Выбрать главу

– A zatem, panowie, czym dysponujemy? Blamażem bez precedensu w historii. Tajnym oddziałem zachodniego ugrupowania, najważniejszej części armii Dunaju, kierował zdrajca.

– Czy można to uznać za udowodnione, wasza ekscelencjo? – nieśmiało spytał najstarszy rangą żandarm.

– Niech pan sam osądzi, majorze. No, powiedzmy: że Kazantzakis był Grekiem z pochodzenia, a między Grekami jest wielu tureckich agentów, to, ma się rozumieć, nie stanowi jeszcze dowodu. Ale niech pan sobie przypomni, że w notatkach Lucana figuruje jakiś zagadkowy „J”. Teraz rozumiemy, cóż to za „J” – „żandarm”.

– Ale słowo „żandarm” pisze się przez „g”: gendarme – upierał się przy swoim siwowąsy major.

– Gendarme to po francusku, a po rumuńsku pisze się jandarm - z politowaniem wyjaśniło szefostwo. – Kazantzakis – oto kto kręcił rumuńskim pułkownikiem. Co jeszcze? Kto rzucił się, żeby towarzyszyć Zurowowi spieszącemu z wieścią, od której zależał los bitwy, a może i całej wojny? Kazantzakis. Co jeszcze? Właściwie już nic. Nie potrafiąc wyciągnąć zatopionego w łopatce ostrza, morderca zrozumiał, że nie uda mu się odwrócić podejrzeń, i palnął sobie w łeb. Nawiasem mówiąc, w bębenku jego rewolweru brakuje akurat dwóch kul.

– Ale nieprzyjacielski szpieg nie zabiłby się, tylko usiłował ukryć – ciągle tak samo nieśmiało oponował major.

– Gdzie, raczy pan wskazać? Linii ognia i tak by nie udało mu się przekroczyć, a na naszych tyłach już dzisiaj wszczęto by za nim pościg. U Bułgarów by się nie schował, do Turków nie dostał. Lepsza kula niż stryczek – tutaj akurat miał rację. Poza tym Kazantzakis nie był szpiegiem, tylko właśnie zdrajcą. Nowgorodcew – zwrócił się generał do adiutanta. – Gdzie jest list?

Adiutant wyciągnął z teczki śnieżnobiałą, złożoną we czworo kartkę.

– Znaleziony w kieszeni samobójcy – wyjaśnił Mizinow. – Niech pan czyta na głos, Nowgorodcew.

Adiutant niepewnie spojrzał na Warię.

– Czytaj pan, czytaj – ponaglił go generał. – Tu nie instytut dla szlachetnie urodzonych panien, a panna Suworow należy do grupy śledczej.

Nowgorodcew odkaszlnął i zalewając się czerwienią, zaczął czytać:

– „Iwanku mój, Charitonku, serdużko moje”… Tutaj jest taka ortografia, proszę państwa – zaznaczył adiutant. – Czytam tak, jak jest napisane. Okropne bazgroły. Hmm… „…serdużko moje. Życie bez ciebie bedzie takie, że chyba sie utopić to i tak lepi niż tak żyć. Całowałeź kochałeź ty mie a ja ciebie, a los podły paczył i zazdrościł i nuż za piecem czymał. Bez ciebie jestem proch nendzny, zupełne nic. Bardzo prosze wruć zaras. A jak sobie koguś zamias Bieso w swojem parszywem Kiszyniowie znajdzież to przyjade i jak mame kocham flaki wypruje. Twoj na zafsze Pocieszka”.

– To znaczy „twoja”? – spytał major.

– Nie, nie „twoja”, tylko właśnie „twój”. – Mizinow uśmiechnął się krzywo. – I tu jest pies pogrzebany. Zanim Kazantzakis trafił do urzędu żandarmerii w Kiszyniowie, służył w Tyflisie. Niezwłocznie wysłaliśmy depeszę z zapytaniem, odpowiedź już jest. Niech pan przeczyta, Nowgorodcew.

Nowy dokument Nowgorodcew czytał z dużo większym zadowoleniem niż list miłosny.

Do jego Ekscelencji generała-adiutanta Ł.A. Mizinowa

w odpowiedzi na depeszę z 31 dnia sierpnia, otrzymaną

o godzinie 1 minut 52 po południu. Błyskawiczna. Ściśle tajne.

Melduję, że w okresie służby w tyfliskim urzędzie żandarmerii od stycznia 1872 r. po wrzesień 1876 r. podpułkownik Iwan Kazantzakis dał się poznać jako energiczny i zdolny pracownik i w jego aktach żadne oceny negatywne nie figurują. Przeciwnie, za wysługę lat otrzymał Order świętego Stanisława 3 klasy i dwa podziękowania od Jego Cesarskiej Wysokości, Księcia Namiestnika Kaukazu. Jednakże według agenturalnego doniesienia, które wpłynęło latem 1876 r, miał osobliwe skłonności, a podobno nawet pozostawał w przeciwnym naturze związku ze znanym tyfliskim pederastą, księciem Wissarionem Szalikowem, znanym pod przezwiskiem Bieso Pociecha. Nie posiadając dowodów, nie przydałbym wagi podobnym plotkom, mając jednak to, że pomimo dojrzałego wieku podpułkownik Kazantzakis jest kawalerem i o jego związkach z kobietami nic nie wiadomo, postanowiłem przeprowadzić tajne wewnętrzne śledztwo. Zdołaliśmy ustalić, że podpułkownik Kazantzakis i Pociecha się znają, aczkolwiek fakt intymnej zażyłości nie znalazł potwierdzenia. Mimo wszystko jednak poczytuję sobie za zasługę, że postarałem się o przeniesienie podpułkownika do innego urzędu, nie wymieniając przyczyny w aktach służbowych.

Komendant Tyfliskiej Żandarmerii,

pułkownik Panczulidzew.

*

– A więc to tak – gorzko podsumował Mizinow. – Podrzucił innym niepewnego pracownika i jeszcze zataił przyczynę przed przełożonymi. A piwo, którego nawarzył, musi wypić całe wojsko. Przez zdradę Kazantzakisa tkwimy dwa miesiące pod tą cholerną Plewną i nie wiadomo, jak długo jeszcze będziemy się z nią mordować! Dzień patrona najjaśniejszego pana zepsuty! Dzisiaj cesarz mówił o odwrocie, wyobrażacie sobie?! – Gwałtownie przełknął ślinę. – Trzy nieudane szturmy, panowie! Trzy! Pamięta pan, Eraście Pietrewiczu, że to Kazantzakis zaniósł pierwszy rozkaz zajęcia Plewny do działu szyfrów? Już nie wiem, w jaki sposób udało mu się zamienić Plewnę na Nikopol, ale bez tego judasza tu się nie obyło!

Waria drgnęła i pomyślała, że dla Pieti zaświecił chyba promyk nadziei. A generał poruszył wargami i ciągnął:

– Pułkownika Panczulidzewa oczywiście oddam pod sąd – innym milczkom dla przykładu – i zażądam całkowitej degradacji, ale jego depesza pozwala nam odtworzyć dedukcyjnie cały łańcuch. Tutaj wszystko jest dosyć proste. O sekretnym nałogu Iwana Kazantzakisa z pewnością dowiedziała się turecka agentura, od której na całym Kaukazie aż się roi, no i drogą szantażu zwerbowano podpułkownika. Historia stara jak świat. Iwanek, Charitonek! Tfu, obrzydlistwo! Żeby to jeszcze dla pieniędzy!

Waria już otworzyła usta, żeby stanąć w obronie zwolenników jednopłciowej miłości, którzy ostatecznie nie są winni, że natura stworzyła ich innymi niż wszyscy, ale wtedy wstał Fandorin.

– Pozwoli pan zerknąć na list – poprosił. Poobracał kartkę w rękach, nie wiadomo po co przejechał palcem po linii zagięcia i spytał: – A gdzie k-koperta?

– Eraście Pietrowiczu, pan mnie zdumiewa. – Generał rozłożył ręce. – Jaka tu może być koperta? Przecież takich rzeczy nie posyła się pocztą.

– Po p-prostu leżał tak w kieszeni? No, no… – I Fandorin usiadł.

Ławrientij Arkadijewicz wzruszył ramionami.

– Lepiej niech się pan zajmie inną sprawą, Eraście Pietrewiczu. Nie wykluczam, że oprócz pułkownika Lucana zdrajca zdążył zwerbować kogoś jeszcze. Pańskim zadaniem będzie ustalenie, czy w sztabie albo gdzieś w pobliżu nie pozostał jaki smoczy ząb. Majorze – zwrócił się do najstarszego rangą. Ten zerwał się i wyprostował. – Tymczasowo mianuję pana szefem oddziału specjalnego. A zadanie to samo. Okazać wszechstronną pomoc radcy tytularnemu.

– Rozkaz!

Nagle ktoś zastukał.

– Czy można, ekscelencjo? – Zza uchylonych drzwi wyjrzała głowa w niebieskich okularach.

Waria wiedziała, że to sekretarz Mizinowa, cichy urzędnik o trudnym do zapamiętania nazwisku, który nie wiadomo czemu budził we wszystkich obawę i niechęć.