Выбрать главу

– Jest bardzo ładna.

– W tej chwili to najmniej istotne. Przeżywa szok. Muszę przy niej być.

Przytaknęła.

– A drugie serce? Przełknąłem ślinę. – Gamedekini. Nazywa się Pauline Eim.

– Rozumiem. – Potarła kolana. Nie była tak twa da, jak myślałem. – Nie obrazisz się, jeśli… – z; drżał jej głos – wyślę co jakiś czas wiadomość? Pokręciłem głową.

– Oczywiście, że nie.

Powstrzymała ruch przerwania połączenia. – Torkil.

– Tak?

– Powodzenia. I.. pozdrów je ode mnie.

Prezes Creators Club przyjął mnie jak brata: uściskał, obcałował, usadził i wręczył ciężką szklankę whisky.

– A więc zdecydował się pan na członkostwo?

– Niezupełnie.

Ręka nalewająca alkohol do drugiej szklanki spowolniła ruchy, jakby potężne cielsko prezesa zmieniło się w tężejący kisiel.

– Czemu zatem zawdzięczam wizytę?

– Nie wie pan? Zostałem okradziony.

Rozchlapał kilka kropli. Przez chwilę zastanawiałem się, czy biomateriał spodni strawi barwiony trunek. Tkanina leciuteńko zadrżała, ale po chwili plama rozpłynęła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

– Pan?! – spojrzał przerażony. – Gamedec?! Okradziony?! Niemożliwe!

Zareagował co najmniej dziwnie. Przejął się kolejną ofiarą? Zdumiewała go brawura przestępcy?

– Jak to się mogło stać? – spytał i pociągnął łyk whisky.

– Śmieszne, ale chciałem zadać to samo pytanie. Zakrztusił się.

– Ależ, ależ mówiłem panu, że prowadzimy śledztwo…

– Właśnie. A konkretnie kto? Zarumienił się.

– Ja…

Wiedziałem.

– …mam pewne kwalifikacje, trochę się znam na ludziach, posiadam kontakty…

– Gratuluję.

– …i jestem bliski przełomu.

Akurat.

– Coś pan odkrył?

Odzyskał rezon.

– Wszyscy: my, policja, nawet Blue Whales Interactive podejrzewają o tę robotę wybitnego programistę, który wprowadza w komputer ofiary niewidzialnego wirusa, zmieniającego numer konta w momencie przelewu. Jestem przekonany że pan także ma taką hipotezę.

Kiwnąłem głową.

– Dziwne zatem, że mimo ostrzeżeń i skanów nikt wirusa nie odkrył. Zaczynam podejrzewać coś innego. – Nachylił się w moją stronę. – Włamanie – wyszeptał.

Wytrzeszczyłem oczy. – W czasie transferu?

Zapalił się.

– Wyobraźmy sobie: w trakcie procedury, gdy pan bezbronnie leży na łożu i czuwa przy ukochanej w Rajskiej Plaży, złodziej wchodzi do pańskiego mieszkania i przykleja do komputera małą pluskwę…

Mogło tak być. Podjąłem wątek.

– Dzięki temu, gdy wychodzę z gry i skanuję komputer programami antywirusowymi, nie wykrywam infekcji…

– Zgadza się – siorbnął i zamaszyście odstawił szklaneczkę. – Ale gdy chip wyczuwa, że przesyła pan pieniądze, a wystarczy mu setna nanosekundy`

– Wysyła impuls zmieniający kilka cyfr i liter dokończyłem. – Genialne.

Opadł na poduchy fotela.

– Właśnie, panie Aymore, rozpracowaliśmy zagadkę.

Parsknąłem.

– To tylko hipoteza.

– Pańskie mieszkanie sprawdzimy jako pierwsze.

– Najpierw klamka – przystawił do rączki skaner. – Aha! Tak jak myślałem!

Wskazał ledwie widzialne linie.

– Używa pan rękawiczek? – spytał.

– Nie potrzebuję. Zim u nas nie ma…

– A więc zgadza się. Jeszcze tylko zdjęcie do dokumentacji… – aparat zapiszczał – i wchodzimy do środka.

Przez chwilę usiłowałem sobie przypomnieć, czy nie mam bałaganu. Ariston wtargnął do środka j czołg, nie było czasu na rozmyślania. Spróbowałem spojrzeć na wnętrze oczami obcego. Wyglądało przyzwoicie.

– Komputer w salonie? – domyślił się. – Zobaczymy ..

Nałożył cyfrowe gogle i włączył infrareflektor. Obszedłem komputer od drugiej strony i przyjrzałem się obudowie.

Ani śladu.

– No… mam cię, skarbie – wysyczał Borgia. Założył popielatą nanorękawicę i przytknął palec za zagięciem wlotu powietrza. Po chwili oderwał go od szarej powierzchni.

– Nic nie widzę – sapnąłem skonsternowany.

– Bez tych szkieł to trudne – roześmiał się. – Pomogę panu.

Przytknął drugi palec do opuszki i podważył niewidzialny kształt. Wtedy zobaczyłem cieniutki kwadratowy listek. Prezes otworzył próżniową torebkę i delikatnie włożył arkusik do środka. Zapiszczał odsysacz powietrza. Na spoinie zamrugała zielona lampka.

– Widzę, że istotnie jest pan dobrze przygotowany – rzekłem z uznaniem.

Zsunął z oczu gogle i uśmiechnął się.

– Nie mówiłem?

Zastanawiające, dlaczego pokój widzeń z ożywieńcami przypomina salę rozmów w więzieniach: grube szyby uniemożliwiające dotyk, wzmagające poczucie izolacji i niemocy Tym razem Anna wyglądała lepiej. W oczach pojawił się spokój, w ruchach więcej pewności.

– Torkil – wyszeptała.

Ubrali ją w kwiecistą zwiewną suknię. Wyglądała jak motyclass="underline" kruchy, delikatny nowo narodzony.

– Aniu, jak się czujesz? Przytknęła palce do szyby.

– Dziwne pytanie. Nie umiem odpowiedzieć.

– Niech pan raczej nie pyta – odezwała się pielęgniarka z tyłu. Zdaje się, że inna niż poprzednia, ale także gruba. – Zamiast tego lepsze są krótkie zdania twierdzące. Bez zaprzeczeń.

Kiwnąłem głową

– Cieszę się, że tu jestem. Z tobą.

Roześmiała się. Jakoś tak szeroko i sztucznie.

– O uczuciach też nie. Niech pan sobie przypomni elementarz – upomniała mnie biała dama. Skrzywiłem się.

Miałem wrażenie, że Anna patrzy na mnie z kim samym zainteresowaniem jak na resztę świata. Chciałem, żeby patrzyła z większą miłością, a ty czasem to ona potrzebowała miłości.

– Jesteśmy tu razem – odezwałem się. Skinęła głową z dziecięcym uśmiechem.

– Ty i ja jesteśmy w szkole.

Potrząsnęła głową.

– Ty i ja – potwierdziła.

Po kilku dniach otrzymałem radosny telefon prezesa Creators Club.

– Policja odkryła chipy u wszystkich poszkodowanych! Były też stare, ale ciągle czytelne odciski rękawic! Śledztwo nabiera rozmachu!

– To wspaniale, panie Borgia.

Trochę mu zazdrościłem. Kiedy on bawił się w detektywa, ja śledziłem rozwój osobowości i choć było to zjawisko interesujące, żałowałem, że nie mogę się rozdwoić.

– Podejrzewa pan kogoś? Ściszył głos.

– Myślę, że nie powiem niczego odkrywczego, ale dane klientów Blue Whales Interactive znamy tylko my i niektórzy technicy BWI, zatem…

– Pula obejmuje pracowników i członków klubu?

Zrobił zatroskaną minę.

– Niestety. Chociaż niekoniecznie, bo pierwsza kradzież miała miejsce przed powstaniem CC, a ofiarą byłem ja.

– Pan?!

– Cóż robić. I tak jestem wdzięczny losowi. Może dzięki nowemu cyfrowemu przyjacielowi oraz klubowi, który stworzyłem, nie stoczyłem się na dno?

– Mimo wszystko dane, jakie sprawca posiada, godziny transferów…

– Podpowiadają, że jest blisko nas? Zgadzam się. Lecz jeśli tak, to musiał wstąpić do CC na początku jego istnienia.

W głowie rozbłysła mi nagła myśclass="underline"

– Musiał albo musiała.

– Zbadałem chip, który mi podesłałeś. – Harry zamówił jak zwykle pierogi.

Nie wiem dlaczego, ale lubiłem spotkania w neomilkbarze. Może przypominały mi młodzieńcze lata, gdy rozpoczynaliśmy karierę cyfrowych zabijaków i nie było nas stać na nic lepszego? Poza tym jedzenie w tym miejscu, w pobliżu widokowej platformy na południowym Żoliborzu, było naprawdę znakomite. Sam pałaszowałem pyzy z mięsem. Mógłbym zabić za takie danie.

– No i? – wydusiłem, przełknąwszy kęs.

– Pusty.

– Że jak?

– Robota geniusza.

Miałem dość geniuszy. Wbiłem zęby w tłuste białawe ciasto.

– Programik uruchomił się w trakcie przelewu – ciągnął. – Przestawił X na Y, siódemki na dziewiątki, czy odwrotnie, następnie sam się usunął z komputera, a potem – ciachnął widelcem pieroga i włożył go do ust. – A potem – wydukał – uchunął się ch chipa.