała i zerknęła na datapad.

W przeciwieństwie do energicznego, głośnego Sancheza Lisa Niemi była osobą niemal

w wystudiowany sposób spokojną. Teraz również jej ton nie przekraczał granicy półgłosu.

– Kudłaty i Isaksson będą potrzebni w punkcie dowodzenia za pół godziny. Raczej

pozostaną przy porucznik przez cały czas operacji. Łączność przejmują Carrera w drugiej drużynie i Pączek w trzeciej.

– A ja? – wyrwało się CJ-owi.

– Inne zadanie – ucięła krótko Niemi. – Podporucznik Delacroix i jego saperzy mają

wychodzić w teren w ciągu dwóch godzin, Cartwright chce mieć przygotowany grunt pod obronę.

Nasz pluton zostanie podzielony na dwie grupy. Zadaniem drugiej i trzeciej drużyny będzie osłona ludzi Delacroix. To potrwa według planu mniej więcej dziewięć godzin. Dowódca chce tam pełen perymetr, na wypadek gdyby Amerykanie puścili jakieś dalekie rozpoznanie.

Siedzący nieopodal Szczeniak skrzywił się z dezaprobatą, a O’Bannon westchnął cicho, ale poza tym druga drużyna powstrzymała się od komentarzy. Magia sławy sierżant Niemi, która podobno służyła już podczas Dnia, działała niezawodnie. Czasem Marcin zastanawiał się, dlaczego to nie Finka była zastępcą Cartwright.

– Pierwsza ma robotę głębiej na Przesmyku, za godzinę macie się zgłosić u porucznik po dokładne wytyczne. To wszystko.

Istnieje pewne szczególne uczucie, które przychodzi zawsze po ostatnich słowach odprawy.

Niezależnie od tego, jak ciężko mają wyglądać nadchodzące godziny, zaraz po rozdzieleniu zadań da się wyczuć mobilizację, nagłą falę dobrego nastroju przepływającą przez wszystkich zebranych.

Poczucie celowości.

Świadomość planu, który jest wprowadzany w życie i teraz należy go tylko nie popsuć.

Trasa patrolowa, strefa Przesmyku 209

19 czerwca 2211 ESD, 10:36

Prowadzona przez Sokole Oko drużyna szła wzdłuż Przesmyku od ponad dwóch godzin.

Wierzbowski zdołał zachować jako takie poczucie czasu tylko dzięki częstemu zerkaniu na zegarek.

Bagno nie było dobrym terenem do prowadzenia wojny. Na szczęście dla piechoty miało to najmniejsze znaczenie. Wbrew nazwie na mokradłach niewiele było miejsc, gdzie można było łatwo postradać życie. Zapaść się po biodra, owszem. Zgubić się i chodzić w kółko przez cały dzień – jak najbardziej. Popaść w obłęd – naturalnie. Ale dać się wciągnąć pod muł – to się nie zdarzało.

Z piechotą Bagno walczyło inaczej, subtelniej, ale na dłuższą metę o wiele skuteczniej.

Co innego pojazdy – te planeta pochłaniała jak najbardziej fizycznie. Nic cięższego od poduszkowca nie mogło opuszczać kompozytowej sieci dróg oraz nielicznych oznakowanych terenów, gdzie twardszy grunt podchodził blisko pod powierzchnię czarnej wody. Ci, którzy ignorowali to zalecenie, kończyli zapadnięci po burty w grząskim gruncie, skazani na porzucenie pojazdu lub oczekiwanie na pomoc. Ale niełatwo jest podciągnąć dźwigi w podmokłym terenie.

Mokradła wokół kolonii Bagna były istnym cmentarzyskiem ciężarówek, ciągników i podobnego sprzętu. Prawdziwym świadectwem, że planeta nie dała się zdominować.

Dlatego tereny, po których dało się prowadzić ciężki sprzęt, były ogromnie ważne.

Przesmyk 209, szerokości około kilometra i długości ośmiu, stanowił jeden z takich właśnie obszarów. Jako jedyna przejezdna trasa prowadząca dokładnie na odsłonięte flanki sił głównych Czterdziestego Regimentu był również piętą achillesową planu generała Valeriego. Właściwie, o ile Wierzbowski dobrze zrozumiał zamysł porucznik Cartwright, plan ten miał całkiem sporo pięt.

Tysiąc rzeczy mogło w nim pójść nie tak. Zgrupowanie „Bastogne” mogło w końcu oderwać się od batalionu von Zangena. Amerykańska flota mogła zająć orbitę. Zwiad mógł źle ocenić siły przeciwnika. Wreszcie bitwa mogła po prostu nie przebiegać dokładnie tak, jakby sobie tego życzyli. W takich momentach Marcin cieszył się, że nie jest oficerem i martwić się musi tylko o swoje zadanie. I tak nie było lekko.

Jeśli wierzyć porucznik, żaden nieprzyjacielski oddział nie miał szans dotrzeć do Przesmyku przed nadejściem poranka. Z drugiej strony, Cartwright otrzymywała dane z tego samego źródła, które wpakowało ich w walkę ze Sto Pierwszą. W tej sytuacji instynkt samozachowawczy nakazywał traktować uspokajające informacje z niejaką rezerwą.

Okolica nie pomagała zachować optymizmu.

Kiedy pojawili się na Bagnie po raz pierwszy, Wierzbowski sądził, że przyzwyczai się do Mgły. Tak samo myślał miesiąc później, kiedy wychodzili na patrole z olbrzymiego kombinatu Dwunastki.