Выбрать главу

Przyjąłem tę informację ze świadomością całej głębi mej ignorancji. — Czy to dobrze? — spytałem.

— Skąd mogę wiedzieć? — uśmiechnęła się. Położyłem się na plecach i patrzyłem na nią. Jeśli bała się tak jak ja, a prawie nie miałem co do tego wątpliwości, to z pewnością nie dawała tego po sobie poznać.

GŁOSZENIA DROBNE

BĘDĘ masować twoich siedem punktów, jeśli odczytasz mi Gibran. Nagość niekonieczna. 86-004.

ZAINWESTUJ swoje dochody w najszybciej rozwijające się kondominium w Afryce Zachodniej. Ulgi podatkowe. Sprawdzony rekordowy wzrost. Nasz oficjalny przedstawiciel znajduje się na Gateway, by ci wszystko wyjaśnić. Darmowy wykład z taśmy, bufet w Błękitnym Piekiełku, środa 15.00. „Dahomej to uzdrowisko jutra”.

CZY JEST ktoś z Aberdeen? Porozmawiajmy. 87-396.

TWÓJ PORTRET — pastele — oleje — inne techniki. 150 dol. Również inne tematy. 86-569.

Zacząłem się zastanawiać, co znajduje się w kierunku północnego bieguna Galaktyki i, co ważniejsze, kiedy tam dotrzemy. Najkrótsza znana podróż do innego systemu gwiezdnego trwała 18 dni.

Była to Gwiazda Barnarda — wyprawa okazała się jednak niewypałem. Niczego tam nie znaleziono. Najdłuższa, to znaczy przynajmniej najdłuższa, o jakiej wiadomo — a kto wie, ile statków wiozących martwe ciała poszukiwaczy ciągle jeszcze wraca, na przykład z M-31 w Andromedzie — trwała 175 dni w jedną stronę. Wrócili, ale nieżywi. Nie wiadomo nawet, dokąd dotarli. Nie można było niczego wywnioskować z przywiezionych zdjęć, a poszukiwacze naturalnie sami już nie mogli na to odpowiedzieć. Sam początek lotu jest przerażający, nawet dla weterana. Wiadomo, że statek przyśpiesza. Nie wiadomo za to, jak długo będzie to trwało. Można jednak stwierdzić, kiedy statek włącza hamowanie. Przede wszystkim zaczyna wtedy delikatnie migotać znajdująca się w każdym statku Heechów jltfotawa spirala. Nikt nie wie dlaczego. Zmianę tę można również wyczuć bez żadnej obserwacji, ponieważ pseudograwitacja, która do tej pory pchała człowieka w tył statku, teraz zaczyna pchać go do przodu. I dół staje się górą.

Dlaczego Heechowie po prostu nie odwracali statku w połowie podróży? Mogliby wtedy wykorzystać ten sam układ napędowy zarówno do przyśpieszania, jak i hamowania. Nie wiem. Tylko Heechowie mogliby na to odpowiedzieć.

Może dlatego, że cała ich aparatura obserwacyjna była, jak się wydaje, umieszczona na dziobie. A może dlatego, że właśnie dziób jest zawsze dobrze opancerzony, nawet w małych statkach, przeciwko, jak sądzę, uderzeniom molekuł gazu i pyłu. Większe statki — niektóre Trójki i prawie wszystkie Piątki, są jednak całe opancerzone. Ale i one się nie odwracają.

Kiedy zatem migoce spirala i włącza się napęd wsteczny, wiadomo, że minęła jedna czwarta czasu samej podróży. Nie musi to być oczywiście ćwiartka czasu całej wyprawy. Natomiast długość pobytu w miejscu przeznaczenia to całkiem odrębna sprawa. Decyzję co do tego podejmuje się samemu. Wiadomo w każdym razie, że minęła ćwiartka podróży na automatycznych sterach.

Mnoży się więc wtedy przez cztery liczbę dni, które już minęły i jeśli wynik jest mniejszy niż liczba dni, na które starczy ci żywności, wiesz przynajmniej, że nie czeka cię głodowa śmierć. Różnica między tymi dwiema liczbami oznacza czas, jaki możesz spędzić w miejscu przeznaczenia.

Podstawowe zapasy żywności, wody i powietrza starczają na dwieście pięćdziesiąt dni. Można jednak bez większego trudu rozciągnąć je na trzysta — człowiek wraca wtedy po prostu chudszy i w nienajlepszym stanie. Kiedy mija więc sześćdziesiąt lub sześćdziesiąt pięć dni podróży bez odwrócenia ciągu, wiadomo, że mogą być kłopoty. Zaczyna się wtedy nieco mniej jeść. Kiedy mija tak osiemdziesiąt lub dziewięćdziesiąt dni, problem rozwiązuje się sam, bo nie ma już wyboru, wiadomo, że umrzesz, zanim dotrzesz z powrotem. Mógłbyś spróbować zmiany kursu. Ale to tylko inny rodzaj śmierci, sądząc przynajmniej z tego, co mówią ci, którzy przeżyli.

Przypuszczalnie Heechowie potrafili dowolnie zmieniać trasę lotu, ale jak to robili, pozostanie jednym z tych zasadniczych pytań bez odpowiedzi, jak na przykład, dlaczego wszystko tak skrzętnie uprzątali? Albo — jak wyglądali? Albo — dokąd się wynieśli?

Kiedy byłem mały, na jarmarkach sprzedawano dowcipną książeczkę zatytułowaną „Wszystko, co wiemy o Heechach”. Miała sto dwadzieścia osiem stron, a wszystkie puste.

Jeśli Sam, Dred i Mohamad byli pedałami, a nie miałem powodu w to wątpić, przez pierwsze dni nie obnosili się z tym. Zajmowali się tym, co ich interesowało: czytali, w słuchawkach na uszach słuchali muzyki, grali w szachy, a kiedy udało im się namówić Klarę i mnie — w chińskiego pokera. Nie graliśmy na pieniądze, ale o zwolnienie z wachty (po paru dniach Klara stwierdziła, że prawdziwie wygrany był ten, który przegrał, bo miał więcej zajęcia, które wypełniało czas). Traktowali nas życzliwie, choć stanowiliśmy heteroseksualną mniejszość pośród homoseksualnej większości dominującej na statku. Oddawali nam lądownik dokładnie na połowę czasu, mimo że stanowiliśmy zaledwie czterdzieści procent załogi.

Jakoś się dogadywaliśmy. Całe szczęście. Przez cały czas każde z nas nusiało żyć w cieniu i smrodzie pozostałych.

Wnętrze statku, nawet Piątki, jest niewiele większe od niedużej kuchni. Trochę dodatkowej przestrzeni znaleźć można w lądowniku wielkości sporej szafy, ale przynajmniej na początku jest on zwykle wyładowany zapasami i sprzętem. Od całej kubatury, wynoszącej około czterdzieści dwa — trzy metry sześcienne, należy jeszcze odjąć miejsce zajmowane przez to wszystko, co wchodzi do środka oprócz mnie, ciebie i innych poszukiwaczy.

W tau-przestrzeni przyspieszenie odbywa się powoli i stopniowo. W zasadzie nie jest to nawet przyspieszenie, lecz raczej opór atomów twego ciała, jaki stawiają przy przekraczaniu prędkości światła. Można je równie dobrze uznać za tarcie, jak za grawitację. Odczuwa się je trochę jak ciążenie. człowiek ma wrażenie, że waży ze dwa kilo.

Oznacza to, że odpocząć można jedynie na czymś, każdy członek załogi posiada więc składaną uprząż, która po otwarciu otula go do snu, lub może uformować coś w rodzaju krzesła. Oprócz tego każdy posiada swoją cząstkę przestrzeni przeznaczoną na szafki z taśmami, dyskami i ubraniem, którego potrzeba zresztą zbyt wiele, na przybory toaletowe, zdjęcia osób bliskich drogich (jeśli takie się ma) i na pozostałe rzeczy, które w ramach swojej normy ciężaru i masy (75 kilogramów, 0,3 m3) postanowił zabrać. Jak widać, już to chociażby zajmuje dosyć miejsca.

Do tego trzeba jeszcze dodać pierwotne wyposażenie statku, z którego trzy czwarte i tak nie przyda się na nic. Choćbyś nawet potrzebował, nie wiedziałbyś, jak tego użyć. Dlatego urządzenia te należy zostawić w spokoju. Nie można jednak żadnego z nich usunąć, ponieważ aparatura Heechów stanowi integralną całość. Jeśli amputuje się jeden fragment — reszta obumiera. Gdybyśmy wiedzieli, jak goić takie rany, zapewne można by się było pozbyć częściowo tych rupieci, a statek i tak by działał. Jednak nie wiemy, wszystko więc pozostaje na swoim miejscu: romboidalna złota skrzynka, która wybucha przy próbie otwarcia, krucha spirala ze złotawej rurki, jarząca się od czasu do czasu, a jeszcze częściej nagrzewająca się nieznośnie (nikt nie wie, dlaczego) i tak dalej. Wszystko musi zostać na miejscu i człowiek co chwila się o to obija.

Do tego zaś trzeba jeszcze dodać wyposażenie ludzi: szczelnie dopasowane skafandry, po jednym dla każdego, sprzęt fotograficzny, urządzenia sanitarne, przybory kuchenne, pojemniki na odpadki. Poza tym zestawy analityczne, broń, wiertła, pudełka na próbki, czyli cały ekwipunek, który zabiera się na powierzchnię planety, jeśli człowiek szczęśliwie znajdzie taką, na której można wylądować.