Z zamyślenia wyrwała mnie nagła myśclass="underline" Anna jako robot, a nie uwięziony w sejfie mózg, musi gdzieś mieszkać!
Masz babo nanoplacek, rozmyślałem, zapoznając się z obsługą korpusu. Okazało się, że zanim włoży się weń sejf z dibekiem bądź organicznym mózgiem, trzeba go wstępnie „ożywić”, to jest wprowadzić podstawowe oprogramowanie wegetatywne, coś jak w żywych organizmach układ autonomiczny zajmujący się oddychaniem, trawieniem, kontrolowaniem ciśnienia krwi, temperatury i tak dalej – tyle że w przypadku motomba aplikacje nadzorowały temperaturę stawów, przepływy energii, stan akumulatorów, naprężenia w kończynach i inne typowo techniczne zjawiska. Chociaż czy nasze ciała nie są techniczne? Przerwałem rozmyślania i przyjrzałem się diagramowi, poszukując odpowiedniego slotu. Odnalazłszy go na schemacie, przysunąłem się do zbroi i wcisnąłem przycisk w okolicach biodra. Wysunęła się półeczka. Położyłem na niej nośnik pamięci i wsunąłem kieszeń. Napęd zaszumiał i nagle z głośników robota dobiegła cicha, dziwna muzyka. Natychmiast ją skojarzyłem z koślawymi dziełami Aristona. Co to jest? Umilenie programowania?
Gdy na ekranie telesensu pojawiła się smagła twarz Latynoski, zmiękło mi serce.
– Pauline najmilsza…
Spuściła oczy.
– …dziękuję ci za piękny prezent. To wspaniały gest.
– Miałam nadzieję, że się ucieszysz.
– Chyba żartujesz. To najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu otrzymałem.
Spojrzała smutno, a w jej oczach odbijał się żal setek uciśnionych pokoleń.
– Mogłabym ci dać dużo więcej.
Zaschło mi w gardle.
– W zasadzie chciałbym zapytać o jedną rzecz. Słyszysz tę muzykę?
Patrzyła w dal, jakby nie rozumiała moich słów. – To najnowszy pomysł programistów. Umuzykalniony program.
– Co takiego?
– Czy to naprawdę istotne? – zapytała ze znużeniem.
Zrobiło mi się wstyd. Mimo to musiałem wiedzieć. – Uwierz, że tak. Wyjaśnię ci to kiedyś. Westchnęła.
– Dobrze. Oto skrót metody Muzyka to matematyka: dźwięki ułożone w logiczne, proporcjonalne sekwencje. Okazało się, że przy niewielkiej modyfikacji z każdego programu, nawet do droida, można zrobić utwór muzyczny. Ot i cała tajemnica.
– Jak – zająknąłem się – jak sądzisz, czy można zrobić program przestawiający coś w psychice i zakamuflować go w postaci muzyki?
– Rodzaj hipnozy? Hm… – potarła podbródek. – Starożytni mówili, że muzyka jest tajemnicą duszy… Fakt istnienia dwunastu dźwięków i symboli tonowych wskazuje na ścisłą korelację struktury psychiki i muzyki. Można powiedzieć… że muzyka masuje duszę. Teoretycznie więc byłoby to możliwe…
– Zna pan jakieś dobre banki udzielające kredytów?
Ariston na ekranie telesensu jowialnie się uśmiechnął.
– Cieszę się, panie Torkilu, że pyta pan właśnie mnie. Otóż specjalnie dla członków klubu CC European Bank udostępnił korzystnie oprocentowane pożyczki na mieszkania dla droidów…
– Skąd pan wie, że mam dla Ann motomba?
– To chyba oczywiste, skoro zadaje pan takie pytanie.
– Rzeczywiście chcę dla niej kupić lokal. Nawet wypatrzyłem stosowny apartament w linowcu Kampiville, niedaleko stąd.
– Puszcza Kampinou? – Właśnie.
– To rzeczywiście blisko Cotomou i pańskiego Stockomville.
Zrobiłem posępną minę.
– Tyle, że przez działalność tajemniczego sprawcy zapłaciłem za ożywienie Anny dwa razy i teraz nie mam pieniędzy.
Splótł ręce.
– Taak – wystukał coś na konsolce. – Przesyłam panu namiary banku i formularz członkostwa CC. Po wypełnieniu dokumentu otrzyma pan kredyt. Osobiście tego dopilnuję.
Borgia dotrzymał słowa. Rzeczywiście, po wstąpieniu do Creators Club pozyskanie kredytu stało się proste jak plazmowy miecz. Pośrednik nieruchomości załatwił wszystkie formalności: mieszkanie w zasadzie należało do Anny, pozostało tylko przelanie pieniędzy. Postanowiłem telesensycznie poinformować o tym prezesa CC.
– Bardzo dziękuję – uśmiechnąłem się serdecznie.
– Bez pana pomocy pewnie nic bym nie wskórał. Uprawiając wolny zawód, nie jestem dla banku dobrym partnerem.
– Zawsze się w klubie wspieramy. A propos, zapraszam na pogadankę o pierwszych krokach w wirtualnym związku. Jutro o osiemnastej, portal Rajskiej Plaży.
– Przykro mi, ale za chwilę wchodzę do gry Anna ciągle mnie potrzebuje. A zaraz potem, jutro o dziewiątej, robię przelew na konto pośrednika nieruchomości.
– Ależ tak, rozumiem. – Zmrużył oko – Powodzenia.
Rozłączyłem się. Wziąłem tusz i zacząłem nakładać kombinezon. Nie zdziwiłem się, słysząc sygnał telesensu.
– Prezes Borgia? – udałem zdziwienie. – Tak… – przybrał tłumaczący ton. Ukradkiem włączyłem nagrywanie rozmowy.
– …zapomniałem panu przypomnieć, żeby przed wejściem w sieć sprawdził pan zamki w domu.
– Czy to nie ta uspokajająca melodia, którą słyszałem przed ożywieniem Anny? – udałem zaskoczenie.
Uśmiechnął się.
– Ma pan dobrą pamięć muzyczną. Pomyślałem, że przed spotkaniem przyda się trochę terapii. Wyszczerzyłem zęby.
– Z pewnością. Pozwoli pan, że wysłucham do końca?
– Dla kompozytora to zaszczyt.
Na Rajskiej Plaży panował półmrok. Było tuż po zmierzchu. Zbliżyłem się do bungalowu Anny i zajrzałem przez okno. Spała jak niemowlę. Śpij, moja mała, pomyślałem i odwróciłem się na odgłos kroków. Przyjąłem uścisk dłoni sobowtóra.
– Cieszę się, że przyszłaś, Pauline.
Harry przyłożył się do pracy. Na dziewięciu ekranach obserwowałem swój apartament ze wszystkich możliwych kątów. Przysnąłem na kilka godzin, gdy z drzemki wyrwało mnie światło ręcznej latarki. Znieruchomiałem. Sprawdziłem odczyt chronometru. Druga nad ranem. Intruzem był poczciwy Ariston Borgia. Co on robi? Przeszedł się po całym apartamencie, przyklejając w różnych miejscach jakieś maleńkie przedmiociki, tak mi się przynajmniej wydawało. Lękliwie spojrzał w moim kierunku i wyszedł. Korciło mnie, by sprawdzić, co robił, lecz bałem się wstać, przeczuwając, że to nie koniec. Przeleżałem w półśnie jeszcze godzinę i usłyszałem sapnięcie otwieranych drzwi. Sarah? Jednak Sarah? Kobieta przesunęła się z kocią zręcznością przez hall i ostrożnie weszła do salonu. Przemknęła myśl, że może mnie zabić, kiedy leżę bezbronnie na łożu. Płonne obawy. Ominęła leżankę i zaczęła się rozglądać. Podeszła do komody i wyciągnęła szufladę. Czego ona szuka? Wyrzuciła ubrania i zabrała się za następną. Kiedy kończyła demolować łazienkę, byłem niemal zdecydowany wkroczyć do akcji, coś mnie jednak powstrzymywało. Wróciła do salonu, kucnęła i zaczęła szperać wokół komputera. Wstała, jednak zamiast odejść, ciągle się rozglądała. Szczęście, że wytrzymałem jeszcze kilka minut, bo dała za wygraną i wyszła.
Wstałem z łoża, zdjąłem kask i rozejrzałem się dookoła. Co za bałagan. Zaalarmowało mnie nagłe odemknięcie drzwi. Ledwo zdążyłem się położyć i nasunąć hełm, do wnętrza wparował prezes. Czy mój apartament to hotel? Potężny mężczyzna pokręcił głową i zabrał się za sprzątanie. Zakręciło mi się w głowie. Porządnicki? Upakował ubrania do szuflad, po czym założył cyfrowe gogle i zabrał się za układanie bibelotów na blatach. Robił to dość dokładnie, niemal tak, jak stały przed demolką. Po pół godzinie mieszkanie wyglądało jak nowe. Pochylił się, by obejrzeć komputer, coś przy nim zrobił, cmoknął i wyszedł. Tym razem to koniec gości, pomyślałem i zapadłem w sen.
Dokładnie o dziewiątej trzydzieści wystukałem jego numer.
– Borgia! Znowu mnie okradli! Ratuj, przyjacielu!
– Jak to? – zdziwił się.
– Te pieniądze na mieszkanie! Nie dotarły! Znów pomyłka!
Uśmiechnął się smutno.
– Więc mamy sprawczynię.
– Słucham?
– Wybacz, kolego, ale musiałem to zrobić. Wynagrodzę ci to. Byłem tej nocy w twoim mieszkaniu i zamontowałem kamery Myślę, że to, co nagrały, może cię zainteresować. Niedługo u ciebie będziemy.
Istotnie, za godzinę wtargnął do mieszkania na czele czterech policjantów. Towarzyszyła im lekko spanikowana Sarah.