Выбрать главу

– Jak badania? – Rostovsky przestała podziwiać warstwy chmur i podeszła do eterycznego laboratorium.

– Symboli nie ma.

Odetchnęła z ulgą. Podczas wdechu jej piersi bardzo ładnie się wypełniły Torkil, Torkil, jesteś w pracy Uruchomiłem aplikację sprawdzającą integralność świata. To była druga i ostatnia możliwość sabotowania wirtualnych rzeczywistości. Otoczenie mogło się wydawać spójne, ale naprawdę było nielogiczne, jak obrazki Eschera, w których woda płynie pod górę lub mnisi w nieskończoność wchodzą po schodach tworzących zamknięty krąg. W komputerowych światach wprowadzenie anomalii było możliwe. Nie postrzegano ich jako nietypowych zgodnie z zasadą, że człowiek zamknięty w systemie nie dostrzega jego wzoru. Programy rozbijające integralność powodowały, że ludzie nieświadomie wysilali szare komórki, by nadać spójność czemuś, co jej nie posiadało. Efektem było rozdrażnienie i przemęczenie. Program przeczesywał Telepadrom obojętnym mechanicznym wzrokiem, podczas gdy spacerowiec majestatycznie przecinał mleczne obłoczki. Grała uspokajająca muzyka, pachniało wanilią i rumiankiem. Chciało się śpiewać, tańczyć, opalać i kochać.

– Macie tu plażę? – Spojrzałem w stronę połyskującego oceanu.

– Jak najbardziej. Możemy tam polecieć. Zdaje się, że Nina była w podobnym nastroju.

– Za chwilę. Niech to się skończy – wskazałem na zawieszone w powietrzu oko analizatora.

Program nie wykrył odchyleń. Byłem w kropce. Pozostawała improwizacja. Właściwie wychodziła mi nie najgorzej, chociaż w głębi duszy bardzo liczyłem na te aplikacje. Jesteś profesjonalistą, Torkil, nadeszła pora to udowodnić.

– Czy możemy uruchomić funkcję telepatii? – spytałem.

– Oczywiście. – Kobieta otworzyła zgrzebnie wyglądające okno, widocznie tylko dla techników, i wydała odpowiednie dyspozycje. – Możemy zaczynać.

Trema. W końcu za chwilę miał nastąpić pierwszy w moim życiu kontakt myślowy!

– Witaj, Nino – pomyślałem.

– Witaj, Torkilu – jej głos otoczony był lekką aurą pogłosu.

– Echo to zamierzony efekt czy jakieś widmo? – zaciekawiłem się.

– Śladowa pętla – odparła. – Testerzy mówili, że na początku można było ogłuchnąć.

– Nie rozumiem.

– Ja coś myślę, ty to odczytujesz, a robisz to, myśląc, co z kolei odbieram ja, również myśląc, więc odbierasz to ty i tak dalej, aż do wielkiego huku. Technicy założyli jakaś bramkę ucinajcą sygnał powrotny. Teraz jest okay.

– Słuchaj, to działa!

– No! – uśmiechnęła się promiennie. W słońcu Telepadromu wyglądała niemal pięknie. Nie mogłem zrozumieć, jakim cudem w biurze Creation Dome nie zauważyłem jej uroku.

– Nie wyłączaj na razie. Chcę trochę potestować tę telepatię.

– Lecimy na plażę? – wskazała zabudowania na granicy puszczy.

– Zgoda!

Statek niespiesznie zmienił kurs i popłynął w kierunku oceanu.

– Gdzie byli testerzy? – oparłem się o barierkę i podziwiałem dywan lasu.

– Właśnie tu i nad wodą.

Za kilkanaście minut znaleźliśmy się nad turkusowymi falami. Obiekt, który Nina nazywała plażą, był w istocie fantastyczną platformą unoszącą się nad taflą krystalicznie czystej wody. Były tam przeszklone baseny, zejścia kąpielowe, stanowiska do nurkowania, batyskafy i inne cuda. Bezzałogowy statek przewiózł nas w miejsce położone blisko chodnika wchodzącego pod wodę w przezroczystym tunelu. Dookoła pląsali rozochoceni komputerowi plażowicze: muskularni młodzieńcy i perfekcyjnie zbudowane dziewice. Chociaż ich ciała wyglądały jak . skończone dzieła sztuki, o wiele większe zainteresowanie budziła we mnie gorącokrwista asystentka.

– Wejdziemy w tunel? – wskazała kciukiem przezierną tubę.

– Za chwilę. Uruchomię swoje zabawki.

Symbole rozpadu lub miejsca dezintegracji nie musiały pokrywać całego świata. Skrupulatność to podstawa w zawodzie gamedeka.

Po kilkukrotnym przejrzeniu bibliotek byłem już prawie pewien, że problem leżał gdzie indziej. Musiałem uspokoić myśli i skierować je na inne tory. Podwodny spacer wydawał się dobrym pomysłem.

W tunelu muzyka zmieniła nastrój na romantyczny.

– Tu jest – przełknąłem ślinę – fantastycznie. Staliśmy w szklanej rurze zanurzonej w błękitnym oceanie. Dookoła pływały delfiny, wieloryby, ośmiornice i inne nieprawdopodobnie barwne stwory, których jedyną funkcją było wywoływanie pozytywnych wrażeń wizualnych. Promienie słońca przecinały falujący świat mieniącymi się klingami. Czułem się tak błogo, że z trudem pamiętałem o celu misji. Telepadrom był skazany na sukces. Wśród tej scenerii Nina wyglądała jak mityczna syrena. Zajrzałem jej w oczy i ujrzałem… miłość.

– Pan, panie Aymore, też jest fantastyczny – usłyszałem w głowie, gdy przywarłem wargami do jej ust. Upłynęło jeszcze parę chwil, zanim wynurzyliśmy się z tunelu. Z przykrością przypomniałem sobie o obowiązkach. Nie miałem ochoty na powrót. Mógłbym zostać jeszcze kilka dni. A najchętniej – tygodni. Myśl, że sprawa stoi w miejscu, dobijała się do psychiki niczym namolny trzmiel.

– Musimy wracać, Nino – wydusiłem z siebie. W jej oczach pojawił się ból.

Wokół pluskały mityczne stwory, rozbrzmiewał radosny śmiech. Przez chwilę miałem ochotę zostać enpecem.

– Mój konsultant, Harry Norman, ma dostęp do innych programów skanujących. Muszę je skopiować. Potem wrócę.

Łgałem. Być może miał coś w zanadrzu, lecz byłem prawie pewien, że jego aplikacje się nie przydadzą.

– Pan kłamie, panie Aymore? – usłyszałem. Uświadomiłem sobie, że w Telepadromie blaga nie ma racji bytu.

– Nie do końca. Po prostu boję się, że jego cudeńka nie pomogą.

Popatrzyła uważnie. Błysnęła zębami.

– A, to co innego.

– Nino, wracajmy. Nic tu nie wymyślę. Muszę się z tym przespać.

Otworzyła okno wyjścia i wyprowadziła nas do menu firmy Zamrugałem. Oczy musiały się przestawić na mniej trójwymiarowe środowisko. Uruchomiłem procedurę rewitalizacyjną. Fizyczne ciało wypełniło się znajomym mrowieniem. Lekko się poruszyłem. Napiąłem i rozluźniłem pośladki. Upewniwszy się, że mam pełną władzę nad mięśniami, wyciągnąłem ręce i delikatnie zsunąłem kask.

Patrzyłem przez chwilę w biały sufit i przestawiałem percepcję na szarą rzeczywistość. Byłem krok od depresji. Po Telepadromie zwykły świat wydawał się płaski i głupi. Nina nie była już taka piękna. Siedziała na skraju łoża. Na brzuchu fałdowały jej się wielkie, nieapetyczne zwały tłuszczu. Ależ ona ma nadwagę, pomyślałem, chyba ze dwadzieścia kilo. Uśmiechnęła się do mnie. Wcale mi się nie podobała. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

– No i jak, odpowiada ci nasz świat? – spytała z nadzieją w głosie.

– Bardzo – chrząknąłem – interesujący.

– Nie masz… ochoty powtórzyć doznań? – naśladowała głosem holoreklamy.

W pytaniu wyczułem przemyconą zachętę. Nie chciałem się z nią spotykać. Coś było bardzo nie w porządku. Jeszcze przed chwilą tuliłem ją w ramionach i całowałem, a teraz nie mogłem na nią patrzeć!

– Ee, tak, oczywiście, będę musiał kontynuować badania… – plątałem się w zeznaniach i coraz bardziej czerwieniłem.

Chciałbym wytrzeć z pamięci wyraz zawodu na jej twarzy, kiedy przebierała się lekko przygarbiona i ze wzrokiem utkwionym w lśniącej podłodze wzywała szefa.

– Widzę, że panią też w końcu dopadło? – Fyodorowicz nie na darmo był dyrektorem. – Z panem również nie najlepiej? – zdziwił się. – No cóż, jest pan tylko człowiekiem – skonstatował. – Ma pan coś?

– Na razie nic – odparłem. – Potrzebuję kilku dni. I oprogramowania.

Spojrzał gdzieś ponad moją głową.

– Ale niech pan pamięta, że czas jest bardzo ważny. No i – przeszył mnie katowskim wzrokiem – jeśli stwierdzi pan, że sprawa pana przerasta, niech pan nie omieszka o tym poinformować. Nie mamy czasu na amatorszczyznę.