– A Rosja zapewne czarnymi?
– Tak. Wasz ogromny kraj stanowi dzisiaj główne niebezpieczeństwo dla cywilizacji. Niebezpieczne są jego ogromne przestrzenie, liczni i zacofani mieszkańcy, ociężała i agresywna machina państwowa. Od dawna przyglądam się Rosji, nauczyłem się języka, dużo podróżowałem, czytałem prace historyków, badałem wasz mechanizm państwowy, przyglądałem się waszym przywódcom. Niech pani tylko posłucha naszego kochaneczka Michela, który chce zostać nowym Napoleonem! Misją narodu rosyjskiego ma być zdobycie Carogrodu i zjednoczenie Słowian. Po co? Po to, żeby Romanowowie znowu narzucali Europie swoją wolę? Koszmarna perspektywa! Nie będzie dla pani przyjemne to, co powiem, mademoiselle Barbara, ale Rosja zagraża cywilizowanemu światu. Tkwią w niej dzikie, niszczycielskie siły, które prędzej czy później wydobędą się na powierzchnię, a wtedy świat będzie się miał z pyszna. To niestabilny, niedorzeczny kraj, który wchłonął w siebie wszystko co najgorsze na Zachodzie i Wschodzie. Rosję trzeba unieszkodliwić, przywołać do porządku. Wam przyniesie to wyłącznie korzyść, a Zachód dzięki temu będzie mógł się rozwijać w pożądanym kierunku. Wie pani, mademoiselle Barbara - tutaj głos Anwara nieoczekiwanie zadrżał – bardzo kocham swoją nieszczęśliwą Turcję. To kraj wielkich, niewykorzystanych możliwości. Ale świadomie jestem gotów złożyć w ofierze państwo Osmanów, żeby tylko odsunąć od ludzkości rosyjskie niebezpieczeństwo. Jeśli już mówimy o szachach, czy wie pani, co to jest gambit? Nie? Po włosku dare il gambetto znaczy „podstawić nogę”. Gambitem nazywamy początek partii szachowej, w którym przeciwnikowi oddaje się figurę, żeby osiągnąć przewagę strategiczną. Osobiście opracowałem plan tej partii i na samym początku podstawiłem Rosji kuszącą figurę – tłustą, apetyczną, słabą Turcję. Imperium Osmanów zginie, ale car Aleksander nie wygra partii. Zresztą, wojna ułożyła się tak szczęśliwie, że może i dla Turcji nie wszystko przepadło. Zostaje jej Midhat-pasza. To wspaniały człowiek, mademoiselle Barbara. Specjalnie na jakiś czas wyprowadziłem go z gry, ale teraz włączę go znowu… jeśli oczywiście będę miał taką możliwość. Midhat-pasza wróci do Stambułu, weźmie władzę w swoje ręce. Być może wówczas i Turcja przemieści się ze strefy ciemności w strefę światła. Zza drzwi dobiegł głos Mizinowa:
– Panie Anwar, po co przewlekać sprawę? To po prostu małostkowe! Niech pan wychodzi, obiecuję panu status jeńca wojennego.
– I szubienicę za Kazantzakisa i Zurowa? – szepnął Anwar.
Waria zaczerpnęła głęboko powietrza, ale Turek był czujny – wyciągnął knebel z kieszeni i znacząco pokręcił głową. Potem krzyknął:
– Muszę pomyśleć, panie generale! Odpowiem panu o wpół do ósmej!
Potem zamilkł na długo. Miotał się po skarbcu, kilka razy spojrzał na zegarek.
– Żeby tylko się stąd wydostać! – wymruczał w końcu ten dziwny człowiek, waląc pięścią w żeliwną półkę. – Beze mnie Abdulhamid połknie szlachetnego Midhata!
Ze skruchą spojrzał na Warię jasnymi błękitnymi oczami, wyjaśnił:
– Proszę wybaczyć, mademoiselle Barbara, że się denerwuję. Moje życie w tej partii znaczy nie tak znowu mało. Moje życie to też figura, cenię ją wyżej niż imperium osmańskie. Powiedzmy tak: imperium jest gońcem, a ja hetmanem. Ale dla zwycięstwa można ofiarować nawet hetmana… Partii w każdym razie już nie przegram, bo remis jest przesądzony! – Roześmiał się nerwowo. – Udało mi się przetrzymać waszą armię pod Plewną o wiele dłużej, niż myślałem. Kiedy wy traciliście siły i czas, Anglia zdążyła się przygotować do konfrontacji, Austria przestała tchórzyć. Nawet gdyby nie nastąpił drugi etap wojny, Rosja i tak zostanie z niczym. Przez dwadzieścia lat przychodziła do siebie po kampanii na Krymie, rany po obecnej wojnie będzie lizać przez kolejne dwadzieścia lat. I to teraz, pod koniec dziewiętnastego wieku, kiedy każdy rok się liczy. Po dwudziestu latach Zachód będzie już daleko przed nią, Rosję czeka los drugorzędnego mocarstwa. Stoczy ją rak korupcji i nihilizmu, przestanie stanowić zagrożenie dla postępu.
Wówczas cierpliwość Warii się skończyła.
– A pan kim jest, żeby oceniać, kto pomaga cywilizacji, a kto szkodzi? Patrzcie go, badał mechanizm państwa, przyglądał się przywódcom! A z hrabią Tołstojem, z Fiodorem Dostojewskim pan się zaznajomił? A rosyjską literaturę pan czytał? Co, nie było czasu? Dwa razy dwa to zawsze cztery, a trzy razy trzy – dziewięć, tak? Dwie proste równoległe nigdy się nie przetną? To u waszego Euklidesa się nie przetną, a u naszego Łobaczewskiego się przecięły!
– Nie rozumiem pani metafory. – Anwar wzruszył ramionami. – A literaturę rosyjską oczywiście czytałem. Dobra literatura, nie gorsza od francuskiej czy angielskiej. Literatura to jednak zabawka, w normalnym kraju nigdy nie zyska dużego znaczenia. Ja sam przecież jestem w pewnym sensie literatem. Trzeba robić coś pożytecznego, a nie pisać łzawe opowiastki. W takiej Szwajcarii nie ma wielkiej literatury, a ludzie żyją tam bez porównania przyzwoiciej niż w waszej Rosji. Spędziłem w Szwajcarii prawie całe dzieciństwo i lata chłopięce, więc może mi pani wierzyć…
Nie dokończył, bo z daleka dobiegły odgłosy palby.
– Zaczęło się! Uderzyli wcześniej!
Anwar przyłożył ucho do drzwi, oczy zabłysły mu gorączkowo.
– A niech to, jak na złość w tym diabelnym skarbcu nie ma ani jednego okna!
Waria na próżno starała się uciszyć uparcie bijące serce. Usłyszała, że Sobolew wydaje jakieś rozkazy, ale nie rozróżniała słów. Gdzieś zawołano „ałła!”, huknęła salwa.
Kręcąc bębenkiem rewolweru, Anwar mamrotał:
– Mógłbym zrobić wypad, ale zostały tylko trzy naboje… Nienawidzę bezczynności!
Nagle drgnął, bo strzały gruchnęły w samym gmachu.
– Jeśli nasi zwyciężą, wyprawię panią do Adrianopola – zaczął szybko mówić Anwar. – Teraz widać, że wojna się skończy. Nie będzie drugiego etapu. Szkoda. Nie wszystko dzieje się tak, jak sobie człowiek zaplanuje. Może się jeszcze zobaczymy. Teraz oczywiście nienawidzi mnie pani, ale po jakimś czasie zrozumie, że miałem słuszność.
– Nie czuję nienawiści – powiedziała Waria – tylko gorycz, że ktoś tak utalentowany jak pan ma na sumieniu tyle okropnych rzeczy. Przypominam sobie teraz, jak Mizinow czytał historię pańskiego życia…
– Naprawdę? – z roztargnieniem przerwał Anwar, wsłuchując się w strzelaninę.
– Tak. Ileż intryg, ilu zabitych! Tamten Czerkies, który przed straceniem śpiewał arie, był przecież pańskim przyjacielem. Czy jego też pan poświęcił?
– Nie lubię wspominać tamtej historii – odpowiedział sucho. – Wie pani, kim jestem? Jestem akuszerem, pomagam noworodkowi przyjść na świat, a ręce mam po łokcie unurzane we krwi i śluzie…
Salwa huknęła całkiem blisko.
– Zaraz otworzę drzwi – rzekł Anwar, odwodząc spust – i pomogę swoim. Niech pani zostanie tutaj i nie wychodzi, na miłość boską. Zaraz będzie po wszystkim.
Chwycił zasuwę w dłonie i nagle zamarł – w banku już nie strzelano. Słychać było rozmowy, ale nie wiadomo, po rosyjsku czy po turecku. Waria wstrzymała oddech.
– Bo ci mordę skuję! Po kątach się chowałeś, twoja mać! – huknął bas podoficera, a Warii zrobiło się błogo w sercu, kiedy usłyszała ten cudowny głos.
Wytrzymali! Obronili się!
Wystrzały oddalały się coraz bardziej, wyraźnie rozległo się przeciągłe „hurra!”