Выбрать главу

Potem podeszła Sheri, zaciągnęła go do następnego tańca i zabawa toczyła się dalej.

Przyjęć było w ogóle bardzo wiele. Okazało się, że zawsze tak jest, tyle że jako nowi nie trafiliśmy jeszcze we właściwe układy, im bliżej jednak zakończenia kursu, tym więcej poznawaliśmy ludzi. Były więc przyjęcia pożegnalne, a także na powitanie, choć nie tak liczne, jak te pierwsze. Nawet jeśli załoga powróciła, nie zawsze był powód do radości. Czasem ludzie byli w podróży tak długo, że stracili zupełnie kontakt ze swoimi przyjaciółmi. Kiedy indziej ci, którym się powiodło, chcieli jedynie jak najszybciej odlecieć z Gateway do domu. Niekiedy też przyjęcia nie było, ponieważ na oddziale intensywnej terapii Szpitala Końcowego żadne popijawy nie są dozwolone.

WYKAZ WACHT I PRZEPUSTEK NA USS „MAYAGUEZ”

1. Następujący ofic. i mar. czas. skier, na Gateway do dyżurnych patroli i kontroli przeciwprzemytniczej:

LINKY, Tina (chor.)

MASKO, Casimir J. (bosmat)

MIRARCHI, Iory S. (st. mar.)

2. Następujący ofic. i mar. skier, na Gateway na 24-godz. przepustki:

GRYSON, Katie W. (ppor.)

HARVEY, Iwan. (rtel.)

HLEB, Caryle T. (mar.)

HOLL, William F. Jr. (mar.)

3. Ponownie ostrzega się wszystkich ofic. i mar., że należy unikać sporów z ofic. i mar. z innych okrętów patrolowych bez względu na ich przynależność państwową i okoliczności, oraz że należy powstrzymać się od rozpowszechniania wszelkich informacji zastrzeżonych. Wykroczenia przeciw powyższym zarządzeniom karane będą sądownie łącznie z pozbawieniem prawa do urlopów na Gateway.

4. Czasowa służba na Gateway nie jest prawem, lecz przywilejem, na który trzeba zasłużyć.

Z rozkazu KAPITANA USS „MAYAGUEZ”

Czas nie mijał jednak tylko na przyjęciach — musieliśmy też się uczyć. Do końca kursu mieliśmy w pełni opanować umiejętność kierowania statkiem, szacowania wartości handlowej znalezisk oraz znajomość różnych technik przeżycia w niekorzystnych warunkach. Ja nie byłem zbyt mocny, Sheri szło jeszcze gorzej. Ze sterowaniem potrafiła sobie jakoś dać radę, miała też bystre oko, jeśli chodzi o wychwytywanie szczegółów pomocnych w ocenie wartości ewentualnych znalezisk. Ale zupełnie nie mogła wbić sobie do głowy programu kursu o technikach przeżycia.

Uczyliśmy się razem do egzaminu i było to straszne.

— No, dobrze — rzucałem na przykład — docierasz do gwiazdy typu F z planetą o ciążeniu na powierzchni 0,8 G, cząstkowym ciśnieniu tlenu równym 130 milibarów, średniej temperaturze na równiku wynoszącej +30°C.

Jak się ubierasz na taką okazję?

— To łatwe — odpowiedziała z wyrzutem. — Przecież to tak jak na Ziemi.

— No więc?

Podrapała się z namysłem pod biustem. Potem potrząsnęła z niecierpliwością głową. — Nic nie wkładam. Oczywiście jestem w skafandrze podczas lotu w dół, ale na planecie mogę chodzić praktycznie w bikini.

— Gówno prawda! Umrzesz w ciągu dwunastu godzin. Warunki zbliżone do ziemskich oznaczają duże prawdopodobieństwo życia biologicznego podobnego do życia na Ziemi. Pożrą cię więc patogeny.

— No, dobra — wzruszyła ramionami. — Zostanę więc w skafandrze dopóki nie sprawdzę, czy patogeny występują.

— Jak się do tego zabierzesz?

— Przy pomocy tego zasranego zestawu, ty ośle! To znaczy — dodała szybko, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć — wyciągam z zamrażarki krążki na Metabolizm Podstawowy i uaktywniam je. Pozostaję na orbicie przez dobę, a kiedy dojrzeją — schodzę na powierzchnię, wystawiam je i robię odczyty za pomocą mojego C-44.

— C-33. Nie ma czegoś takiego jak C-44.

— No i dobrze. Poza tym pakuję również zestaw zastrzyków antygenowych, w przypadku więc najmniejszego problemu z jakimś mikroorganizmem zawsze mogę zrobić sobie taki zastrzyk i czasowo zwiększyć odporność.

— Chyba może być, jak na razie — powiedziałem, choć nie bez wątpliwości. Oczywiście, w praktyce nie potrzeba pamiętać tego wszystkiego. Zawsze może odczytać instrukcje z opakowań, przesłuchać taśmy z nagraniem kursu, czy wręcz zdać się na kogoś, kto już kiedyś leciał, i zna wszystkie sekrety. Istniała jednak zawsze taka możliwość, że przytrafi się coś nieprzewidzianego i będzie musiała polegać na sobie, nie mówiąc o tym, że czekał ją również egzamin końcowy, który trzeba było zdać.

— Co jeszcze, Sheri?

— No, to co zwykle. Muszę wymieniać? A więc radiołącze dodatkowe, ogniwo, zestaw geologiczny, zapasy żywności na dziesięć dni i — nie wolno mi jeść czegokolwiek, co znajdę na planecie, choćbym nawet wylądowała przy kiosku z hamburgerami McDonalda. Poza tym muszę wziąć zapasową szminkę i podpaski.

Milczałem. Uśmiechnęła się starając się mnie przeczekać. — A co z bronią? — powiedziałem w końcu.

— Bronią?

— No z bronią, do cholery! Przecież jeśli są tam prawie ziemskie warunki, to istnieje prawdopodobieństwo życia.

— No jasne, chwileczkę. Oczywiście, jeśli ma być potrzebna, to ją zabiorę. Ale, ale, wpierw badam z orbity za pomocą spektrometru, czy nie ma metanu. Jeśli brak sygnat metanu — to znaczy, że życia nie ma, więc nie muszę się martwić.

— To znaczy tylko, że nie ma ssaków i musisz się martwić. A owady? Gady? Dlaglacze?

— Dlaglacze?

— Tak sobie właśnie nazwałem formy życia, które nie wydzielają z kiszek metanu, ale za to pożerają ludzi.

— Tak, masz rację. Biorę więc pas z bronią i dwadzieścia naboi dum--dum. Dawaj dalej.

I tak to szło. Na początku naszych powtórek mówiliśmy w takich momentach: „Nie muszę się martwić, bo przecież będziesz ze mną”, albo „Pocałuj mnie, ty ośle”. Ale potem zachowywaliśmy się poważniej.

I mimo wszystko zdaliśmy. Cała nasza grupa.

Zorganizowaliśmy sobie małe party z okazji zaliczenia: Sheri, ja, cała czwórka Forehandów, pozostali, którzy przybyli razem z nami z Ziemi, oraz sześć czy siedem osób, które zjawiły się nie wiadomo skąd. Nie zapraszaliśmy nikogo spoza naszego grona, ale nauczyciele nie byli przecież kimś obcym. Wszyscy przyszli z życzeniami. Klara zjawiła się dość późno, wypiła jednego szybkiego drinka i wszystkich ucałowała bez względu na płeć, nawet młodego Fina z wrodzoną niezdolnością do nauki języków, który musiał mieć wszystko na taśmie. Ten to dopiero miał kłopoty. Wprawdzie taśmy instruktażowe są w każdym, dosłownie w każdym języku, a jeśli przypadkiem nie możesz znaleźć taśmy ze swoim dialektem, komputerowy translator łatwo ją przygotuje wykorzystując taśmę w dialekcie zbliżonym, To wystarczy do zaliczenia, ale problem zaczyna się później. Trudno oczekiwać, że załoga przyjmie z otwartymi ramionami faceta, z którym nie można się dogadać. Przez swą ułomność Fin nie mógł nauczyć się żadnego języka obcego, a na Gateway nie było nikogo, kto mówiłby po fińsku.

OGŁOSZENIA DROBNE