Выбрать главу

przy ustawionym na blacie komputerze podłączonym do projektorów, a wyglądający jak urzędnik Ricci z sekcji taktycznej sprawdzał coś na przyniesionym datapadzie – zasady sekcji zabraniały przesyłać dane operacyjne siecią wewnętrzną okrętu poza mostek, więc jej oficerów można było zawsze rozpoznać po przenoszonych komputerach osobistych. Kilka osób paliło, beztrosko ignorując znak zakazu widniejący ponad obydwoma wejściami.

Kolejno ożywały też projektory konferencyjne, generując holograficzne obrazy pozostałych wezwanych na naradę oficerów.

Pierwszy, jak zawsze, zjawił się komandor porucznik Morales. Dowódca „Żmii”,

trzydziestopięciolatek o smagłej, szczupłej twarzy i uważnym spojrzeniu czarnych oczu, przywodził

na myśl polującego dzikiego kota. Naturalna charyzma i niewiarygodne opanowanie wywindowały go na stanowisko w młodym wieku i wszyscy wróżyli mu szybki awans. I choć na sali odpraw „Drapieżcy” miało się wypowiadać wielu, to właśnie z jego obecności Christiansen cieszył się najbardziej. Niemal dokładnie sekundę później na stanowisku obok zmaterializowało się holo oficer nawigacyjnej „Żmii”, blondynki o mocnej, niemal kwadratowej szczęce i ostrych rysach twarzy.

Potem jeden po drugim zgłaszali się dowódcy transportowców – pierwszy ciemnoskóry

Gunther z „Belfastu”, potem Bogusławski z „Albionu”, uśmiechnięty Niemninen i nerwowo

rozglądający się Dechamps. Wszyscy.

Jego ludzie.

Dowódca „Drapieżcy” lekko odkaszlnął, zajmując miejsce u szczytu stołu. Fala ciszy

szybko rozeszła się po zebranych. W stronę Christiansena skierowały się wyczekujące spojrzenia.

– To zebranie – komandor zaczął półgłosem – ma na celu ustalenie dalszego sposobu

postępowania, kursu, a także oszacowanie prawdopodobnych strat. Odebraliśmy raporty ze wszystkich statków, więc możemy uznać, że mamy pełną informację o konwoju. Jak zapewne wszyscy wiecie, podczas ostatniego skoku utraciliśmy „Banshee”. Od czasu skoku bezskutecznie próbowaliśmy nawiązać łączność, nie udało się wykryć jej na radarze ani w żaden inny sposób. Na chwilę obecną możemy uznać „Banshee” za zaginioną i bez wpływu na dalszą sytuację zespołu.

Dobrą wiadomością jest to, że jednostki transportowe są akceptowalnie sprawne, przynajmniej na poziomie generatorów, napędów oraz systemów podtrzymywania życia. Wyjątkiem jest „Toskania”... Poruczniku Vieri?

Wywołana przez chwilę wpatrywała się w coś w skupieniu – młodziutka Vieri zapewne raz

jeszcze sprawdzała logi uszkodzeń swojego okrętu. Była jedynym dowódcą konwoju, który zjawił

się na konferencji w hełmie, najwyraźniej na „Toskanii” nie byli pewni szczelności.

– Mamy ciężko uszkodzony moduł silnikowy, inżynieryjne szacuje na trzydzieści do

czterdziestu procent mocy, opanowane pożary w dwóch przedziałach. Bezpośrednio przed skokiem byliśmy też zmuszeni do awaryjnego odłączenia trzech przedziałów transportowych.

Ktoś cicho syknął przez zęby, pomiędzy projekcjami popłynęło czyjeś ciche przekleństwo.

Trzy przedziały oznaczały sto pięćdziesiąt ofiar wśród nieświadomych, zahibernowanych żołnierzy.

– Jakie są rokowania co do napędu? – chciał wiedzieć Morales.

Na wyświetlaczu porucznik Vieri spojrzała jeszcze raz na niewidoczny dla pozostałych

ekran.

– Nie mniej niż osiem – dziesięć godzin, nie sądzę, żeby dało się radę to skrócić. A i to zakładając, że wszystko pójdzie gładko.

– Rozumiem. Dziękuję, poruczniku. – Dowódca „Żmii” kiwnął głową.

– Kolejną informacją – kontynuował Christiansen – jest to, że wiemy dokładnie, gdzie się znajdujemy. Hawke?

Szczupły, jakby posiadający o kilka stawów za dużo porucznik potarł bok szyi, patrząc na leżące na stole notatki.

– Dane ze stanowiska szperaczy pozwoliły nam na dokładne ustalenie pozycji konwoju.

Jesteśmy w Gamma IV Draconis... – Posłuszny kilku wydanym z klawiatury poleceniom projektor wyświetlił holograficzną mapę sektora. Dalsze komendy podświetliły jeden z układów. – ...w tym miejscu. System znajduje się na terytorium amerykańskim... A przynajmniej przed Dniem się znajdował. W tej chwili nic nam nie wiadomo o żadnych bazach tutaj. Co jeszcze nic nie znaczy, jankesi mieli mnóstwo czasu, żeby sobie jakieś postawić. Nie wykryliśmy lokalizatora boi skokowej, albo jej tutaj nie ma, albo jest skonfigurowana na wojskową. Przeszukujemy strefę graniczną, ale nie potrafię w tej chwili powiedzieć, kiedy i czy nam się uda. – Hawke wzruszył

ramionami i rozłożył ręce. – Na chwilę obecną opracowaliśmy kilka możliwych tras powrotu w naszą przestrzeń. – Na polecenie porucznika projektor wyświetlił siatkę różnokolorowych linii. –Przekazaliśmy wszystkie do taktycznej.

Spojrzał pytająco na stojącego obok oficera z błękitną gwiazdą sekcji taktycznej na ramieniu munduru. Ten kiwnął ledwie dostrzegalnie głową i uniósł wzrok znad ekranu laptopa.

– Na wstępie jestem zmuszony poinformować, że dostępne dane są raczej skromne i nie

pozwalają na przeprowadzenie analiz z pełną dokładnością. – Spojrzał jeszcze raz na ekran. –

Według naszych obliczeń największe powodzenie rokuje trasa przez Gamma II Reticuli.

Odpowiednio czternaście i pięćdziesiąt trzy procent na brak kontaktu z wrogiem i brak strat w okrętach.

– Trzy skoki. – Hologram Moralesa w skupieniu wpatrywał się w ekran na swoim

niszczycielu, zapewne wyświetlający przesłane przez Ricciego analizy. Mężczyzna skrzywił się. –

W dodatku to dosyć oczywista trasa, Amerykanie będą na nas wisieć przez cały czas. Może nie być czasu na szukanie boi.

– Za pozwoleniem, komandorze. – Ricci uśmiechnął się z rezygnacją, bez śladu wesołości. –

Trasy wiodące z tego miejsca do domu dzielą się na oczywiste i prowadzące nas przez rejony silnie ufortyfikowane. To ucieczka, w dodatku odkąd straciliśmy „Reykjavik”, ucieczka bez zbyt dużych zapasów paliwa. Nie mamy zbyt wielu opcji.

– Mamy przecież szperaczy – zauważył Nieminen. – Nie potrzebujemy boi, przynajmniej –

nie zawsze.

Przez salę popłynął cichy pomruk poparcia pozostałych dowódców.

– Jaki jest stan porucznika Howiego? – Christiansen spojrzał pytająco na Moralesa. – Jest jakaś szansa, że podejmie obowiązki?

Dowódca drugiego niszczyciela pokręcił zdecydowanie głową.

– Absolutnie nie. Przy sporym wysiłku jesteśmy w stanie postawić go na nogi, ale do

nawigacji go nie podepnę za nic. Całkiem wypalone złącze, cud, że system nerwowy wytrzymał

przeciążenie.

– Rozumiem. – Christiansen kiwnął głową. Zwrócił się do pozostałych. – Porucznik Knight jest w stanie przeprowadzić konwój, zrobiła to już raz. Niemniej z każdym kolejnym skokiem rośnie ryzyko utraty precyzji przejścia, a co za tym idzie, poważne zagrożenie dla całego konwoju.

– Jeśli będziemy zmuszeni wykonać dwa skoki jeden po drugim, z taką ilością okrętów.

Może z jedną trzecią byłoby to wykonalne, ale tak... – dodała Rochelle. – Nie daję jej dużych szans.

Zwyczajnie ją stracimy.

– Przed, czy po skoku? – Christiansen nie był w stanie się zorientować, kto zadał to pytanie.

Zacisnął pięść pod stołem, choć wiedział, że jest ono uzasadnione.

– Przed. W trakcie. Po. – Oficer medyczny wzruszyła ramionami. – Trudno powiedzieć.

Zalecam użycie boi tak długo, jak się da.

– Jaka jest najlepsza prognoza przy trasach z dwoma skokami? – Christiansen zwrócił się do Ricciego.

– Eta II Reticuli. Dwa skoki, sześć procent na brak kontaktu z nieprzyjacielem,