Выбрать главу

Uśmiechnął się półgębkiem. Odchylił się do tyłu. – Też. Mimo wszystko nie chciałem, żeby mnie złapali, a tylko porażka mogła ujawnić mój geniusz. Czy zawsze myślisz tak schematycznie i jednotorowo? Jakim cudem udało ci się rozwikłać tę sprawę? Uraził mnie.

– Po prostu się komunikuję. Kiwnął głową, patrząc w bok.

– Przeceniana jest rola świadomości. Cóż, że rozmawiałem z ofiarami, i tak ich nie znałem. Nie chciałem znać. A może wiedziałem, że poznanie jest niemożliwe… Najpierw zaaranżowałem szopkę z samookradzeniem, potem założyłem klub, nawiązałem kontakty z BWI i przygotowałem się do pracy Pierwszy raz był jak podróż Kolumba do Nowego Świata: nie wiedziałem, czy się uda, sprawdzałem własne umiejętności, wiedzę, dawałem upust wściekłości na dupków, którzy wykluczyli mnie z European Therapists. Efekt był piorunujący.

Jego twarz złagodniała.

– A potem… – spojrzał ostro, jakby próbował opowiedzieć szczurowi lądowemu, czym jest sztorm na otwartym morzu – kradzież jest wciągającym, wręcz uzależniającym, bardzo atrakcyjnym sposobem zarabiania pieniędzy. Ani się spostrzegłem, jak rozgrywka pochłonęła mnie bez reszty Jesteś graczem, więc powinieneś zrozumieć. Podglądałem twoją rozmowę z Sarą i stwierdziłem, że chcę się z tobą zmierzyć, chociaż czułem, że jesteś niebezpieczny. Jakaś część osobowości kazała mi skoczyć w przepaść. Podłożyłem nagranie z hipnogramem. Gdy się dowiedziałem, że jesteś gamedekiem, postanowiłem się wycofać… Tyle że wtedy zadziałała moja nieznana natura: palec obdarzony własną wolą… Ale nie udało się. Mimo wszystko była to wspaniała rozgrywka.

– Nie masz wrażenia, że wyrządzałeś zło? Opuścił kąciki ust w błazeńskiej parodii antycznej maski.

– Greccy bogowie czynili zło raz za razem. Herosi rżnęli się, truli, obdzierali ze skóry. Celtowie uważali, że światem rządzi szalona starucha. Mit, przyjacielu, jest obrazem duszy.

– Nie rozumiem.

– A ja nie rozumiem pojęcia zła.

Na Rajskiej Plaży zachodziło słońce. Byliśmy sami. Odetchnąłem zapachem wieczornej bryzy. Ostatnich pięć miesięcy jawiło się niczym dekada. Z trudem ogarniałem wydarzenia, które przywiodły nas do tego miejsca: reklama w portalu gry, pierwsze rozmowy z Chipem, kłótnie z Pauline, telefony od Steffi, konstrukcja psyche Anny, transfer do dibeka, kradzież i perypetie z Creators Club, szkoła, proces Sary Koronowsky, wizyty w niezliczonych grach, zwolnienie niewinnej, prezent od dyrektor Eim, zastawienie pułapki na hipnotyzera, przeprowadzka ożywionej do nowego mieszkania, rozmowa z więźniem… Miałem wrażenie, że wychodzę na prostą z bardzo długiego wirażu. Jeśli ja się tak czułem, doznania niespełna półrocznej Sokolowsky były dziesięciokrotnie silniejsze. Przyjrzałem się jej. Twarz niby ta sama, ale rumieniec na policzkach… Kiedyś też się rumieniła, lecz jakoś… bardziej przewidywalnie. Uśmiechnąłem się do tej myśli. Właśnie. Dawniej nie musiałem się zastanawiać, co ona przeżywa. Teraz… Spojrzałem w morze. Zza lśniącego widnokręgu wystawała maleńka cząstka słońca. Czerwona jak grapefruit. Teraz mogę się jedynie domyślać. Albo i zaryzykować…

Stanąłem naprzeciwko. Zatrzymała się i spojrzała tym samym wzrokiem co kiedyś. Nie przypuszczałem, że wspomnienie z dawnych czasów, gdy była programem, podziała na mnie uspokajająco. Zrozumiałem, że nowej Anny po prostu nie znam. Ale czy poznanie kogokolwiek w ogóle jest możliwe? Przypomniałem sobie dziwaczną wymianę zdań z byłym terapeutą. Otrząsnąłem się i spojrzałem na towarzyszkę. Nie uciekłem i wyciągnąłem rękę do jej piersi. Gdy dotykałem sprężystej tkanki, wybuchł gejzer podniecenia: bez pytania o zgodę, filozofowania czy doszukiwania się głębi w każdym geście. Wzięła głęboki wdech.

– Myślałam – wydusiła przez ściśnięte gardło – że się nie doczekam.

Oddychała coraz szybciej. Przysunąłem się. Jej ciało promieniowało żarem jak nigdy przedtem. Przytuliłem ją. Drżała. Jednak jest różnica. Odwzajemniała uścisk bardziej intensywnie i spontanicznie niż kiedyś. Tuliliśmy się i całowaliśmy przez długą chwilę, tak długą, że na pewno gdzieś tam w nieskończoności ciągle się jeszcze całujemy. W tajemnym zakątku wieczności przy dogasającym słońcu Rajskiej Plaży osiągnąłem nieśmiertelność. Potem ugięły się pod nami kolana. Nie mogąc dłużej hamować żądzy, wtargnęliśmy w siebie niczym wezbrane fale, przy ogłuszającym akompaniamencie dudniących serc. Świat dookoła obracał się, wirował i kołysał, jakby to on, a nie my, upił się namiętnością.

Nie wiem, ile godzin leżeliśmy, patrzyliśmy w gwiazdy i na nowo poznawaliśmy wzajemne milczenie. Gdy się żegnaliśmy, uprzedziłem, że muszę odpocząć kilka dni i uporządkować sprawy w realium.

– Przecież ja też mieszkam w realium! – odparła ze śmiechem.

Prawda. Zapomniałem.

Po zdjęciu kasku, kombinezonu i wypięciu nanowtyczki wykąpałem się, ubrałem w szlafrok i nalałem szklankę Jacka Danielsa. W uszach huczał ocean. Komputer informował o nieodebranych wiadomościach od Steffi i Pauline. Pozostałe dwa serca domagały się posłuchu. Łyknąłem palącego płynu. Zamknąłem oczy i zobaczyłem sylwetkę Anny na tle zachodzącego słońca. Odemknąłem powieki i miałem wrażenie, że przez chwilę widzę poczciwą twarz Aristona Borgii. Zamrugałem. Za szybą mieniło się milionem świateł miasto, które nigdy nie zasypia. Zerknąłem w prawo, gdzie pośród kilku innych linowców majaczył Kampiville. Ciekawe, czy stąd widać jej okno? Zmrużyłem oczy. Daremnie jednak wytężałem wzrok. Ledwie widziałem pulsujące światła pozycyjne i rozmazaną poświatę dziesiątek tysięcy szklanych tafli, ciągnących się od czarnej puszczy do atramentowego nieba. Gdzieś tam, na sto piętnastym piętrze, czyli o ponad dwieście poziomów niżej, tkwił motomb więżący umysł ukochanej. Jednej z trzech ukochanych, poprawiły złośliwe duszki. A może czterech? Przed oczami zamajaczyła twarz Sary. Haust alkoholu uciszył upiorny chichot. Zastanawiałem się, czy Anna została w Rajskiej Plaży, czy może się wylogowała tak jak ja. Nie zażywała gamepilla, nie musiała jeść, mogła przebywać w wirtualiach tak długo, jak pozwalały akumulatory A kiedy motomb stał bez ruchu, wystarczały na bardzo długo. Jeśli jednak się wylogowała, to czy stała w tym samym miejscu, czy przechadzała się po pustym mieszkaniu? Może patrzyła w okno i szukała mojego wzroku? Mając wmontowane te wszystkie optyczne wzmacniacze, może umiałaby mnie odnaleźć? Podniecała ją perspektywa nowego życia czy raczej ogarniała depresja z powodu samotności? Nie miałem pojęcia, a decyzja, którą podjąłem, wydawała się coraz bardziej problematyczna. Odwróciłem wzrok. Stuknąłem szkłem w biurko i opadłem w przepastny fotel.

Odezwał się telesens. Drgnąłem. Kto śmie zakłócać święty czas gamedeka? Jeśli Steffi, to…

Na ekranie widniała znów umalowana i jakby promieniejąca twarz Sary W tle majaczyło wnętrze przytulnego baru i brzmiała pościelowa muzyka. Spojrzała przepraszająco.

– Nie przeszkadzam?

– Ależ skąd – skłamałem.

Poprawiła włosy.

– Jeszcze… możemy przejść na ty?

Serce zabiło mi mocniej.

– Z przyjemnością.

– Więc jeszcze ci nie podziękowałam. Zawdzięczam ci wolność. Pomyślałam… – zerknęła niepewnie – że może byśmy się spotkali. Mam trochę czasu… – wzięła głęboki wdech.

Nie chciałem patrzeć na wypełniający się dekolt, ale głupie oczy, nie pytając o zdanie, chłonęły widok, jak spragnione gardło pochłania zimny pomarańczowy sok. Wciąż nie odbyłem ćwiczeń uczących kontroli nad ciałem. Może zresztą nie chciałem ich odbyć? – …i jestem w bardzo miłym lokalu.

Zajrzała mi w oczy świetlistymi piwnymi oczami tak głęboko, że miałem wrażenie, jakby mnie dotknęła gdzieś w środku. Przeszedł mnie dreszcz.

– Co ty na to? – spytała szeptem.

O, nie.

Spis treści

Od Autora. 3

1. Małpia pułapka. 3

2. Błędne koło. 10

3. Zawodowiec. 17

4. Syndrom Adelheima. 26

5. Rajska Plaża. 33

6. Granica rzeczywistości 39

7. Polowanie. 50

8. Finta. 59

9. Flashback. 68

10. 3 listopada. 79

11. Mrok. 94

12. Anna. 109