– Miałem zlecenie…
Głupio się czułem, leżąc w pościeli i patrząc, jak szykuje się do wyjścia. Szybko jednak oceniłem, że przy jej błyskawicznym tempie, zanim zdążę włożyć nogę w drugą nogawkę, ona już zamknie za sobą drzwi. Nie ruszałem się, żeby zachować jasność myśli.
– Ciekawe. Teraz gamedecy zajmują się właśnie tym? – wysapała, poprawiając mankiety bluzki.
– Czy jesteś zazdrosna?
– A Anna, o której wspominała, to może ta enpecka w bikini, która cię zaczepiła podczas otwierania Brahmy?
– Tak…
– O! Panu Torkilowi nie wystarczają już organiczki i panienki w sieci? Jeszcze programy posuwa?! – Ależ Pauline, przecież oficjalnie my nie jesteśmy razem.
Miała czerwone policzki.
– Pauline…
Zacięła usta. Szukała walkteła.
– Pauline, jeśli jesteś zazdrosna…
Jakaś narcystyczna część mojej natury domagała się, żeby to usłyszeć. Ależ ze mnie głupiec. Oczywiście, że była zazdrosna. Dotarło to do mnie dopiero po trzaśnięciu drzwi.
Pogoda, jak zwykle w Rajskiej Plaży, sprzyjała miłosnym wyznaniom: lekki wiatr, słońce, zapach morza i muzyka wypełniająca eter romantycznymi tonami. Nie byłem zdecydowany, co powiedzieć Annie. Postanowiłem płynąć z prądem: co będzie, to będzie.
Po lekkim lunchu wygrzewaliśmy się na leżakach grawitacyjnych. Ustawiłem powolne obracanie wokół długiej osi. Po dziesięciu rewolucjach czułem się jak baran na rożnie.
– Ann – nie wiedziałem, jak zacząć. – Czy chciałabyś zobaczyć realium?
– Widziałam – mruknęła. Obracało ją wokół osi strzałkowej. Zachowywała się jak śmigło samolotu. – W newsach, serwisach. Jest takie jak Brahma, prawda?
Łyknąłem ze słomki. – Tak.
– Tylko że trochę brzydsze i są na nim znaki… Oderwałem usta od spiralnie pomalowanej rurki. – Znaki?
– Ślady… upływu czasu. – poprawiła rękę pod po liczkiem. – Realium się starzeje, prawda? Uśmiechnąłem się.
– Od milionów lat…
Następnych kilkanaście minut spędziłem w błogim niebycie, obserwując lazur nieba, surferów i po wolne spacerowce konkurujące z cumulusami.
– Ann, chciałem cię o coś zapytać.
Otrząsnęła się z drzemki. Złożoność jej programu była zadziwiająca.
– Czy… czy nie chciałabyś się rozwi… To jest, czy nie chciałabyś wejść do… dibeka?
– Dibeka? – czarne źrenice okolone turkusowymi tęczówkami rozszerzyły się. – Chcesz ze mnie zrobić człowieka?
Tylko patrzyłem.
– Ależ – przełknęła łzy – oczywiście, że chcę! Naprawdę? Naprawdę to dla mnie zrobisz?
Zeskoczyła z przeziernych poduch. Zrzuciła mnie z moich. Poturlaliśmy się po wydmie. Przyjąłem uścisk.
– Mam taki… – wydusiłem z trudem, bo tak mocno mnie przytulała – …zamiar.
– To cudownie!
Rzecz jasna, nie miałem pojęcia, czy coś czuję, czy tylko zachowuje się, jakby czuła.
Pocieszała mnie myśl, że wkrótce ta kwestia przestanie mieć znaczenie.
– Ann, tylko jedna prośba.
Rozstawaliśmy się po wschodzie słońca. Gdzieś daleko pokrzykiwały mewy.
– Słucham?
– Zrobię to dla ciebie. Staniesz się diginetką, ale to nie oznacza ślubu.
Wreszcie to wykrztusiłem. Przez chwilę patrzyła w piasek. Uśmiechnęła się. W tym uśmiechu była wolność.
– Chcesz zachować niezależność? – Właśnie.
– To chyba oczywiste?
Może dlatego tak ją kochałem?
– Spotkajmy się w wirtualnym laboratorium – zaproponował Levi Chip.
– Dlaczego wirtualnym? – zdziwiłem się.
– Maszyny, kable, monitory, klawiatury nie są w stanie zastąpić dobrze zaprojektowanego sieciowego menu. Obejrzy pan wszystko szybko, dokładnie i w dowolnym powiększeniu.
– Zgoda.
Zapadając się w fotel, miałem wrażenie, że odchodzę w inny świat.
– Co my tu mamy.. – przedstawiciel Blue Whales Interactive rozglądał się po wielkich holoekranach. Na jednym wyświetliła się lista.
– Świetnie – podjął. – Niech pan pozwoli – wskazał materializujący się fotel.
Przygasło światło.
– Gotowy? Odprężony? – roześmiał się.
Był naprawdę dobrym handlowcem. Poruszyłem barkami.
– To spory stres – przyznałem.
– Zaradzimy – wystukał polecenie.
Po moim ciele rozeszły się relaksujące masażowe impulsy Zamruczałem.
– Widzę, że pan się nie opiera – skomentował. – Czemuś takiemu? Nigdy!
Dał mi kilka minut. Masaż rozpłynął się w dreszczykach podobnych do kropli deszczu.
– Już? Skinąłem głową.
– A więc do roboty Na początek sfera archetypowa, czyli podświadomość kolektywna… Jak pan sądzi? Matryca rasy czarnej, żółtej, białej, czerwonej?
– Zanim… – zająknąłem się – przystąpimy do wyboru, chciałbym się jeszcze upewnić…
– Tak?
– Co w zasadzie będziemy robić? – W jakim sensie?
– Czy będziemy konstruować duszę z kawałków psychik, które magazynujecie w banku danych? Złapał się za głowę w udawanym geście pokuty. – Czy to możliwe, że nie wyjaśniłem tak podstawowej sprawy?!
Uśmiechnąłem się. – Możliwe.
Wyłączył ekran wyboru i wystukał coś na transparentnej konsolce. Monitor wyświetlił schemat mózgu.
– Nie będziemy kompilować psyche pana ukochanej z fragmentów innych jestestw. To byłoby żałosne. – Więc z czego?
Potarł policzki, jakby chciał pobudzić krążenie. Jakże uparta jest ludzka natura. Nawet w cyfrowym otoczeniu potrzebuje kinestetycznych bodźców.
– Pan pozwoli – zaczął – że zanim odpowiem na pytanie, posłużę się krótkim wstępem. Może po wysłuchaniu sam pan znajdzie rozwiązanie. W końcu jest pan gamedekiem? – Uśmiechnął się zaczepnie i odwrócił do klawiszy.
– Wyobraźmy sobie mózg noworodka.
W przestrzeni ekranu pojawił się rotujący obiekt. – Organ ten, w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych, w zasadzie nie wie, do czego jest przeznaczony.
– Ciekawe.
– Nieprawdaż? Nerki nie potrzebują szkolenia, żeby pojąć, jak filtrować krew, wątroba bez zbędnych pytań obejmuje rolę metabolicznej fabryki, serce ssie i pompuje, jakby nigdy nic innego nie robiło, płuca pracują niczym kowalskie miechy i tylko ten szary, pofałdowany zlepek tkanki nie bardzo może się połapać w zadaniach, jakie ma spełniać.
– Ma pan rację. Dziecko nie umie chodzić, koordynować ruchów…
– O prawidłowym postrzeganiu – wszedł mi w słowo – czy komunikowaniu nie wspominając.
Na ekranie pojawiły się pulsujące linie łączące mózg z oczami, uszami, jamą ustną i skórą.
– Co więc robi nasz pupilek? Gromadzi informacje.
– Słusznie czyni – przyznałem.
– Ale – uniósł palec jak trefniś, który ma zaskoczyć monarchę celną pointą – nie robi tego chaotycznie.
Projekcja ukazała obszary kory i wnętrza narządu, pulsujące barwami.
– W końcu jest to mózg, a nie śmieciarka. Informacje są selekcjonowane i porządkowane. Pytanie: jak szarak to robi, skoro nie wie, z czym ma do czynienia?
– Bo… – zmarszczyłem brwi i wytrzeszczyłem oczy by się lepiej skupić – ma specyficzną strukturę? – Brawo! – wykrzyknął. – Mózg organizuje dane zgodnie z indywidualną, swoistą strukturą! Jaki mózg, taka dusza!
– Jeśli dobrze rozumiem, kształt naszej psychiki w dużej mierze zależy od…
– Kształtu mózgu: oczywiście nie rzeźby postrzeganej makroskopowo, ale wewnętrznej organizacji. Zastanowiłem się.
– Trochę już rozumiem, ale wolałbym, by to pan odpowiedział na pytanie, które postawiłem na początku.
Skinął głową.
– Rodzimy się ze zdeterminowanym układem neuronów. Impulsy psychiczne w trakcie życia trochę go modyfikują, ale generalnie pozostaje ten sam. Psyche zależy od konstelacji komórek nerwowych. Gdybyśmy chcieli włożyć pana duszę w dibek, zrobilibyśmy grawitacyjny odcisk mózgu, stworzylibyśmy jego syntetyczny odpowiednik i przenieśli elektryczny układ, czyli pana jaźń, do nowego mieszkania. – Znam procedurę.
– W przypadku Anny zrobimy coś zgoła przeciwnego. Najpierw ustalimy konstrukcję psychiki, a później zrobimy z niej coś w rodzaju odlewu, na podstawie którego zbudujemy dibek.