Выбрать главу

– Przepraszam, że pytam, ale jakie jest pańskie wykształcenie?

Półgębkiem się uśmiechnął. Lekki rumieniec.

– To słychać? Cieszę się. Jestem odpowiednim człowiekiem na właściwym stanowisku.

– Czyli? Wyprężył pierś. – Doktor habilitowany filozofii i psychologii. – Obu tych dziedzin?

– Nie ma dobrej psychologii bez filozofii. A filozofii bez osobistego rozwoju.

Patrzyłem nieruchomymi oczami. – I ktoś taki pracuje w tej firmie?

– Lubię to zajęcie. Poza tym – przybliżył się do ekranu – jestem niezastąpiony. I oni o tym wiedzą. – Gratuluję wiedzy. A na informatyce się pan zna?

Roześmiał się. Pogroził palcem.

– Przypominam, że winną osadzono w więzieniu. Rozumiem pańskie rozgoryczenie finansową stratą, ale czy pani Sokolowsky nie jest tego warta? Nawet pięć razy tyle.

– Mówił pan, że przed przeniesieniem jej psychika była… jaka?

– Podobna do sufickiej esencji.

– A tak, pamiętam. A teraz? Co z nią się teraz dzieje?

– Pierwsza faza dojrzewania to mobilizacja mechanizmów obronnych.

– Ale czego, do diabła, się boi?

Wziął głęboki wdech. Szykował się wykład. Miałem dość wykładów.

– Głównym zadaniem psychiki jest stabilizacja wewnętrznego świata. Nie wszystko człowiek jest w stanie od razu przyjąć. Zwłaszcza nowo narodzony, choćby jego konstytucja była wyselekcjonowana z najlepszych linii genetycznych.

– Jak długo to potrwa?

Rozłożył ręce.

– Cierpliwości. Czy pan od razu był taki mądry jak teraz?

– Nie chce pan powiedzieć, że będę czekał trzydzieści pięć lat?

Roześmiał się. Machnął ręką.

– Trochę krócej. Ann wiele rzeczy ma za sobą.

– Rok?

– Być może. Najpewniej dwa razy tyle.

– Ale…

– Ile upłynęło czasu od ożywienia? – przerwał.

– Trzy miesiące.

– Pora na stymulację. Niech ją pan zabierze w nie bardzo bezpieczne miejsce. Ona musi się zmobilizować.

Uniosłem brwi.

– Psychiką rządzą dwie armie, by tak rzec. Hufce porządku i hordy chaosu. Porządkowi to mechanizmy obrony osobowości. Pilnują, by nic się nie zmieniło.

– Siły zachowawcze…

– Hordy chaosu to dynamizmy rozwojowe. Dążą do zmian, które, jak pan zapewne wie, następują w wyniku cząstkowych dezintegracji.

– Żeby zbudować coś nowego, trzeba zniszczyć przestarzałe?

– Dokładnie tak. Niech ona poczuje zagrożenie, niech się z czymś zmierzy, wtedy pokaże, na co ją stać.

– No dobrze, lecz…

– Anna jest sukcesem – wszedł w słowo. – Wszystko z nią jest w porządku. Ale oprócz rzeczy, które dotychczas poznała, musi nauczyć się żyć. Nie ma lepszego nauczyciela od zwykłych relacji i codziennych wydarzeń. – Przetarł oczy – Ze smutkiem, bo pana polubiłem, proszę o wprowadzenie żelaznej zasady: ze mną kontaktuje się pan wyłącznie w przypadkach… nazwijmy je medycznymi, czyli wtedy, gdy będzie się działo coś sugerującego, że w jej mózgu szwankuje jakiś układ. Niech pan mnie traktuje jako rodzaj pogotowia neurologicznego. Wszystkie pozostałe problemy powinien pan omawiać… z nią.

Niedługo potem Sarah Koronowsky została zwolniona po rozprawie apelacyjnej. Jej adwokat, opłacony przez Aristona, dowiódł, że proces był poszlakowy, a werdykt oparty na niedostatecznych dowodach. Nigdy nie zrozumiem logiki sądów i w ogóle tak zwanego wymiaru sprawiedliwości. Pani Koronowsky w chwale powróciła na stanowisko sekretarki prezesa Borgii, sprawa stanęła w miejscu, a sprawca, jeśli miał trochę oleju w głowie, nie powinien decydować się na kolejny skok. Siedem milionów wystarczyłoby na wygodną egzystencję. Ja bym tak zrobił: kupił gravillę gdzieś na południu byłej Hiszpanii czy Francji i cieszył się życiem. Pożegnałem się z pieniędzmi, a do klubu CC postanowiłem nie dzwonić. Nie miałem nerwów.

– O Boże! – Anna oderwała palce od rozpalonej rury wydechowej bolidu klasy gamma.

A jednak zasymilowała wykrzyknik i zaczęła go używać, jak reszta ludzi, jako nieświadomego idiomu. Bo przecież wcale Boga nie wzywała.

– Co to jest?! Nieprzyjemne!

Machała bezradnie ręką. Zaciągnąłem ją do ulicznego kranu. Odkręciłem wodę i przytrzymałem zarumienione opuszki w lodowatym strumieniu.

– To ból.

Powietrze przecięły ścigające się machiny Rozwiało jej włosy Jedyną rozrywką w świecie Speed Demons były wyścigi. Mimo prostoty założeń, gwarantowały niezapomniane przeżycia i adrenalinę na najwyższym poziomie.

– I wy z tym żyjecie? – patrzyła na oparzenie. – Nie spotkałaś tego w Brahmie?

– Rzadko tam bywam. – Dam ci lekarstwo.

Podeszliśmy do automatu. Ze szpary wypadły tabletki. Po eliptycznym torze przetoczył się peleton wielobarwnych, połyskliwych machin, pozostawiając zapach ozonu i cichnący dźwięk gromu.

– Łyknij.

Nie bardzo jej to szło. Przecież łykanie to odruch. Czego się, do diabła, wygłupia?

– Nie umiem. Za duże. Daj wody – wyciągnęła rękę.

Zdaje się, że któraś z pań matryc zataiła, że ma kłopoty z pigułkami. Zakląłem w duchu. Ale zaraz, przecież wegetatywnie to ona jest joginką! Postanowiłem zaryzykować.

– Za chwilę – odsunąłem kubek. – Zaufaj mi.

– Daj!

– Posłuchaj. Ciało jest mądre. Samo wie, jak przełykać. Nie przeszkadzaj mu.

Przez chwilę walczyła ze złością. Opanowała się. – Wdech, wydech, wdech, wydech – szeptałem. Kołysała się w rytm słów. Nagle jej twarz pojaśniała.

– Poszło!

– Brawo. Brawo!

Uścisnąłem ją. Przytuliła się jak kiedyś. Wróciliśmy do bolidu. Zasunąłem szybę i włączyłem rozruch. Ruszyłem na pełnym przyspieszeniu. Otoczenie rozlało się w smugi prędkości.

– Tego czegoś w realium jest bardzo dużo – stęknąłem, wchodząc w wiraż.

– Bólu? To straszne! – krzyknęła, chwytając się podłokietników.

– Po prostu trzeba uważać!

Starałem się nie okazywać zdziwienia, gdy grzeczni panowie w kombinezonach ze znakiem Novatronics wepchnęli do mojego apartamentu antygrawitacyjną platformę dźwigającą dwumetrowe pudło.

– Pan Torkil Aymore? – spytał jeden z nich.

– Zgadza się.

– To dla pana. – Wcisnął na pilocie kontrolkę.

Blokady na krawędziach opakowania puściły. Płaszczyzny prostopadłościanu złożyły się w równe harmonijki, odsłaniając połyskliwy prezent. Żeński Doom był zgrabniejszy od Oscara, Neona i Digita, mimo to wciąż emanował czymś nieludzkim.

– Naa… pewno? – zająknąłem się. – Nie zamawiałem motomba.

Wręczył mi list.

– Nie ma wątpliwości.

Znów coś nacisnął na pilocie. Platforma zsunęła ładunek na podłogę i podążyła jak pies za właścicielami.

– Miłego dnia – strzelił palcem w daszek czapki. Rozerwałem kopertę.

Drogi Torkilu!

Sporo myślałam i doszłam do wniosku, że moja złość nic nie zmieni. Pogodziłam się z myślą, że nie jestem sama. Może prawdziwsze będzie stwierdzenie, że usiłuję się pogodzić. Dziewczynie potrzebne jest to wdzianko, jeśli nie chce zdziwaczeć. Sama widzę, jak Konon się zmienił, gdy zaczął używać zbroi. Pewnie nie wiesz, ale niedawno awansowałam na dyrektora ds. Wirtualnego Bezpieczeństwa Novatronics. Gdy się nie ma szczęścia w miłości, satysfakcję daje praca… Nieważne. Istotne jest to, że udało się zorganizować dla Ciebie, a w zasadzie dla niej, ten model. W pudle, przy stopach, znajdziesz instrukcję obsługi, gwarancję i oprogramowanie. Może kiedyś mi się odwdzięczysz.

Ściskam

Pauline

Kochana Pauline. Zalała mnie fala wdzięczności. To był wielki gest. Nie byłoby mnie stać na zakup droida, a już na pewno luksusowego Dooma. Podszedłem do pachnącego nowością korpusu. Światło załamywało się na stylizowanych udach i ramionach, matowo połyskiwały kontrolki, przez które nie przepływało jeszcze wirtualne życie. Dyrektor Eim miała rację: ludzka egzystencja powinna przynajmniej zahaczać o realium, choćby po to, by zobaczyć, na czym opierali się twórcy gier.