Выбрать главу

Teraz wiedział, że nie potrafi. Mleczny opar nie sięgał wysoko. Kiedy spojrzał w górę, mógł

zobaczyć niebo, czasem nawet całkiem wyraźnie. Nieliczne wzgórza na niemal idealnie nizinnym skolonizowanym terenie Bagna czasem wyrastały ponad granice bieli, niczym sterczące z morza skały. Poniżej jednak Mgła władała niepodzielnie.

Idąc na skrzydle szyku pierwszej drużyny, Polak obserwował zmarszczkę, która ciągnęła się na czarnej wodzie nie dalej niż kilka kroków od jego stopy. Czasami miał absolutną pewność, że była przywidzeniem. W innych momentach zdawała mu się bardziej realna niż ledwo widoczne, rozmyte dzięki maskującym CSS-owym pelerynom sylwetki Szafy i CJ-a.

Zdążył trzy razy sprawdzić ją po kolei wszystkimi filtrami obrazu, jakie udostępniały

wojskowe gogle wizyjne, a raz nawet rzucił grudą błota, ale oczywiście nic to nie dało. Zmarszczka po prostu zniknęła na moment, by po chwili pojawić się niemal dokładnie w tym samym miejscu.

Człowiek, kiedy był za długo we Mgle, świrował. A może po prostu dopiero wtedy zaczynał

widzieć?

– Jesteśmy na miejscu. – Głos Sokolego Oka w słuchawce wyrwał Wierzbowskiego

z zamyślenia. – Carlos, przygotuj sprzęt, rozstawimy tutaj pierwszy zestaw, potem wracamy.

Porucznik mówiła, że przekaźnik ma być co pół kilometra, ale myślę, że na wszelki wypadek możemy rozstawić je trochę gęściej.

– Nie ogarniam tego przejebanego planu – narzekał CJ. Wraz z Szafą postawili w błocie

skrzynię, którą dźwigali. – Aktywne sensory to chujnia, a nie rozwiązanie. To się rozkłada przy stałych posterunkach! Cartwright liczy, że tamci będą ślepi i głusi, czy jak?

– Może po prostu chce mieć pewny namiar. – Marcin przyglądał się, jak technik wydobywa części pierwszego z kilku aktywnych zestawów sensorycznych i pospiesznie skręca je w sięgające człowiekowi do pasa urządzenie. – Nie prześlizgną się obok. Zresztą na przedpolu głównej linii też je mamy rozstawić. Pewnie zwyczajnie woli nie zostać rozjechana znienacka.

– Też, kurwa, nie wiem po co, będą się świecić jak glaca Neve’a.

– Zawsze można im zmniejszyć emisję.

– Pierdolenie – parsknął CJ. – Kiedy to zrobisz? Jak będziesz wiedział, że patrzą? Wtedy jest już trochę za późno, nie? Naszą jedyną szansą jest zaskoczenie. Jak wyłapią to... – Ustawił

gotowy zestaw i uderzył w cylindryczną obudowę otwartą rękawicą. Potem obszedł urządzenie dookoła i kopnął w jedną z trzech nóg statywu. – ...To nie tylko będą wiedzieć, że tu się czaimy, ale też że wiemy o nich. Zaskoczenie chuj strzela. A coś mi się widzi, że to nie my będziemy mieć przewagę. Stabilny i gotowy do włączenia!

– Doskonale, Carlos, aktywuj i wracamy. – Sokole Oko całkowicie zignorował sarkanie

Portugalczyka. – Soren, teraz ty prowadzisz, ja biorę tylną straż. Robimy postój co czterysta metrów i stawiamy przekaźnik.

– Tak. – Thorne nie zamierzał się rozgadywać.

– I po chuj nam te przekaźniki? Nie mieliśmy zwyczajnych jednokierunkowych? – zrzędził

dalej radiooperator. – Na Przesmyku można iść tylko w jeden sposób, sterowanie naszym

wyjebanym w kosmos sensorem jest potrzebne jak wrzód na dupie. Podobnie zresztą podwójny system kontroli danych. Jest powód, dla którego się tego w ogóle nie stosuje poza stałymi posterunkami. Badziewie będzie tylko bardziej awaryjne...

– Zważywszy, że musimy mieć to sprawne przez co najwyżej dwie doby, to nie jest akurat wielki problem. Ty masz jakieś wąty do Cartwright? – Szafa sięgnął do uchwytu i złapał za swój koniec skrzynki.

– Tak, robi wszystko, żeby nas zabić. Ja się dobrze czuję żywy.

– My się nie czujemy dobrze, jak jesteś żywy... – mruknął Wierzbowski, wpatrując się

w miejsce, gdzie zniknęła zmarszczka na wodzie.

– W przeciwieństwie do was znam się na tym.

– Bierz się za uchwyt. Sam nie będę niósł.

– Drażni cię, że wszyscy pozostali radiowcy mają robotę przy porucznik, a ty musisz taplać się w błocie z nami, zwykłymi ludźmi? – zaśmiała się Kicia.

– Oj, spierdalaj. – CJ podniósł skrzynkę i ruszyli z powrotem.

Marcin oderwał wzrok od powierzchni wody i spojrzał w górę, na ciemne niebo ukryte za

kamuflażem pędzących chmur.

Placówka frontowa Kijów

19 czerwca 2211 ESD, 20:17

Wieczór w Kijowie wypełniony był niepokojem, intensywnymi przygotowaniami

i zapachem palonych ukradkiem papierosów. Żołnierze sprawdzali broń i sprzęt, ale raczej usiłując zabić czas niż z jakiejkolwiek realnej potrzeby – rozłożony i złożony kilkanaście razy karabin nie ma już wielu opcji zaskoczenia właściciela. Część próbowała spać, ale mało komu się to udawało.

Wierzbowski nie był wyjątkiem. Wiedział co prawda mniej niż oficerowie, ale nie spodziewał się, żeby w nadchodzącej bitwie dali radę zniwelować przewagę Amerykanów, niezależnie od tego, jaki plan miała Cartwright. To oznaczało, że czeka ich walka na wyczerpanie, że po prostu będą musieli uczynić postęp przeciwnika zbyt kosztownym, żeby ten chciał napierać dalej. To nie będzie tanie starcie.

Nerwy pożerały go bardziej niż przed zrzutem. Próbował postawić pasjansa, ale nie mógł się skoncentrować. Napisał, a potem skasował w całości długi list do Barbary. Pewnie i tak wiedziałaby, co chce jej powiedzieć. Potem przez dobrą godzinę siedział i wpatrywał się w karabin, nasłuchując alarmu. Kiedy Kicia poprosiła go, aby przeszedł się z nią sprawdzić Małego, był jej niemal wdzięczny.

– Od kilku godzin siedzi bez przerwy przy „Świstaku”, wydaje się w ogóle nie reagować na innych – tłumaczyła prośbę jasnowłosa medyk, kiedy szli w stronę stanowisk poduszkowców. –Pomyślałam, że lepiej do niego zajrzę. A w towarzystwie zawsze raźniej.

– Pewnie. – Uśmiech miał być przyjazny, ale ledwo przekroczył granicę nerwowego

grymasu. – I tak nie mam co robić.

– Cieszę się, że jestem opcją nadal lepszą od „nudy” – mruknęła, ale zupełnie bez irytacji.

– Ty? – Wierzbowski parsknął. – Ty nie masz z tym nic wspólnego. Mały jest w porządku, martwię się o niego.

– Cholera, wiedziałam, że masz pociąg do wielkich chłopaków... – westchnęła w udawanym zawodzie. – Cóż, zostaje mi CJ.

– Jeśli twój wybór jest tak dramatyczny, to może wezmę cię pod uwagę – wyszczerzył się złośliwie. – Wolę nie być powodem, dla którego jesteś skazana na niego.

– Prawdziwy dżentelmen...

– Nie musisz dziękować.

Stanowiska poduszkowców znajdowały się nieopodal lądowisk mangust. Maszyny stały

jedna obok drugiej, osiadłe nisko bez pracujących silników. W trzech z nich uwijali się technicy, przygotowując je do nocnej akcji. Przy czwartym w rzędzie „Świstaku” paliło się kilka lampek, ale pracowała tam tylko jedna osoba. Olbrzymia sylwetka sprawiała, że Małego nie można było pomylić z kimkolwiek innym.

– Wiesz, Mały, myślę, że powinieneś zrobić sobie przerwę. – Wierzbowski oparł się

o pancerny kadłub pojazdu i postukał kłykciami w odłożony na bok hełm kolegi. – Niedługo będziesz nam bardzo potrzebny w dobrym stanie.

– Jest dobrze. – Iriam Trasic nawet się nie obrócił. – Znalazłem problem w układzie

filtracyjnym. Powinienem sobie z nim poradzić, dajcie mi parę godzin.

– Możemy już nie mieć paru godzin. – Kicia spojrzała na niego zmartwionym wzrokiem. –

Kiedy ostatnio spałeś?

Mały zatrzymał się na moment i z namysłem potarł krótką szczecinę na głowie.

– Wczoraj – odparł wreszcie. – Rano, zdaje się.