Выбрать главу

– A panna Sarah? – spytał skonsternowany sierżant.

– Niewinna ofiara prezesa – odparłem. – Ariston dowiedziawszy się, że mnie okradł, przestraszył się i postanowił ją wrobić. Może stwierdził, że ma już wystarczająco dużo pieniędzy i czas kończyć ze złodziejstwem, albo jedno i drugie. Myślę, że plan awaryjny miał gotowy od dawna, świadczy o tym zaprogramowany skaner wyświetlający nieistniejące ślady rękawic oraz zestaw do wykrywania chipów, których używał podczas wizyty w moim apartamencie. Wcale nie znalazł robala na moim komputerze. Chip cały czas był przyklejony do nanorękawicy, którą miał na ręku. Trik polegał na umiejętnie wykonanym ruchu. Dałem się nabrać. Podrzucenie listków do mieszkań pozostałych graczy i odciśnięcie śladów na klamce nie było trudnym zadaniem, jak również podrzucenie chipów i rękawic do apartamentu Sary. Podczas procesu pani Koronowsky zorientował się, że poszlakowa sprawa nie gwarantuje trwałej odsiadki, więc sam opłacił adwokata, by wzbudzić jej zaufanie, przyjął z powrotem do pracy i postanowił poczekać na okazję, która niezbicie udowodni jej winę. W międzyczasie otrzymałem w prezencie motomba wraz z muzycznym programem, który nasunął mi myśl, że sprawcą jest prezes Borgia. Postanowiłem zastawić na niego pułapkę i sam stworzyłem okazję do kolejnej kradzieży. Prezes wmówił Sarze, że to ja jestem złodziejem. Upokorzona kobieta łatwo uwierzyła swojemu wybawcy i rozpaczliwie usiłowała oczyścić się z podejrzeń. Rzeczywiście zamierzałem dzisiaj wpłacić sporą sumę na konto pośrednika nieruchomości, ale jak panowie widzieli, nie mam szans poprawnie wypełnić formularza. Zostałbym okradziony… – specjalnie zaakcentowałem słowo: „zostałbym” i spojrzałem na prezesa CC – bo w istocie jeszcze przelewu nie dokonałem.

Borgia bezsilnie spuścił głowę. Wreszcie zachował się jak klasyczny przestępca przyłapany na gorącym uczynku. Zerknąłem na Harry’ego.

– Słuchałeś tej muzyki?

– Nie. Tylko analizowałem strukturę. Odetchnąłem. Stuknąłem w klawisze i przesłałem mu podpisany formularz z kwotą i numerem konta. – Mam prośbę. Wypełnij to za mnie i przelej.

Po kilku dniach wina została udowodniona, pieniądze odzyskane, a moje konto powiększyło się o milion kredytów. Ariston pod przymusem „odczarował” moją psyche, co sprawdziłem przy świadkach. Do programów, serwerów i chatów wprowadzono nowy typ bramek antyhipnotycznych, pojawiły się firmy reklamujące najnowsze skanery i aplikacje szukające muzycznych pułapek. Ogłoszono to, co od dawna wszyscy wiedzieli, tyle że nie potrafili udowodnić i udokumentować, a tym bardziej wykorzystać: umysł jest programem i jako taki może podlegać manipulacjom, a nawet zainfekowaniu cyfrowym wirusem. Ostateczna różnica między diginetami i organikami została zniesiona. Nieprawdopodobne? A cóż może być dziwniejszego od tego, że miesiąc wcześniej wszyscy, łącznie ze mną, uwierzyli w historię, w której jedynym dowodem był pusty chip?

Wreszcie mogłem zająć się Anną. Przewiozłem motomba do siedziby Blue Whales Interactive, gdzie przenieśli zasobnik z dibekiem we wnętrze machiny. Spotkaliśmy się przy wejściu. Rzuciła mi się w ramiona. Przygotowałem się na śmierć. Ku mojemu zaskoczeniu stalowy droid miał nadzwyczajne wyczucie dotyku. Gdy skończyła wygłaszać dziękczynne peany, podała mi krążek.

– Wczytaj w walktela i załóż soczewki.

Głos brzmiał w realium dokładnie jak w Rajskie; Plaży.

– Co to jest? – spytałem.

Mechaniczne części twarzy ułożyły się w uśmiech – Zobaczysz.

Wsunąłem dysk i założyłem sprzężone z walktelem cyfrowe rogówki.

Czy chcesz uaktywnić program „Anna”?

pojawił się napis w powietrzu. Pacnąłem w eteryczne „Tak”.

– O rany! – obraz Dooma rozpłynął się, a w jego miejscu pojawiła się Ann Sokolowsky odziana w to samo bikini, w którym zobaczyłem ją po raz pierwszy, dawno temu, gdy rozwiązywałem sercowe dylematy senatora O’Neila.

– Aniu! – podszedłem i przytuliłem zimny metal. Odskoczyłem.

– Lepiej, jeśli będziesz tylko patrzył – uśmiechnęła się, tym razem nie mechaniczną twarzą, ale najprawdziwszą Aniną buzią.

– Może kiedyś zrobią motomby odziane w skórę… – westchnąłem.

– Słyszałam, że już próbują.

Więc to tak widziały siebie te dwa Oscary, które widzieliśmy z Normanem! Wcale nie musiały się czuć jak na innej planecie!

– Nie ma muzyki – stwierdziła.

Roześmiałem się. Ile jeszcze razy usłyszę podobne komentarze?

– Aniu, w realium nie usłyszysz melodii ot tak, z powietrza.

Po pięciu minutach zapomniałem, że dotykam droida: ręka motomba rozgrzała się od mojej dłoni. Za kilka chwil nie pamiętałem, jak wygląda Doom. Spacerowaliśmy najładniejszymi deptakami. Do idyllicznego nastroju nie pasowały wytrzeszczone oczy przechodniów. No i skąpy strój partnerki. Myślała o tym samym, bo zatrzymała się przed wystawą sklepu z odzieżą.

Promocja!

jarzył się trójwymiarowy napis.

Ubrania dla motombów gratis!

Weszliśmy.

– O! Jest muzyka! – diginetka ciekawie się rozglądała. – Jak w domu!

– Dlaczego taki pomysł na promocję? – spytałem sprzedawczynię, gdy Anna mierzyła strój.

– Ile ubrań kupi droid? – stara sprzedawczyni uśmiechnęła się łobuzersko. – Przecież nie zbiednieję! A wie pan, jaka to reklama dla sklepu?! Klientów dwa razy więcej niż zwykle! Każdy chce zobaczyć cudaka!

Sokolowsky wyszła zza kotary odziana w sarong ozdobiony holoprojekcją czerwonożółtych kwiatów i krótką kamizelkę do kompletu.

– Bez tego byłam po prostu naga – szepnęła mi do ucha. – Wreszcie czuję się jak człowiek.

Jakoś nigdy nie uwierzyłem w istnienie psychopatów, dlatego postanowiłem odwiedzić byłego prezesa Creators Club w nowym lokum.

– Witam zwycięzcę – uśmiechnął się wychynąwszy z energetycznej bariery. W ręce trzymał hologazetę. – Uścisnąłbym dłoń, ale nie mogę – spojrzał na oddzielającą nas eteryczną ścianę.

Usiedliśmy. Przyglądałem się jego twarzy i szukałem rysów drapieżcy złoczyńcy, kogoś pozbawionego wyższych uczuć. Może miał nazbyt ciężkie kostne wały nad oczami, ale czy to coś znaczyło? Wątpię.

– Przyszedłeś porozmawiać? – miałem wrażenie. że oddzielająca nas ściana zadrżała od basu.

– Jestem ciekawy – uśmiechnąłem się. – Jak się czuję? – wyszczerzył zęby. Potarłem skroń.

– Nie. Chcę wiedzieć, dlaczego to robiłeś. – Kradłem?

Chciałem ułatwić mu zadanie:

– Zabranie czegoś instytucji, firmie, państwu jest łatwiejsze, bo odbierasz coś bezosobowej strukturze, ale żywym, prawdziwym osobom, z którymi rozmawiałeś? Uśmiechałeś się do nich?

Wybuchnął gromkim śmiechem.

– A czymże jest uśmiech? Uśmiechają się wszyscy: od samarytan po najgorszych zwyrodnialców. Nigdy nie oceniaj po uśmiechu. To prymitywny grymas. Coś w tym jest.

– Więc dlaczego?

– Ciągle nic nie rozumiesz, prawda?

Położył przed sobą gazetę. Numer sprzed kilku dni. Holobrazki migały, ukazując powtarzające się animowane sekwencje. Na pierwszej stronie widniała jego twarz i tytuł: „Ariston Borgia Odkrywa Cyfrową Naturę Duszy!”

Mlasnął.

– Dziennikarze to kretyni. Nie wiedzą, że odkrył to Platon w dialogu Timaios. Ja tylko rozwinąłem jego myśl.

Pokręciłem głową.

– Chodziło o sławę?