Nic zresztą dziwnego. Dowódca unijny musiał rozkazać maksymalne wyciszenie swojego
oddziału. Sam by tak zrobił. Opóźniało to trochę rozstawianie szyku, ale było jedynym sposobem na uniknięcie wstrzelania się artylerii Sheridana w pozycje obrońców. Rozsądne. Trzeba przyznać, że jego przeciwnik szybko naprawiał popełniony błąd.
– Pułkowniku, zgłasza się Walka Elektroniczna.
– Mów, Rollins – zareagował natychmiast Sheridan. Lata doświadczeń nauczyły go
przykładać należytą wagę do raportów speców od WE.
– Mają analizę sygnału z pocisków przygotowawczych czołgów plutonu „Złotego”. Słabe
echa milę na naszym kursie. Podejrzewają, że to ślad po aktywnych czujnikach.
A jednak wróg nie dał rady zamaskować swojej pozycji całkowicie. Sheridan uśmiechnął się drapieżnie.
– Nadaj do WE: zlokalizować źródła śladu, przekazać dane pancernym i artylerzystom.
„Złoty”, otworzyć ogień przeciwpiechotny na otrzymane namiary. Gotowość na bateriach „Shield”, mogą się odgryzać.
– Tak jest, panie pułkowniku. – Radiooperator na powrót skupił się na konsolecie.
Na ekranie taktycznym Sheridana pojawiły się punkty oznaczone przez obsadę stanowiska
Walki Elektronicznej. Oficer przymknął oczy, wsłuchując się w subtelną zmianę rytmu ognia plutonu pancernego.
Dokładnie wtedy zaczęły się kłopoty.
– Pułkowniku Sheridan! – Nagły skok napięcia w głosie Rollinsa natychmiast przywrócił
oficerowi koncentrację.
– Melduj, Rollins.
– „Zielony” natrafił na pole minowe, dwa czołgi unieruchomione, jeden uszkodzony.
Meldują ostrzał lekkiej broni przeciwpancernej z północnego zachodu. Postawili zasłonę dymną, czekają na rozkazy. – Radiooperator wyrzucał z siebie słowa jak z karabinu maszynowego, choć jakimś cudem zachował niemal idealną dykcję. – Kompania „Baker” zgłasza ostrzał od zachodu, raczej mały oddział, przegrupowują się do kontry. „Able” pyta o rozkazy.
Krzaczaste brwi Sheridana wygięły się w wysokie łuki. Sprytne... Kto by pomyślał, że
unijny dowódca zrobił to wszystko tylko po to, żeby pozbyć się saperów z przedniej straży kolumny Samodzielnego Batalionu. Oficer pokiwał z uznaniem głową.
– Pułkowniku? Dowódca „Able” pyta, czy ma ruszyć do osłony czołgów, pluton „Zielony”
prosi o wsparcie artyleryjskie przed swoje pozycje. Rozkazy?
Sheridan wziął głęboki oddech. Po raz pierwszy od początku starcia był nieomalże radosny.
Europejczyk go nie zawiódł, ba! Nawet udało mu się zastawić całkiem niegłupią zasadzkę. Ta noc mogła być jeszcze naprawdę ciekawa.
– „Baker”, odeprzeć atak, ale nie schodzić z Polderu – powiedział tak wesołym głosem, że Rollins aż obrócił się na swoim stanowisku. – „Able”, przednia straż natychmiast osłonić czołgi, reszta rozładować transportery i normalnym tempem naprzód, „Easy” idzie do wsparcia. Niech „Zielony” lokalizuje cele i nadaje je „Złotemu” i artylerii. Trzeba odzyskać...
Prawe skrzydło oddziałów Unii, strefa Przesmyku 209
20 czerwca 2211 ESD, 04:41
– ...inicjatywę, bo będzie po nas. – Choć Sokole Oko biegł skulony ledwo kilkanaście
kroków przed Wierzbowskim, Polak ledwie go widział. CSS-owa peleryna kaprala była jasnoszara jak otaczająca ich mgła, tylko na samym dole tańczyły na niej ciemne plamy, kiedy system próbował zgrać kamuflaż z wodą. – Szybko, za mną.
Drużyna Hiszpana przemieszczała się w stronę lewego skrzydła Amerykanów, żeby choć
trochę zmniejszyć nacisk na ludzi Niemi powoli, acz systematycznie osaczanych przez przeciwnika.
Gdzieś całkiem blisko huknął pocisk artylerii, która waliła bez przerwy niemal od godziny. Czy kogoś trafił? Raczej nie, o ile Wierzbowski dobrze pamiętał plan taktyczny. Choć w ciągu ostatniej godziny nie zrobili chyba nic zgodnie z wcześniejszymi założeniami. Przeciwnik po prostu im na to nie pozwalał. Nie tak to miało wyglądać.
Amerykanie złapali przynętę w postaci zdalnie sterowanych poduszkowców z ciałami
poległych von Zangena w kokpitach. Zgodnie z oczekiwaniami Cartwright zrezygnowali
z ostrożnego marszu i dzięki temu Kijów zaliczył pierwsze punkty w bitwie, unieruchamiając pewną – Marcin miał cholerną nadzieję, że olbrzymią – część jankeskich sił pancernych. Niby wszystko poszło, jak trzeba.
Sto Pierwsza Powietrznodesantowa dowiodła jednak, że jej sława nie była przesadzona.
Amerykanie przyjęli ciosy na początku bitwy, ale nie pozwolili, by ich one zwolniły. A potem otrząsnęli się i przeszli do kontry. Już wkrótce przekonali się o tym saperzy, wysłani, aby dobić czołgi wroga. To, co miało być formalnością, zamieniło się w krwawą walkę z amerykańskim prawym skrzydłem, które nie straciło ani opanowania, ani ducha bojowego. Według planu jankesi mieli być blokowani przez fałszywe echa pola minowego. Jak się okazało, albo przejrzeli blef Cartwright, albo po prostu uznali, że mają to gdzieś. Zasypali podejrzany rejon pociskami artyleryjskimi i natarli z taką siłą, że saperzy Delacroix musieli przeprowadzić graniczący niepokojąco blisko z ucieczką odwrót. Drugie skrzydło też nie miało lekko. Atak na oddział, który osłaniał uwięziony na polu minowym pluton pancerny, utknął w martwym punkcie. Amerykanie najpierw zatrzymali natarcie, potem podciągnęli resztę kompanii i już wkrótce drużyny Szalonego Borgii oraz Piętaszka musiały zwiewać poza Przesmyk, żeby oderwać się od transporterów wroga.
Oddelegowana do wsparcia Niemi zdetonowała jankesom pod nogami drugie pole minowe, chyba trochę na wyczucie, bo trudno było ocenić, jakie zadała straty. Dość, że pościg ustał i teraz razem ze swoimi ludźmi dwoiła się i troiła, żeby utrzymać nacisk na jankeską kompanię i dać kolegom czas na pozbieranie się. Ale to nie mogło trwać długo – jak w końcu osiem osób może szachować kompanię?
Marcin zaklął cicho, kiedy stopa ugrzęzła mu w błocie. Wyszarpnął ją, o mały włos nie
tracąc równowagi. Cholerne bagno. Gdzieś z przodu rozległo się długie, ciągłe ujadanie G918
i charakterystyczne chrząknięcie, od którego przeciwpancerna świnka wzięła swoje przezwisko.
Druga drużyna jeszcze walczyła. Jedna z lepszych wiadomości ostatnich godzin.
– Jeszcze nie dalej niż dwieście metrów, szybko, szybko. – Sokole Oko obejrzał się przez ramię, jakby chciał sprawdzić, czy wszyscy są na miejscu. – Sierżant Niemi nie może czekać wiecznie.
– Gdzie, do kurwy nędzy, jest trzecia drużyna? – wydyszał w mikrofon CJ, biegnący kilka kroków od Wierzbowskiego. – Nie mieliśmy się z nimi spotkać przed uderzeniem?
– Porucznik przekierował drużynę sierżanta Sancheza do wsparcia „Świstaka” i pozostałych poduszkowców. Idziemy tylko my, Carlos.
– Są tam jeszcze ludzie Borgii i Piętaszka, razem będzie nas prawie dwa plutony. – Kicia bezskutecznie usiłowała nadać swojemu głosowi optymistyczny ton. Przyspieszony oddech i komlink skutecznie sabotowały jej wysiłki.
– Przeciwko, kurwa jej jebana mać, całej kompanii. Ze wsparciem pojazdów. I artylerii. I od kiedy cztery niepełne drużyny to dla ciebie „prawie dwa plutony”?
– Mogę go zastrzelić za sianie defetyzmu? – rozległo się w eterze ponure mruknięcie Szafy.
Nawet jeśli ktokolwiek chciał odpowiedzieć, nie dał rady. Pocisk artyleryjski uderzył nie dalej niż trzydzieści metrów od nich. Marcin runął w czarną wodę, w świat ciszy i ciemności.
– Ktoś ranny? – Głos Sokolego Oka dotarł do niego jak przez grubą zasłonę. – Zgłaszać się.