Выбрать главу

Christiansen spojrzał na niego z nienawiścią, ale cofnął się o krok. Umysł powoli wygrywał

walkę z emocjami.

– Na okręcie dowodzi kapitan, panie pułkowniku, i naprawdę nie interesuje mnie, jak

sprawa wygląda w Operacjach Specjalnych.

– Wie pan, że musiałem to zrobić. Choćby po to, żeby ta cała operacja miała sens. Przykro mi, że tak wyszło.

Dowódca „Drapieżcy” odetchnął ciężko kilka razy.

– Tivaitis. Proszę aresztować pułkownika i jego ludzi, jako zagrożenie dla okrętu, następnie rozstawić tu warty i czekać na dalsze rozkazy.

Mat spojrzał na niego niepewnie. Wizja starcia z wyszkolonymi zabójcami oesów musiała

mu się nie uśmiechać. Ale to trwało tylko chwilę, zanim dyscyplina wzięła górę.

– Pułkowniku Brisbane, proszę rozkazać swoim ludziom złożyć broń. Jest pan aresztowany.

Wysoki oficer spojrzał na swoich komandosów. Przez chwilę Christiansenowi zdawało się, że wyda im rozkaz stawienia oporu, że będą walczyć. Ale nie. Powolnym ruchem Brisbane odpiął

kaburę i położył ją na podłodze. Karabiny jego ludzi jeden po drugim podążyły za nią.

– Nie jestem tu, żeby walczyć z panem, komandorze. – Otwarł przyłbicę hełmu i uśmiechnął

się smutno. – Mam nadzieję, że kiedyś pan to zrozumie.

Mostek EUS „Żmija”

31 sierpnia 2211 ESD, 00:31

– Jak to – skoczyli? Radar, potwierdź – Morales pozwolił sobie na kilka sekund niewiary, na przekonanie, że w krzyżujących się w łączności mostka „Żmii” komunikatach zwyczajnie źle zrozumiał.

– Potwierdzam, zanik sygnatury „Drapieżcy”, „Brehmen” i „Belfastu”, mamy ślad skokowy

na ich dotychczasowej pozycji. – Williams rozłożył ręce nad konsoletą stanowiska radarowego. –

Uciekł... – dodał o wiele mniej profesjonalnie.

Nikt nie zatrzymał się ani na moment, meldunki i komunikaty nie urwały się nawet na

sekundę. Komandor porucznik Morales poczuł się przez moment bardzo dumny ze swojej kadry.

Następne sekundy przeznaczył na analizę nowej sytuacji. Konwój nie miał już szperacza, skok był wykluczony, dotarcie do boi stało się jeszcze mniej prawdopodobne, niż było wcześniej.

Jedyną realną szansą było to, że Christiansen po skoku znajdzie się gdzieś w unijnych systemach i oni przyślą pomoc... To jednak oznaczało oczekiwanie przynajmniej kilka tygodni.

Mało prawdopodobne, ale przynajmniej wiadomo było, do czego zmierzać.

– ...Oznaczam M-241 do 300, czas kontaktu siedemnaście minut, dwie sekundy – Williams

zameldował pojawienie się kolejnej salwy „emek”, wyrywając go z zamyślenia.

– Komandorze? – Głos Haitilahti dotarł do niego zaraz potem. – Konwój pyta o rozkazy.

Koniec analiz. Pora działać. Morales kiwnął głową wewnątrz hełmu.

– Rozbić konwój na pary, „Bordeaux” leci samo, kursy rozbieżne, zmienić za sto

dziewięćdziesiąt sekund, na detonacji naszych nuklearnych, potem cisza na maszynach, czekać na rozkazy lub łączność od grup ratunkowych. Poddawać się, jeśli nie będzie innego wyjścia.

Prowadzący „Bergen”, „Pragę”, „Albion” i „Bordeaux”, dowodzenie konwojem w tej kolejności.

Powodzenia. Ster?

– Tak, sir?

– Zwrot na wroga, ciąg pięćdziesiąt procent. Uzbrojenie, strzelać stiletto bez rozkazu.

Detonacja za trzy minuty. Williams?

– Kontakt z pierwszą salwą, sześć minut, osiemnaście sekund.

To nie był dobry plan. Nawet nie był średni, ale to była ostatnia rzecz, którą „Żmija” mogła zrobić, by pomóc w ucieczce frachtowcom. Na ekranie taktycznym pierwsze sześćdziesiąt „emek”

zbliżało się szybko do jego własnego okrętu.

Christiansen podjął decyzję. Cóż, pozostawało tylko ją zaakceptować. Morales skrzywił się do siebie.

Czy się jej spodziewał? Nie, liczył na to, że przyjaciel będzie miał na tyle odwagi, że powie o swoich planach.

Czy ją rozumiał? Nawet tak, jeśli to, co wiózł Brisbane było tak istotne, jak się zdawało.

Czy życzył „Drapieżcy” szczęścia? W ostatnich minutach życia „Żmii” jej kapitan po prostu nie miał na to czasu.

Epilog

Baza Marynarki Wojennej EU Narvik

23 września 2211 ESD, 11:23

Solskjaerd patrzył przez iluminator na pustą przestrzeń przy głównym rękawie

cumowniczym Bazy Narvik. Gdzieś, o wiele dalej, na tle jasnej tarczy Kvitoya przesuwały się ciemne sylwetki kilku transportowców.

Brisbane czekał w półmroku oświetlanego przez pojedynczy panel pomieszczenia.

– Dwadzieścia osiem systemów – odezwał się w końcu generał. Obrócił się powoli. – Pełen sukces. Gratuluję.

– Dziękuję, panie generale. – Pułkownik skinął głową.

– Muszę przyznać, że nie wierzyłem w powodzenie tej operacji. – Starszy mężczyzna

spojrzał na podwładnego. W niebieskich, otoczonych pajęczyną zmarszczek oczach błyszczały wesołe ogniki. – Uznałem, że prawdopodobieństwo znalezienia archiwów nawigacyjnych wywiadu po takim czasie jest praktycznie zerowe.

– Bez pańskiej autoryzacji nie ruszylibyśmy.

– Tonący brzytwy się chwyta, sam pan powiedział. Zasoby, jakie Unia posiadała, pozwalały walczyć przeciwko Imperium i Stanom Zjednoczonym przez czternaście miesięcy. Czternaście. Bez przełomu po ulicach Nowego Paryża po upływie niewiele ponad roku chodziliby wrodzy żołnierze, zapewne imperialni.

Brisbane przygryzł wargi. Wiedział, że sytuacja jest zła. Nie wiedział, że aż tak.

– Szansa, jakkolwiek niewielka, była czymś, czego rozpaczliwie potrzebowaliśmy –

kontynuował generał. – Byłaby dziesięć razy mniejsza, a i tak bym autoryzował pańską operację.

A teraz sytuacja się zmieniła. Dzięki panu.

– Nie tylko. Ale dziękuję, panie generale.

– Wysłałem zawiadomienie do sztabu. W ciągu dwóch tygodni rozpoczynamy eksplorację.

– Tak jest.

– Do tego czasu macie wolne, pułkowniku Brisbane. Odpoczynek wam się należy.

– Dziękuję.

– Odmaszerować.

– Tak jest. – Brisbane zasalutował, obrócił się przepisowo i wyszedł z gabinetu

przełożonego.

Dwadzieścia osiem systemów gwiezdnych, o które nie trzeba będzie walczyć. Dwadzieścia

osiem szans na poprawę sytuacji.

W obecnej sytuacji Unii każda zmiana była na wagę złota.

Za jego plecami, w gabinecie z wielkim iluminatorem, generał Solskjaerd siedział samotnie w półmroku, a przez jego umysł płynęły scenariusze, analizy i wykresy prawdopodobieństw.

W błękitnych oczach starszego mężczyzny odbijały się przyszłe bitwy.

Copyright © Michał Cholewa, Ustroń 2012

Copyright © ENDER Sławomir Brudny

Redakcja i korekta: Karina Stempel-Gancarczyk

Redakcja techniczna: Ilona i Dominik Trzebińscy Du Châteaux, atelier@duchateaux.pl

Projekt okładki: Mariusz Kozik

ISBN 978-83-62730-22-3

Wydawca: ENDER

Sławomir Brudny

ul. Bładnicka 65, 43-450 Ustroń, www.warbook.pl

Plik ePub opracowany przez firm eLib.pl

al. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-maiclass="underline" kontakt@elib.pl

http://www.eLib.pl

Document Outline

Michał Cholewa

Gambit

Prolog

1

Prawo wojny

2

Lawina

3

Przesmyk

4

Gambit

Ucieczka

Odbicia we Mgle

Widma

5

Strategia wygrywająca

Epilog

Gambit