Выбрать главу

— Zaczekaj na mnie — rozkazała znikając w środku. Kiedy wyszła, powiedziała: — Na Afrodycie jest forsa. A forsa będzie ci potrzebna.

Szukamy twych śladów w mgławicach Oriona, Kopiemy twe nory wraz z psami Procjona, My z Baltimore, Buffalo, my z Bonn i Benares Grzebiemy w Algolu, Arkturze, Antares Pewnego dnia znajdziemy się Mały zgubiony Heechu — szykuj się!

Dałem się jej wziąć za rękę i pociągnąć za sobą. Zaczynałem już rozumieć: Afrodyta była nową planetą odkrytą przez jeden ze statków Gateway-2 niecałe czterdzieści dni temu. I była naprawdę duża.

— Oczywiście będziesz musiał płacić procenty — powiedziała. — Jak na razie, nie znaleziono niczego oprócz zwykłych pozostałości po Heechach, ale są tam jeszcze tysiące kilometrów kwadratowych do przebadania, a pierwsi poszukiwacze   z Gateway nie dotrą tutaj jeszcze przez wiele miesięcy. Posłaliśmy im wiadomość czterdzieści dni temu. Czy miałeś kiedyś do czynienia z gorącą planetą?

— Z czym?

— Czy kiedykolwiek — wyjaśniła pociągając mnie w dół zlotnią — badałeś planetę, która jest gorąca?

— Nie. A w ogóle, nie mam właściwie żadnego doświadczenia, w każdym razie takiego, które by się liczyło. Miałem tylko jeden pusty lot. Nawet nie lądowaliśmy.

— Szkoda — odrzekła. — Ale i tak nie trzeba się wiele uczyć. Wiesz, jak jest na Wenus? Afrodyta jest po prostu trochę gorsza. Jej słońce rozbłyska i nie należy dać się wtedy zaskoczyć na otwartej przestrzeni. Na szczęście tunele Heechów są całkowicie pod powierzchnią. Jeśli znajdziesz jeden z nich, jesteś bezpieczny.

— A jakie są na to szansę? — spytałem.

— Bo ja wiem — powiedziała zamyślona, odciągając mnie od liny i prowadząc wzdłuż korytarza. — Chyba niezbyt duże. W czasie poszukiwań jest się przecież ciągle na otwartej przestrzeni. Na Wenus używa się opancerzonych aerolotów, w których można przemieszczać się bez trudu, no, powiedzmy prawie bez trudu — przyznała. — Nie jest to już takie niebezpieczne, ginie najwyżej jeden procent poszukiwaczy.

— A jaki jest procent strat na Afrodycie?

— Znacznie większy… Tak, z pewnością. Trzeba latać w lądowniku, a nie jest on przecież taki mobilny, zwłaszcza na planecie, której powierzchnia jest jak ciekła siarka, a najłagodniejsze wiatry są huraganami.

— Bardzo to atrakcyjne — powiedziałem. — Więc dlaczego cię tam jeszcze nie ma?

Jestem pilotem zewnętrznym i wracam na Gateway za jakieś dziesięć dni — gdy zbiorę ładunek lub przyleci tu ktoś, kto będzie chciał wrócić.

— Ja mogę wracać natychmiast.

— Psiakrew, Broadhead! Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, w jakie popadłeś tarapaty? Przecież złamałeś przepisy majstrując przy pulpicie kontrolnym. Ukarzą cię dla przykładu.

Zastanowiłem się głęboko. — Dzięki, ale chyba zaryzykuję.

— Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Na Afrodycie z pewnością coś znajdziesz, a tak możesz odbyć jeszcze ze sto wypraw i wrócisz z pustymi rękoma.

— Kochanie — odpowiedziałem — za żadne skarby nie mógłbym odbyć stu wypraw, teraz ani zresztą nigdy. Nie wiem nawet, czy zdobędę się na jedną. Mam nadzieję, że starczy mi odwagi na powrót na Gateway. A co dalej, to nie wiem.

Na Gateway-2 spędziłem w sumie trzynaście dni. Hester Bergowiz, pilot zewnętrzny, cały czas usiłowała mnie namówić na wyprawę na Afrodytę, pewnie dlatego, że nie chciała, bym zajmował w jej statku drogocenne miejsce przeznaczone na ładunek. Innym było to obojętne. Myśleli pewnie, że oszalałem. Dla Ituno, który nieoficjalnie był odpowiedzialny za porządek na Dwójce, stanowiłem jednak pewien problem. Byłem nielegalnym przybyszem bez opłaconych kosztów utrzymania i na dodatek w ogóle bez grosza przy duszy. Miał pełne prawo wyrzucić mnie w Kosmos bez skafandra. Rozwiązał tę sprawę wyznaczając mi robotę przy ładowaniu mało ważnego towaru do Piątki Hester. Składały się nań przeważnie wachlarze modlitewne i próbki z Afrodyty. Praca ta zajęła mi dwa dni. Potem mianował mnie głównym chłopcem na posyłki dla trójki mężczyzn, którzy remontowali skafandry kolejnej grupy badaczy Afrodyty. Używali palników Heechów, za pomocą których zmiękczali metal na tyle, by dało się nim pokryć skafandry. Mnie oczywiście nie pozwalano się tego dotykać. Trzeba aż dwóch lat, żeby się nauczyć precyzyjnej obsługi palnika. Pozwolono mi za to przynosić skafandry i płyty metalu Heechów, przygotowywać narzędzia i kawę… no i wypróbowywać szczelność gotowych skafandrów w Kosmosie.

Na szczęście wszystkie były szczelne.

OGŁOSZENIA DROBNE

SZEROKOLISTNIEC ZACIENIONY, ręcznie hodowany i zwijany. Skręt 2 dol. 87-307.

POSZUKIWANY Agosto T. Agnelli. Jeśli znasz jego aktualne miejsce pobytu, skontaktuj się z Interpolem przez Służbę Bezpieczeństwa Korporacji. Nagroda.

OPOWIADANIA I WIERSZE wydane w książce to najdoskonalszy sposób przekazania potomnym swoich wspomnień. Zaskakująco niska cena. Agent Wyd. 87-349.

CZY JEST KTOŚ Z Pittsburga lub Paducah? Tęsknię za domem. 88-226.

Dwunastego dnia z Gateway przybyły dwie Piątki wyładowane zapalonymi poszukiwaczami, którzy przywieźli całkowicie nieodpowiedni sprzęt. Wiadomość o Afrodycie nie zdążyła jeszcze dotrzeć na Gateway, więc nowicjusze nie mieli pojęcia, jakie atrakcje na nich czekają. Wśród nich znajdowała się młoda dziewczyna na wyprawie naukowej, w swoim czasie uczennica profesora Hegrameta, która miała zrobić badania antropometryczne Gateway-2. Norio Ituno, wykorzystując swe stanowisko, skierował ją na Afrodytę i zarządził wspólne przyjęcie powitalne i pożegnalne. Dziesięciu przybyszów i ja jedenasty stanowiliśmy grupę liczniejszą od gospodarzy, ale ci naszą przewagę ilościową spokojnie nadrabiali tempem picia. W sumie było to bardzo udane przyjęcie. Okazało się, że jestem już sławny. Nowo przybyli nie mogli się nadziwić, że skasowałem statek Heechów i ciągle jeszcze żyję.

Wyjeżdżałem wręcz ze smutkiem, nie mówiąc oczywiście o strachu. Ituno wlał sporą porcję ryżowej whisky do mojej szklaneczki i zaproponował toast. — Bardzo żałuję, że wyjeżdżasz, Broadhead. Na pewno nie zmienisz zdania? W tej chwili mamy więcej opancerzonych statków i skafandrów niż poszukiwaczy, choć trudno przewidzieć, ile to jeszcze potrwa. Jeśli jednak zdecydowałbyś się po powrocie…

— Na pewno się nie zdecyduję — odrzekłem.

— Banzai — powiedział i wypił. — Czy nie znasz przypadkiem starszego faceta, który nazywa się Bakin?

— Shicky'ego? Jasne. To mój sąsiad.

— Przekaż mu pozdrowienia ode mnie — poprosił nalewając na tę okazję.

— To wspaniały gość, choć jest trochę do ciebie podobny. Byłem z nim przy tym wypadku: przytrzasnął się w lądowniku, kiedy musieliśmy odpalić. Śmierć już zaglądała mu w oczy. Zanim dotransportowaliśmy go na Gateway, cały napuchł i śmierdział jak sto diabłów. Dwa dni później musieliśmy mu obciąć nogi. Zrobiłem to własnymi rękoma.

— Rzeczywiście, wspaniały z niego facet — powiedziałem z roztargnieniem kończąc drinka i wyciągając szklaneczkę po jeszcze. — Ale dlaczego uważasz, że jesteśmy podobni?

— Tak jak ty, nie potrafi podjąć decyzji. Ma dosyć forsy na Pełny Serwis, ale trudno mu się zdecydować na wydanie jej. Mógłby przecież mieć nogi i znowu wyruszyć. Ale gdyby mu się nie powiodło, nic by mu nie zostało. Więc tak to wszystko ciągnie i nadal jest kaleką.