Выбрать главу

– Opuściłem klatkę, jestem w korytarzu... C-2 – meldował z przodu Harris. Słuchawki nieco zniekształcały głos podporucznika. – Ciągnie się poza zasięg reflektora, nie widzę żadnych barier ani grodzi.

– Dobry znak. Powinniśmy być w pobliżu stanowiska sterowania bateriami obronnymi. –

Brisbane nie musiał przypominać sobie studiowanych planów. Pamiętał to miejsce. – Rozejrzyj się za oznaczeniami na drzwiach.

Nad ramieniem Delaviente Brisbane widział, jak światło poruszyło się w wyjściu z klatki.

Żołnierz się rozglądał.

– Przede mną wrota oznaczone... „PD-C-2”. – Na chwilę głos zawahał się, kiedy Harris

odczytywał napis. – Rezerwowe stanowisko obrony punktowej. Wszystko zgodnie z planem, idę naprzód.

Harris popłynął wzdłuż korytarza, a zaraz za nim ruszyła Delaviente, odruchowo trzymając broń w pogotowiu. Brisbane odbił się od schodów. Ruch wywołał natychmiastową reakcję tysiąca drobnych cząstek unoszących się w wodzie, wprawiając je w wirujący taniec.

– Powinniśmy przemieszczać się tędy jeszcze jakieś trzydzieści metrów – nadał pułkownik, oświetlając mijany właśnie czarny bojowy skafander. Ciało załoganta „Alty” już dawno poddało się czasowi. Pancerna skorupa, która go nie uchroniła od śmierci, istniała nadal, pozornie nienaruszona.

– Tam będzie szyb windy do banków danych.

– Przyjąłem.

Brisbane złapał się na tym, że zastanawiał się, jak mogły wyglądać ostatnie chwile okrętu.

Jak dotąd minęli tylko jedno ciało, nie znaleźli żadnych wystrzelonych kapsuł. Czy do ostatniej chwili próbowali wylądować? Lub po prostu nie zdążyli i znaleźli śmierć w którymś z korytarzy prowadzących do kapsuł na drugiej burcie? W biegu, mając nadzieję, że jeszcze zostało kilka sekund? Może wszyscy byli nieprzytomni o wiele wcześniej? Niezdrowe myśli, skarcił się. Trzeba się skupić na pracy.

– Mam wejście do windy – odezwał się Harris. Jego sylwetka na przedzie szyku zawisła nad podłogą korytarza. Żołnierz sięgnął do dźwigni ręcznego otwierania, ale nic to nie dało. –Zabezpieczone. Trzeba będzie ciąć. Irving, do mnie, potrzebuję oszacowania czasu.

Wezwany komandos przepłynął zgrabnie koło Brisbane’a w stronę czoła grupy. Zatrzymał

się obok porucznika i wydobył z bocznej kieszeni plecaka palnik. Chwilę później jaskrawy, skupiony palec wiązki tnącej dotknął blokujących drogę wrót. Przez kilka sekund Irving pozwolił

mu stykać się z kompozytową powierzchnią, wreszcie wycofał go.

– To szyb do centralnego rdzenia danych, drzwi są z tych solidnych – rzucił cicho do

mikrofonu, obserwując efekt pracy. – Jakieś pół godziny, sir, więcej, jeśli poszła też gródź. Przy założeniu, że skład zgadza się ze specyfikacją, którą dostaliśmy.

– Zrozumiałem. – Brisbane kiwnął głową, choć podwładny nie mógł zauważyć gestu. –

Wstrzymaj się na moment. Bryce, weź ogniwo i sprawdź, czy jesteś w stanie rozłączyć klamry.

Może uda się uniknąć pół godziny cięcia. Irving, do mnie.

– Tak jest. – Technik dołączył do dwójki żołnierzy przy wrotach, mijając się z wracającym na tyły Irvingiem. Przez chwilę podłączał sprzęt do przenośnego ogniwa, potem skupił się na panelu kontrolnym obok drzwi. Do światła reflektorów dołączyła wodoodporna konsoleta. –System dosyć... hm. Ciekawe...

– Zechcecie być nieco bardziej precyzyjni, Bryce?

– Okablowanie nie było przeciążone. – Technik mówił szybko i niewyraźnie. Często to robił

– ruchliwy, nadpobudliwy specjalista sprawiał wiecznie wrażenie zirytowanego, że jego myśli idą dwa zdania przed słowami. – Pewnie w chwili przyziemienia były odłączone, norma.

– Więc w czym problem? – Pod przezroczystą osłoną maski tlenowej Brisbane uniósł brew.

– Miałem dodatni odczyt, kiedy się podłączyłem. – Technik potarł dłonią hełm, jakby starał

się poskrobać po głowie. – Ale zaraz zniknął.

– Może fałszywka, duch w czujniku?

– Może... – Głos Bryce’a zabrzmiał niepewnie. – Może jakaś pozostałość albo coś się

wytworzyło samorzutnie... Przyznaję, na teraz nie wiem. Sprawdzać?

– Tylko jeśli uznasz to za konieczne. Jak szybko jesteś w stanie je obejść?

– Kwadrans, nie więcej. To znaczy, o ile nie trafię na dodatkowe niespodzianki. – Bryce obrócił się w stronę dowódcy. Ruda czupryna mignęła pod osłoną maski, kiedy musnęło ją światło reflektora pułkownika. – Większość zabezpieczeń jest martwa. Major Hampel poradziłby sobie lepiej...

– Major Hampel ma inne zadania – odparł Brisbane. Bryce miał rację. Decyzja, żeby nie

włączać do akcji idealnie przystosowanego do działań w środowisku systemów elektronicznych maga mogła wyglądać na ryzykowną – i kosztowała ich czas. Ludzki substytut SI był jednak o wiele bardziej przydatny na swojej obecnej pozycji niż w korytarzach „Alty”. – Spróbuj jakoś się przebić. Irving, bądź gotowy, żeby przejąć w razie problemów.

Spojrzał na zegarek. Dwie godziny, dziesięć minut. Plus teraz piętnaście, to prawie dwie i pół. Nie najlepiej.

Bryce nie przecenił swoich umiejętności ani o jotę. Rzeczywiście nie mogło minąć więcej niż kwadrans, kiedy w słuchawkach rozległ się pełen satysfakcji głos technika.

– Mam założone obejście i podpięte ogniwo. – Odległy od dowódcy o kilkanaście kroków

żołnierz poklepał powierzchnię drzwi. – Możemy otwierać.

– Doskonale – ucieszył się Brisbane. – Poruczniku Harris, osłona, reszta przygotować się.

Para żołnierzy na przedzie szyku zajęła pozycje po obu stronach przejścia, a Bryce cofnął

się o kilka kroków.

– Otwieraj.

Drzwi, posłuszne rozkazowi wydanemu z konsoli technicznej rozwarły się powoli.

Towarzyszący temu nieprzyjemny, zgrzytliwy odgłos wprawiał wodę w silny rezonans.

– Widzę szyb windy, brak kabiny na naszym poziomie – zameldował natychmiast

porucznik. – Delaviente, naprzód.

Kobieta skinęła głową i odbiła się od ściany, po czym zwinnie jak wydra wpłynęła do szybu windy. Sekundę za nią ruszył sam Harris, skupiony, napięty jak sprężyna, z karabinem przy ramieniu. Pułkownik odczekał kilka sekund i kiwnął na pozostałych.

– Woda sięga dwie kondygnacje w górę, do poziomu A. – Usłyszał w słuchawkach głos

prowadzącej. – Dalej trzeba będzie się wspinać.

– Zrozumiałem, kontynuuj. Gdzie kabina?

– Dwa poziomy pod wami. – Zamiast Delaviente odpowiedział Harris. – Widzę ją stąd.

– Dobrze. – Pułkownik podpłynął do drzwi prowadzących w czeluść zalanego szybu, co

chwila oświetlanego przez błyski reflektorów, kiedy któryś z jego ludzi spojrzał akurat w dół.

Wzmacniane szyny magnetyczne, po których miała poruszać się winda, ściemniały od korozji, ale nie było widać żadnych wyraźnych uszkodzeń. Prowadzący do serca okrętu szyb przetrwał

uderzenie o New Quebec praktycznie nietknięty. Brisbane wsunął się do wewnątrz, chwycił

drabinki technicznej i odepchnął się w górę, w ślad za Harrisem i Delaviente. Kilka uderzeń serca później wynurzył się ponad taflę wody, w chłodne powietrze. Zsunął maskę tlenową i z ulgą pozwolił sobie na kilkudziesięciosekundowy odpoczynek. Chwilę potem obok niego wynurzył się Bryce. Technik zsunął maskę i potrząsnął energicznie głową.

– Jestem przed wejściem na poziom Centrum. – Dwa poziomy wyżej Delaviente z trzaskiem

zapięła klamrę bezpieczeństwa na szczeblu drabinki. – Zamknięte na głucho, aktywne zamki magnetyczne, awaryjna hydraulika nie zadziałała.