Выбрать главу

Zamrugał kilka razy oczami, otwarł usta, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zamilkł.

Doświadczenie psychologa brało górę i porucznik szybko opanowywał uwolnione na chwilę

emocje.

Brisbane powoli pokiwał głową. Milczał przez chwilę, po czym nabrał głęboko powietrza

w płuca i wypuścił je z cichym świstem.

– Czy przypadkiem nie przerabialiśmy tej rozmowy? A co my byśmy z tego mieli?

Gdybyśmy mu pozwolili zrobić, co chciał?

– Jak to: „co byśmy z tego mieli”? – Cała twarz psychologa wyrażała nawet nie oburzenie, ale pogardę. – Grzebanie swoich to jedna z rzeczy, która odróżnia nas od zwierząt. To oznaka człowieczeństwa, honoru, jakiegokolwiek poszanowania dla zasad.

Brisbane uśmiechnął się smutno i pokręcił głową, jakby patrzył na niegrzeczne dziecko.

– To prawda. I prawdopodobnie w liniowym oddziale poparłbym pański punkt widzenia.

Pracujemy jednak dla Dowództwa Operacji Specjalnych. Zajmujemy się wygrywaniem wojny,

a przynajmniej nieprzegrywaniem jej. Technologia, którą znaleźliśmy tutaj, jest bezcenna. Bardzo dosłownie, poruczniku. Na tyle bezcenna, że jak sądzę, nie możemy sobie pozwolić ani na honor, ani na zasady.

– Proszę mi wybaczyć, sir, ale jeśli przestaniemy być ludźmi, żeby wygrać wojnę... To może nie warto.

Brisbane parsknął cichym śmiechem.

– Warto. Jak najbardziej warto. Nie „my, ludzie” popełniamy te... nieludzkie czyny. Ja je popełniam. Pan je popełnia. Operacje Specjalne robią takie rzeczy. Inni mogą sobie być szlachetni do woli. Zresztą, pewnie po wojnie za to odpowiemy, nie zdziwiłbym się.

– Jak to...?

– Część pracy. Ktoś musi robić wszystkie złe, paskudne rzeczy. Padło na nas. Kiedy już to wszystko się skończy, ktoś przypomni sobie, że trzeba uspokoić sumienie, i zapewne będę pośród szacownej grupy przykładnie ukaranych. Być może pan też.

Reese zamilkł. Zapewne nie tego się spodziewał. Większość nowych nie tego się

spodziewała.

– Wie pan, poruczniku, jest pan psychologiem. Naprawdę spodziewał się pan, że ustąpię?

– Miałem nadzieję... – Żołnierz zająknął się. Przez kilka sekund wpatrywał się

w Brisbane’a, przygryzając wargi. – Nie, nie spodziewałem się.

– A zatem wiedział pan, że będzie strzelanina. A więc i ofiary. Ilu swoich kolegów

z oddziału był pan skłonny poświęcić, żeby komandor Stray mógł zabić swoich ludzi?

Reese zamrugał kilka razy. Nabrał powietrza w płuca, ale nic nie powiedział.

– Ludzkie odruchy, jakkolwiek chwalebne, często są dosyć nieprzemyślane. – Brisbane

kontynuował spokojnym głosem, bez śladu drwiny. – Stray na szczęście rozumiał sytuację. Że w tej walce może tylko przegrać. Dlatego nie nacisnął spustu.

– Dał się zabić?

– Zablefował. My sprawdziliśmy. Po prostu wiedział, że nic więcej nie ugra. Mógł mnie

jeszcze próbować zastrzelić, ale to nie zmieniłoby sytuacji. Ta sama przysięga, która panu tak teraz ciąży, zapewne skłoniła go do wzięcia pod uwagę skutków, szerszych skutków, otwarcia ognia.

Zakładam, że orientował się w sytuacji tak samo dobrze jak pan. Ale był lepszym żołnierzem.

Szanuję go za to, naprawdę. – Pułkownik zmrużył oczy i w namyśle spojrzał w przestrzeń. – To, albo postrzał sparaliżował mu rękę, nie chcę przesądzać sprawy.

Psycholog popatrzył na dowódcę.

– Co się ze mną stanie?

– Nic. Jestem gotów zakończyć tę sprawę między nami. Jest pan dobrym fachowcem,

potrzebujemy takich osób, choćby dlatego, że czasem pańskie przekonania mogą być przydatne.

Oczywiście rozumie pan, że tego rodzaju działania wbrew wyraźnym rozkazom nie będą

tolerowane w przyszłości.

– Tak jest, sir. Przepraszam, sir.

– Więc wracajcie do reszty oddziału, przyda im się zawodowiec. Morale jest dosyć...

średnie.

– Rozumiem. – Reese odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, ale zatrzymał się w pół kroku. –

Sir?

– Słucham, poruczniku.

– Komandor Stray, gdyby zdecydował się wystrzelić... Pan przyszedł, zakładając, że jednak tego nie zrobi?

– Dobry żołnierz zawsze jest gotowy na śmierć. W tym przypadku jednak było o wiele

mniej dramatycznie. Kiedy rozmawialiśmy ostatnio, pozwoliłem sobie załadować do pańskiego pistoletu uszkodzony soft.

Reese przez chwilę stał nieruchomo, po czym odwrócił się ponownie i wyszedł.

8 stycznia 2211 ESD, 20:59

Brisbane stał w ciemnym pomieszczeniu kriogenicznym rozświetlanym tylko przez blade,

nikłe światła kapsuł hibernacyjnych.

Pierwsza Kompania Hybryd wkrótce miała oddać ostatnią przysługę Unii. Za mniej niż

godzinę pierwsi żołnierze powędrują na stół operacyjny.

Mężczyzna podszedł do pierwszego z brzegu hibernatora. Przetarł rękawicą oszronioną

osłonę i przyjrzał się leżącej w środku kobiecie.

Bosman Madeleine Tailles, jak mówił ekran komputera sterującego urządzeniem.

W pobliżu nie było nikogo, więc nikt nie usłyszał cichych słów, które pułkownik

powiedział, może do siebie, a może pod adresem śpiącej Hybrydy. Przez chwilę trzymał jeszcze dłoń na przezroczystej osłonie, a potem obrócił się i ruszył z powrotem w stronę oświetlonych i wypełnionych życiem pomieszczeń ambulatorium.

Za nim, świecąc zimnym, błękitnym światłem, pozostały stalowe trumny hibernatorów.

1

Baza Marynarki Wojennej EU Narvik

4 lutego 2211 ESD, 04:06

Za iluminatorem właśnie dokował „Królewski Dąb”. Olbrzymi lotniskowiec wisiał przy

głównym stanowisku cumowniczym bazy Narvik, otoczony rojem błyszczących niczym świetliki pojazdów technicznych. Niewielkie, jednoosobowe stateczki uwijały się jak w ukropie, montując rękawy transportowe, podłączając systemy zewnętrzne i oznaczając granice strefy dokowania bojami.

Generał Solskjaerd obserwował ich bezgłośny taniec od kilku minut. Brisbane, stojący przy biurku przełożonego, czekał cierpliwie.

Wreszcie starszy, niski mężczyzna odwrócił się w jego stronę. Przygładził siwe włosy.

– Więc „Kalipso”, „Cień” i „Sztorm”. Trzy z pięciu naszych okrętów do działania za liniami wroga.

– Tak jest. Zdaję sobie sprawę z przekroczenia swoich kompetencji. Uznałem jednak sprawę za pilną.

– Ze względu na stare logi nawigacyjne. – Szef Dowództwa Operacji Specjalnych nie

zmienił tonu.

– „Alta” spotkała się ze „Skowronkiem”, wykonały razem dwa skoki. Nawet śladowe dane

dotyczące jej lokalizacji nadal są lepsze niż żadne, a skoro „Skowronek” się znalazł... – Brisbane wzruszył ramionami. – Tonący brzytwy się chwyta. To szansa, której po prostu nie możemy przepuścić. Nie będzie drugiej.

Wąskie usta generała wykrzywiły się w ponurym uśmiechu. Starszy mężczyzna

w zamyśleniu wbił wzrok w hologram strategiczny. Sześćdziesiąt dwa systemy gwiezdne

kontrolowane przez Unię Europejską mogły wydawać się wielkim dominium, jednak mapa nie mówiła wszystkiego. W ciągu kilku miesięcy po Dniu wojna pochłonęła większość gęsto zaludnionych systemów – tak się składało, że miały one również najbogatszą infrastrukturę, a przez to stanowiły ważne cele strategiczne. Ocalała ludzkość szybko zaczęła przypominać grupy złomiarzy walczące na gruzach cywilizacji o resztki spadku. Często pod szumną nazwą „kontrolowanego systemu gwiezdnego” kryły się dwie stacje górnicze, po stu pięćdziesięciu ludzi na każdej i frachtowiec, który zawijał do nich raz na pół roku. Obecnie rozpaczliwie brakowało funkcjonującego przemysłu utraconego na rzecz wrogów, zniszczonego lub zaginionego, kiedy po utracie danych nawigacyjnych do części kolonii nie dało się po prostu trafić...