Jolly Roger i pikowy as. Druga Kompania Zwiadu. Marcin odruchowo przesunął dłonią
wzdłuż krawędzi nadal zatkniętej za hełm karty.
•
Pierwszy raz od czterdziestu ośmiu godzin stanęli na stałym podłożu. Dobrze było nie
chodzić w sięgającej do pół łydki wodzie.
Kicia, choć niemal nieprzytomna, zajęła się najpierw Szafą. Powoli, mechanicznymi
ruchami sprawdziła jeden opatrunek, potem kolejne. Zaaplikowała painkillery i odkażacze. Teraz niewiele więcej dało się zrobić dla erkaemisty. To, że jeszcze w ogóle żył, zawdzięczał wyłącznie własnej sile. Nikt, kogo ciało oberwało takie cięgi, nie powinien nadal walczyć. Ale Szafa trzymał
się twardo.
Wierzbowski zebrał nieśmiertelniki i przeszukał maszynę. Starał się nie przyglądać tamtym, nawet kiedy grzebał im po kieszeniach.
Mieli szczęście. Przy oficerze była apteczka, ale znaleźli w niej tylko kilka opatrunków i puste przegródki po chemii. Pokładówki „Królowej Nocy” nie mógł nigdzie znaleźć. Musiała wypaść gdzieś podczas ostatnich sekund życia maszyny.
Dodatkowym zyskiem z poszukiwań było kilka batoników i paczka z jednym papierosem.
No i broń oczywiście, chociaż ani on, ani Kicia nie byli w formie do walki.
I kilka wspomnień, jak fragmenty życia obcych ludzi.
Grzebień. Woreczek kolorowych kości o wielu ściankach. Idiotycznie kolorowa bransoletka z miniaturką jakiejś bohaterki kreskówek. Dwa bilety do Teatru Odeon w Nowym Paryżu. Pudełko po pierścionku.
Masa drobiazgów unieważnionych przez upadek „Królowej Nocy”.
•
Mimo potwornego zmęczenia odciągnęli zwiadowców na brzeg bajorka. Na Bagnie ciężko
było o odpowiednią ilość kamieni, więc przykryli ciała pałatkami i obciążyli je na brzegach. Marcin przy każdym wbił w rozmiękłą ziemię fragment połamanych noszy, które znaleźli w manguście.
Wierzbowski spojrzał na Kicię dość niepewnie, ale ta nic nie mówiła, zatopiona we
własnych myślach. Co można powiedzieć o żołnierzu? Nic, zginął na wojnie. Nie było tu oficera, który zwykle mówił kilka słów. Popatrzył na trzymane w dłoniach nieśmiertelniki.
– Janusz Pikiel, Vigge Jacobsen, Szaria Diabo, Werner Stahl, Sondra Perkins i Anna
Saranova, niech spoczywają tu w spokoju – zaczął niepewnie cichym głosem. Kicia spojrzała na niego i kiwnęła głową. – Byli jednymi z nas. Niech dalsza droga będzie dla nich lżejsza niż ta tutaj.
Z gwiazd pochodzimy, do gwiazd wracamy.
Nie wiedzieli, co dodać, więc stali tylko kilka minut nad zaimprowizowanymi mogiłami.
Mgła szeptała swoje pożegnania wokół nich.
•
– Co z Szafą?
– Walczy. – Kicia ledwo dostrzegalnie wzruszyła ramionami. – Kończą nam się środki, a te tutaj są nieoznaczone. Nie chcę ryzykować, opierając się tylko na kolorach.
– Jasne. – Marcin pobawił się komunikatorem. – Ostatnie dwie godziny nic na radiu.
Zakłócenia.
– Może po prostu wypalimy w powietrze? Co najgorszego się może zdarzyć? Przyjdą
jankesi?
– Rozwalą nas.
– Albo nie. Szafie przyda się med-lab. Bez tego nie pociągnie długo.
– Wywaliliśmy flarę. Powinni nas znaleźć. – Wierzbowski sięgnął do kieszeni i wyjął
batonik. „Energia na cały dzień!”, głosił wesoły, żółty napis na opakowaniu. – Cynthia? –
Przełamał go na pół i podał kawałek dziewczynie. – Weź. Energia na pół dnia. I złap trochę snu, wyglądasz potwornie.
– A ty jak młody bóg. Jak się nazywał ten brzydki od kowali?
– Ares?
– Chyba tak. Wyglądasz jak młody Ares.
•
Mgłę usłyszał znowu w nocy, na swojej zmianie warty.
Śpiewała.
Marcin siedział skulony w luku transportowym „Królowej Nocy” i wsłuchiwał się
w melodię. Wydobył z kieszeni zabezpieczone plastykową torebką holo Barbary. Dobrze było móc pomyśleć o domu.
– Twoja siostra jest bardzo ładna. – Kicia uniosła się na łokciu.
– Powinnaś spać.
– Trudno mi zasnąć. Pewnie wilgoć. – Dziewczyna podniosła się i usiadła obok niego. –
Można się przysiąść?
– Tia.
– Tęsknisz za rodziną – raczej stwierdziła, niż zapytała.
– Zaciągnąłem się ze względu na nią, wiesz?
Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
– Ubezpieczenie medyczne – wytłumaczył Wierzbowski, nadal patrząc na holo. – Barbara
miała dziewiętnaście lat, kiedy zdiagnozowano u niej syndrom Vasilieva. Potrzebowała leczenia, nasze ubezpieczenie tego nie pokrywało, a wojskowe tak.
– Ach. – Bardziej wyczuł, niż zobaczył, że Kicia kiwa głową. – Rozumiem.
– Początkowo siedziałem w służbie garnizonowej. Do oddziałów liniowych przeszedłem,
kiedy okazało się, że młoda musi mieć operację z grzebaniem po całym ośrodkowym układzie nerwowym. Nie znam się na szczegółach, ale drogo jak cholera.
– I poszedłeś po dodatek frontowy? Jesteś niesamowity!
Wierzbowski uśmiechnął się smutno.
– Jak mówisz A, trzeba być gotowym i na B. – Spojrzał na holo i szybko schował je do
kieszeni. – A ty?
Kicia oparła się wygodniej o plecak.
– Długa historia młodzieńczego idealizmu i głupoty.
– Rozumiem, że detale są zastrzeżone. – Marcin uniósł brew.
– Nie, skąd. Zarwałam studia medyczne, bo mi się uwidziało, że na froncie zdziałam więcej.
– Szafa by cię poparł.
– Możliwe. – Odruchowo spojrzała na rannego. – Rodzice myśleli jednak co innego.
– Źle to przyjęli?
– Przerwanie studiów na drugim roku i marsz na front? Wątpisz? – Parsknęła śmiechem. –
Poszło na noże! W końcu powiedziałam, że nie chcę mieć z nimi więcej do czynienia, i trzasnęłam drzwiami.
Wierzbowski zaśmiał się bezgłośnie.
– Ile czasu zajęło im pogodzenie się ze sprawą?
– Nie mam pojęcia. – Głos sanitariuszki posmutniał. – Nie rozmawiałam z nimi od tamtego czasu. Jakoś nie wiedziałam, jak zacząć. Mam w padzie chyba ze sto projektów listów do domu i jakoś... Wiesz. A teraz... Cóż, nie wiadomo, czy w ogóle będę miała szansę.
Spojrzała na niego bezradnie. W tej chwili wyglądała na jeszcze młodszą niż
w rzeczywistości.
– Nie myśl tak – powiedział cicho. – Zerwiemy się stąd, tylko jakoś musimy się pozbierać.
Wszystko będzie dobrze.
– Tak sądzisz?
– Pewnie. A teraz zmykaj spać, bo będę budził bez litości.
Zachichotała cicho i owinęła się śpiworem. Wierzbowski miał nadzieję, że mu uwierzyła.
Lepiej, jeśli będzie przekonana o tym, że historie dobrze się kończą. Bo po co opowiadać złe końce?
Wyjął raz jeszcze hologram siostry. Pamiętał dzień, kiedy go wykonano. Miesiąc po
operacji, kiedy pozwolono jej już opuszczać budynek szpitala, ale nadal czekały ją długie tygodnie rekonwalescencji.
Tydzień przed tym, jak zginęła w bombardowaniu Nowego Drezna.
7 lipca 2211 ESD, 04:56
Przyszedł nad ranem, wtedy, podczas zmiany wart. Nie krył się.
Plus, plusk, plusk. Nierówny rytm.
Amerykanin, choć z trudem dało się to rozpoznać. Na Bagnie wszyscy wyglądali niemal
identycznie. Jak często mawiano na wysuniętych placówkach: po czym odróżnia się
amerykańskiego żołnierza od naszego? Po blachach. Święta prawda. Płynące po mundurze, ciągle zmienne barwy CSS-u. Maskowanie na twarzy, częściowo ukrytej pod chustą, częściowo pod goglami. Podobne hełmy. Wojna trwała już długo. Strony zdążyły się nauczyć od siebie nawzajem prawie wszystkiego.