Выбрать главу

– Aktywne zamki? To przecież wymaga kontroli i przyłożenia mocy... – Pułkownik

zmarszczył brwi.

– Może jakiś podprogram obrony Centrum, sir, coś jak ten, który wysłał sygnał

lokalizujący? Szukam konsolety awaryjnej...

– Nie ma jej tam. – Brisbane chwycił się drabinki i wdrapał kilka szczebli w górę. –

Centrum to najważniejsze miejsce na „Alcie”. Bardzo łatwo je zamknąć, bardzo trudno otworzyć, a przynajmniej kiedy działają zabezpieczenia.

Brisbane z trudem powstrzymał się przez wypowiedzeniem przekleństwa. Nie mieli dziś

szczęścia. Zabezpieczona gródź w szybie głównym oznaczała przynajmniej godzinę cięcia.

Godzinę, której nie mieli, a przynajmniej pułkownik nie sądził, żeby mieli. Nie należało liczyć na to, że kompania Cartwright utrzyma się aż tak długo. Niestety, poza czasem brakowało im również alternatyw. Szyb główny był ostatnią z listy możliwości dotarcia do Centrum.

– Cóż. – Zachował spokojny głos, choć z trudem. – Obecnie nie mamy już wyjścia.

Bierzemy się za cięcie, nie ma czasu do stracenia. Delaviente i Stein pójdą ze mną z powrotem, zobaczymy, czy nie znajdziemy czegoś, czego nie ma na planach.

– Sir? Jakie inne drogi? – chciała wiedzieć kobieta.

– Zakładam, że uderzenie o planetę nie tylko zablokowało przejścia, ale też otwarło nowe. –

Brisbane spojrzał w dół. Na czarnej tafli wody pojawiły się jasne plamy światła. To ostatnia para żołnierzy płynęła właśnie w górę szybu. – Nie możemy mieć pecha przez cały czas.

– Zrozu... – Delaviente przerwał nagły zgrzyt, a potem kolejny. Pułkownik spojrzał na

prowadzącą parę, dwa poziomy nad nim.

– Gródź idzie w górę! – W trakcie składania meldunku Harris zapiął uprząż na szczeblach drabinki i zawisł na zabezpieczeniach, z karabinem w gotowości. Jednolita powierzchnia faktycznie powoli się unosiła, odsłaniając coraz większy fragment drzwi windy.

Brisbane szybko ruszył naprzód. Niezależnie od tego, co spowodowało zadziałanie systemu unoszącego gródź, zaraz może się to zmienić, a drugiej szansy nie będzie. Oczywiście, myślał, pokonując kolejne szczeble, to mogła być pułapka, ktoś mógł w końcu dotrzeć do Centrum pierwszy. Jednak nawet gdyby on, Harris i Delaviente zginęli na miejscu, zawsze pozostawał

Irving, Stein i Bryce, dobrzy, doświadczeni ludzie, w tym przypadku dysponujący nowymi informacjami. Ryzyko niewielkie, potencjalny zysk – ogromny.

– Porucznik Brisbane. – Miły, kobiecy głos w słuchawce komunikatora błyskawicznie

przeciął tok rozumowania oficera. – Bardzo liczyłam na to, że znowu się spotkamy.

Rozpoznał go od razu, choć od ostatniej rozmowy z jego właścicielką minęło dziewięć

długich lat. Z całej załogi „Alty” akurat ona musiała przetrwać. Brisbane nie mógł się zdecydować, czy to gigantyczne szczęście, czy gigantyczny pech.

– Ariadno. – Uśmiechnął się smutno. – Przyznam, że nie spodziewałem się, że cię tu

zastanę.

Centrum, oddzielone od szybu windy krótkim korytarzem i dwoma parami rozsuniętych

drzwi z przezroczystego kompozytu, pozornie wydawało się nietknięte. Rozświetlane reflektorami ludzi Brisbane’ a pomieszczenie wyglądało, jakby cała jego obsada po prostu wstała ze stanowisk i wyszła... dzień, może dwa temu?

Puste fotele stanowisk roboczych nie były nawet zakurzone, a martwe ekrany sprawiały

wrażenie po prostu uśpionych, gotowych do pracy, gdyby ktoś nacisnął włącznik. „Alta” dobrze ochroniła swoje serce. Zaraz przy pancernych wrotach wiodących do banku danych jaśniała zielona dioda kamery. Brisbane uśmiechnął się krzywo. Oko Ariadny bacznie obserwowało każdy ruch przybyszów.

– Bryce, sprawdź bank danych. – Wskazał technikowi ciemnoszarą, jednolitą płaszczyznę

drzwi. – Mam nadzieję, że to nie problem, Ariadno?

– Skądże znowu. – SI wydawała się rozbawiona. – W końcu zapewne dokładnie po to

przyszedłeś. Gratuluję awansu. Czy też, może powinnam powiedzieć, awansów.

– Minęło sporo czasu. Nawet taki nieudacznik jak ja mógł się dochrapać. – Zerknął na

Harrisa. Co robić – zdawały się pytać rozłożone ręce porucznika. – Stein, Irving i Delaviente, zabezpieczcie szyb windy, my zajmiemy się odzyskiem.

Harris skinął głową bez słowa. Rozkaz niósł wystarczająco dużo informacji. Pozostawienie drugiej trójki na zewnątrz Centrum mogło oznaczać tylko jedno – pułkownik spodziewał się problemów i chciał zachować szansę na drugie podejście. Porucznik kiwnął na Delaviente, która ruszyła natychmiast z powrotem w kierunku szybu.

– Przyznam, że twoja obecność tutaj jest dla mnie miłą, ale jednak niespodzianką. –

Brisbane uśmiechnął się lekko w kierunku kamery. – Nie byłaś czasem tropicielką?

– Nadzór lądowania. Pozostałe SI... nie mogły tego zrobić. – Głos Ariadny posmutniał. –

Później pozostało mi trwanie. Kiedy pojedyncza SI korzysta z rezerwowego ogniwa dla całego okrętu, jakoś może dać sobie radę. A nie było nikogo innego, z kim musiałabym się dzielić.

– Rozumiem. – Przez chwilę Brisbane poczuł autentyczne współczucie na myśl o Ariadnie

zamkniętej w grobowcu „Alty”, osamotnionej, kiedy wszyscy pozostali zginęli. Ariadnie, która kiedyś pokazywała mu gwiazdy... Nie, nie powinien tak o tym myśleć. – Co się stało z załogą?

– Lądowanie, William. Sześćdziesiąt dwa g w momencie przyziemienia. Przykro mi, ale

naprawdę niewiele mogłam zrobić.

– Wierzę ci.

– Cieszę się. – Dioda kamery przy wejściu do banku danych drgnęła, kiedy urządzenie

skierowało obiektyw na Bryce’a. – Co stanie się teraz?

Pozornie niewinnie zadane pytanie dźwigało gigantyczny ciężar. Brisbane westchnął cicho.

– Miałem nadzieję, że przeniesiemy dane na nasze nośniki. – Podszedł do rzędu stanowisk i przesunął dłonią wzdłuż krawędzi pulpitów. – Są dla nas dosyć istotne.

– Widzę, że nadal się nie zapominasz. – Mógł sobie wyobrazić, że Ariadna uśmiecha się

z przekąsem. – Nie chcesz przeprowadzać tej rozmowy w zasięgu kamery. Ale ona jest dla mnie bardzo ważna, Williamie. Na tyle ważna, żeby poświęcić dla niej trochę pozostałej mi energii.

Wszystkie monitory Centrum uruchomiły się jednocześnie, zalewając pomieszczenie

błękitnawym blaskiem. Każdy z nich wyświetlał awatara Ariadny – młodą, śliczną kobietę o oliwkowej cerze, ciemnych oczach i wysoko upiętych czarnych, kręcących się włosach.

Jednocześnie ponad stanowiskami nagle zapaliło się kilka nowych diod, kiedy SI uruchomiła pozostałe kamery w pomieszczeniu.

– Nie zmieniłaś się ani odrobinę. – Pułkownik gestem nakazał Harrisowi opuścić broń.

Karabin szturmowca mierzył w pierwszą z rzędu kamer w sekundę po uruchomieniu monitorów. –

Nadal wolisz rozmowę twarzą w twarz.

– Myślałam, że wszyscy wolą – odparowała SI. Ariadna na monitorach uśmiechnęła się

słodko. – To znaczy, jeżeli ich intencje są szczere.

Brisbane zaśmiał się bezgłośnie.

– Przyznam, że sądziłem, iż moja odpowiedź jest szczera.

– Odpowiedź jest szczera, w to nie wątpię. – Kobieta na monitorach wydęła wargi. – Ale pozostaje niepełna. Co stanie się ze mną?

Mężczyzna potarł dłonią podbródek. Cóż, można się było spodziewać, że to pytanie zostanie zadane. W końcu co może chcieć wiedzieć osoba, która przez tyle lat czekała na swoich, jak nie to, czy ją uratują?

– Wiesz mniej więcej, co działo się przez ostatnie lata?

– Bierny nasłuch. Odbiornik główny jest całkiem sprawny. – Przechyliła głowę i lekko

zmrużyła oczy. Czarne włosy spłynęły jej na ramię. – Był problem z wirusem, jak rozumiem.