Выбрать главу

Ku swojemu zdziwieniu Wierzbowski zorientował się, że leży na plecach, z twarzą ponad

taflą wody. Ktoś – chyba Thorne – pochylał się nad nim, trzymając go mocno za ramiona. Na jak długo odpłynął? Chyba tylko na chwilę, pozostali też dopiero się podnosili. Polak uniósł dłoń w uspokajającym geście. Thorne – o ile to był on – bez słowa skinął głową i odsunął się.

– Wierzba, cały. – Żołnierz potrząsnął głową i na próbę poruszył rękami i nogami. Przesunął

dłonią po boku hełmu. As pik nadal tam tkwił. – Tylko ogłuszony.

– Kicia, wszystko chyba w porządku. – Sanitariuszka usiadła w wodzie, a potem powoli

wstała.

– Thorne, żyję.

– CJ, kurewsko poobijany, jebnąłem na karabin – jęknął radiooperator, rozmasowując

przedramię.

– Szafa, chyba wszystko w porządku. Nie mogę ręczyć za broń, zamokła. – Wysoki

erkaemista podniósł się i otrząsnął erkaem z wody. Następnie sięgnął do hełmu i zdjął gogle.

Przyjrzał się im przez moment badawczo, po czym parsknął chrapliwym śmiechem. Z plastikowej osłony twarzy sterczała ostra metalowa drzazga, długa na dobre kilkanaście centymetrów. Szafa przesunął rękawicą pod linią oczu, a potem przyjrzał się swojej dłoni. – Mam też zniszczony system wizyjny, ale żadnych ran. Szczęśliwy strzał.

Marcin z podziwem patrzył na erkaemistę, który bez śladu zdenerwowania wzruszył

ramionami i rzucił bezużyteczne już gogle w błoto.

– Zbierajcie się, mogą powtórzyć. – Sokole Oko pomógł wstać CJ-owi. – Meldujcie, jakby się okazało, że jednak są problemy. A teraz szybko. Sierżant Niemi czeka.

Szóstka żołnierzy ponownie ruszyła ciężkim truchtem przez bagno w kierunku niedalekich odgłosów wymiany ognia. O ile oczywiście – przebiegło Wierzbowskiemu przez głowę – na Bagnie można ocenić odległość na słuch.

Nagle gdzieś całkiem blisko usłyszał zawodzenie silników poduszkowca. A potem

intensywny ogień ciężkiej broni. Mgła zafalowała, jak gdyby tuż poza granicą widoczności coś się przesunęło.

– Nasi? – rzucił do mikrofonu komlinka. – Gdzie powinna być grupa „Świstaka”?

– Nie, to jankesi. Inny dźwięk turbin. – Sokole Oko nawet nie zwolnił. Marcin za to poczuł

się tak, jakby do nóg przytroczono mu olbrzymie głazy. Cholerni Amerykanie mieli tu wszystko

– Szalony Borgia ich nie rozniósł? – spytał rzeczowo Szafa.

– Tak meldował, w istocie. – Dowódca drużyny zatrzymał się na moment, a potem

minimalnie odbił w lewo. – Najwyraźniej się mylił.

– Odwód – włączył się do rozmowy Thorne. – Ściągnęli je z tyłów, pewnie będą chcieli

przepchnąć się na tym skrzydle. Zaczyna im się spie...

Punkt dowodzenia Samodzielnego Batalionu Specjalnego Przeznaczenia

amerykańskiego zgrupowania „Currahee”, strefa Przesmyku 209

20 czerwca 2211 ESD, 05:02

– ...szyć, niech zwiad wesprze kompanię „Baker” na lewym skrzydle. Ile można się męczyć z trzy razy słabszym przeciwnikiem? – Sheridan wstał ze stanowiska i przeszedł się tam i z powrotem wzdłuż wozu dowodzenia. Bitwa przebiegała nie najlepiej. Wojskom Unii nie udało się zniszczyć czołgów „Zielonego”. Dały za to radę praktycznie pozbawić zdolności bojowych trzy z czterech maszyn. Co więcej, ich ciągły nacisk sprawił, że kompania „Able” miała pełne ręce roboty z utrzymaniem paskudnie niekorzystnych pozycji osłonowych. W chwili obecnej głównym frontem natarcia jego batalionu było lewe skrzydło. Sheridan wysłał na nie pełen pluton na poduszkowcach i przekierował większość ognia artylerii. W tamtą stronę przemieszczała się też kompania zwiadowcza „Easy”. Z jakiegoś jednak powodu unijni żołnierze powstrzymywali jego ludzi z podziwu godną zaradnością. Trudno było mówić o poważnych stratach, ale pozostawało faktem, że postęp batalionu w ciągu ostatnich godzin był zdecydowanie poniżej jego oczekiwań.

A czas zaczynał ich gonić.

– Pułkowniku, atak strumieniowców od zachodu, cztery maszyny, niski pułap, „Baker”

zgłasza zatrzymanie natarcia – zameldował Rollins.

– Oczywiście, zatrzymanie natarcia... – Sheridan westchnął. – Niech czekają spokojnie na zwiad, nie chcemy wpakować się na kolejną niespodziankę. Zawiadom pluton przeciwlotniczy, że jest dla nich robota.

Wsparł się na pulpicie swojego stanowiska i spojrzał na daleką od zachęcającej sytuację na ekranie taktycznym. Właśnie symbol oznaczający jeden z transporterów opancerzonych kompanii „Baker” zniknął, kiedy urwało się połączenie jego systemów pokładowych z centrum dowodzenia.

Chwilę później kolejna z maszyn zasygnalizowała uszkodzenia, a potem straciła połączenie. Na szczęście chyba udało się strącić jedną z wykonujących, jak się zdawało, nawrót unijnych mangust.

Dwa pozostałe strumieniowce kontynuowały jednak lot na wprost, w kierunku...

Pułkownik błyskawicznie obrócił się do radiooperatora.

– Rollins, zawiadom czołgi z „Zielonego” i kompanię „Able”, że leci na nich para wrogich maszyn, prawdopodobnie... – Przygryzł wargę, kiedy ostatni w miarę sprawny czołg spośród unieruchomionego na polu minowym plutonu zniknął z ekranu. – Nieważne, co prawdopodobnie.

Przeciwlotniczy naprzód, pomiędzy pozycje „Able” i „Baker”, zabierzcie te strumieniowce z mojego nieba.

– Tak jest, panie pułkowniku.

Spojrzał na ekran raz jeszcze. W ciągu najdalej pół godziny zwiadowcy kompanii „Easy”

połączą się z walczącą nadal „Baker”. To powinno nadać lewemu skrzydłu wystarczający impet, żeby raz na zawsze pozbyć się paskudnie ruchliwych oddziałów Unii i w końcu ruszyć naprzód.

A już mieli opóźnienie.

– Pułkowniku? – Rollins wstał ze swojego stanowiska. – Curahee Sześć do pana.

Sheridan zmarszczył brwi. Czego mógł chcieć dowódca zgrupowania? Jeżeli miał dla niego nowe zadanie, nie mógł wybrać gorszego momentu.

– Podaj mi...

Prawe skrzydło oddziałów Unii, strefa Przesmyku 209

20 czerwca 2211 ESD, 05:46

– ...następny. – Rozciągnięty w błocie, skupiony na systemach celowniczych świnki Szafa wyciągnął rękę do Marcina.

– Nie powinniśmy się stąd ruszać? – Wierzbowski wręczył koledze zasobnik z pociskami.

– Nie, dopóki Sokole Oko i reszta nie wrócą. – Szafa jednym płynnym ruchem, nie

odrywając wzroku od celownika, wziął kilkunastokilowy prostopadłościan i zamontował go w gnieździe na obudowie lekkiego działa przeciwpancernego. Panel kontrolny świnki rozjarzył się na zielono. – Ale nie martw się. Za mało strzelaliśmy, żeby nas namierzyli.

– Nie wystarczy raz?

– Owszem – odparł Szafa. Lekko zmrużył oczy, wpatrzony w jakiś niewidoczny dla

Wierzbowskiego punkt na celowniku. – I dlatego, jeśli nie zabili nas od razu, teraz uważają, że dawno się relokowaliśmy.

Polak zazdrościł koledze spokoju. Po trzech godzinach bitwy Szafa zachowywał się tak,

jakby dopiero co opuścili Kijów. Robił wrażenie człowieka znajdującego się po prostu na właściwym miejscu. Szafa, który przed wojskiem był, zdaje się, operatorem dźwigu, odnalazł

w korpusie sens życia. Był nieskomplikowany, konkretny i miał instynkt, którego mogli mu pozazdrościć nawet sierżanci – a to już wiele znaczyło.

– Chciałbym mieć twój optymizm.

Trzy godzin walki. Trzy godziny wysiłku i strachu. Właściwie Marcin stracił orientację, jak wygląda sytuacja globalna. Zmieniała się zbyt wiele razy. Godzinę wcześniej drużyna Piętaszka zmyliła krok w tańcu na amerykańskim lewym skrzydle. Jankesi wykorzystali ten błąd z całą bezwzględnością. Wkrótce potem diabli wzięli poduszkowce, oprócz ciężko uszkodzonego „Świstaka”, który z trudem wycofał się na Kijów. Amerykańskie prawe skrzydło zaczęło brnąć naprzód, spychając resztki wykrwawiającego się plutonu saperskiego poza Przesmyk, na bagno.