— Porozmawiajmy o czymś innym. Bob. Interesują mnie pewne rzeczy, które opowiadałeś o tej Gelle Klarze Moylin.
— Sigfrid, znowu zbaczasz z tematu.
— Nie sądzę.
— Ale ten sen. O Boże! Czy nie zdajesz sobie sprawy, jakie to ważne? A co z symbolem matki, który się w nim pojawia?
— Pozwól, że sam zadecyduję, co mam robić.
— Czy pozostaje mi więc jakiś wybór? — odpowiadam ponuro.
— Zawsze masz możliwość wyboru. Chciałbym jednak zacytować ci coś, co już mi kiedyś powiedziałeś. — Przerywa i wtedy słyszę swój własny głos odtworzony z jednej z jego taśm.
— Sigfrid! Odbieram narastający ból, poczucie winy i cierpienie, i nie mogę sobie z tym poradzić. Czeka, bym się odezwał.
— Niezłe nagranie — przyznaję po chwili — wolałbym jednak porozmawiać o fiksacji na matce w moich snach.
— Wydaje mi się, że bardziej efektywne byłoby zajęcie się tamtą drugą sprawą. Nie wykluczone, że łączą się ze sobą.
— Naprawdę? — podnieca mnie myśl o przedyskutowaniu tej teoretycznej możliwości w bezstronny filozoficzny sposób, ale Sigfrid przerywa mi z miejsca.
— Ta ostatnia rozmowa, jaką prowadziłeś z Klarą. Proszę cię. Bob, powiedz mi, co o niej myślisz.
— Mówiłem ci już. — Nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Poza tym to strata czasu. Jestem pewien, że Sigfrid wyczuwa to z tonu mego głosu i naprężenia ciała w przytrzymujących mnie paskach. — Było to nawet gorsze od tego, co czułem wobec matki.
— Rob, zdaję sobie sprawę, że to o niej wolałbyś opowiadać, ale nie teraz. Powiedz mi, jak to było wtedy z Klarą i jak w tej chwili to odbierasz?
Staram się myśleć szczerze. Przynajmniej tyle mogę zrobić. Tak naprawdę jednak nie muszę odpowiadać. — Tak sobie. — Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
— Tylko tyle możesz powiedzieć? — pyta po chwili.
— Tak. „Tak sobie”. Przynajmniej z zewnątrz. — Chociaż dobrze pamiętam, co czułem wtedy.
Bardzo ostrożnie przywołuję to wspomnienie, by zobaczyć, jak było naprawdę. Pogrążamy się w niebieskawej mgiełce. Widzimy po raz pierwszy tę przyćmioną kościotrupią gwiazdę, i rozmowa z Klarą przez radio, podczas gdy Dane szepce mi coś do ucha… Odpycham to wspomnienie.
— To wszystko bardzo boli, Sigfrid — stwierdzam spokojnie. Czasami próbuję go oszukać mówiąc rzeczy dla mnie bardzo istotne takim tonem, jakbym zamawiał filiżankę kawy. Nie sądzę jednak, by to skutkowało. Sigfrid wsłuchuje się w siłę głosu, szukając fałszywych tonów, ale słyszy także oddech i pauzy, wyczuwa też sens słów. Jest niezwykle bystry, jeśli wziąć pod uwagę jego głupotę.
Rozdział 6
Pięciu zawodowych podoficerów z poszczególnych załóg krążowników przeszukało nas dokładnie, sprawdziło karty identyfikacyjne i przekazało w ręce rozdzielającej przydziały urzędniczki Korporacji. Sheri zachichotała. kiedy rewidujący ją Rosjanin dotknął jakiegoś czułego miejsca. Czego oni szukają? — wyszeptała.
Uciszyłem ją. Kobieta z Korporacji zabrała karty lądowania od pełniącej tego dnia służbę chińskiej załogi i po kolei wywoływała nasze nazwiska. Było nas razem ośmioro. — Witajcie na miejscu — powiedziała. — Każdemu z was przydzielamy opiekuna, który pomoże wam znaleźć mieszkanie, będzie odpowiadał na wasze pytania, wskaże wam, gdzie macie się zgłosić na badania medyczne a gdzie na zajęcia. Przekaże wam też kopię umowy do podpisania. Z pieniędzy, które przywieźliście ze sobą, potrąciliśmy każdemu z was sumę 1150 dolarów, stanowi to podatek za pierwszych dziesięć dni. Resztę możecie pobrać, kiedy tylko chcecie, wystawiając piezo-czek. Opiekun wam pokaże, jak to się robi. Linscott! — zawołała.
Czarny mężczyzna w średnim wieku z Baja California podniósł rękę do góry. — Twoim opiekunem jest Szota Taraszwili. Broadhead!
— Jestem!
— Dane Mieczników! — obwieściła urzędniczka Korporacji. Zacząłem się rozglądać, ale facet, który bez wątpienia był Miecznikowem, już zbliżał się w moim kierunku. Wziął mnie energicznie pod ramię, pociągnął kawałek, w końcu powiedział: — Cześć!
Zawahałem się.
— Chciałem się pożegnać z moją przyjaciółką.
— Wszyscy będziecie w tej samej strefie — mruknął. — Idziemy. Tak więc w ciągu dwu godzin po wylądowaniu na Gateway miałem już pokój, opiekuna no i kontrakt. Od razu podpisałem wszystkie warunki. Nawet ich nie czytałem. Mieczników wyglądał na zdziwionego. — Nie chcesz wiedzieć, o co tu chodzi?
— Nie w tej chwili. — Co by to zresztą dało? Gdyby mi się nie spodobała ich treść i chciałbym zmienić zdanie, czy miałem inne wyjście? Już to, że się jest poszukiwaczem, napawa lękiem. Zawsze przeraża mnie myśl o śmierci — że mam przestać żyć, że wszystko się skończy, kiedy inni będą żyć dalej, kochać się, cieszyć, a ja nie będę już mógł w tym uczestniczyć. Nie napawało mnie to jednak takim przerażeniem, jak myśl o powrocie do kopalni żywności.
Mieczników uwiesił się za kołnierz na haku w ścianie mego pokoju, by mi nie przeszkadzać, kiedy będę się rozpakowywał. Był to przysadzisty, blady mężczyzna, nie za bardzo rozmowny. Nie wyglądał na zbyt sympatycznego, ale przynajmniej nie wyśmiewał się ze mnie z tego powodu, że byłem nieporadnym nowicjuszem. Na Gateway siła grawitacji jest bliska zeru. Nigdy nie zdarzyło mi się doświadczyć czegoś podobnego; w Wyoming nie ma się takich problemów, popełniałem więc błędy. Powiedziałem mu o tym.
— Przyzwyczaisz się — odrzekł. — Czy dostałeś już bony na żarcie?
— Niestety, nie.
Westchnął, wyglądał trochę jak zawieszony na ścianie posążek Buddy z podciągniętymi nogami. Potem popatrzył na odczytnik czasu.
— Później pójdziemy się czegoś napić — powiedział. — Taki jest zwyczaj. Tyle, że do dwudziestej drugiej nic ciekawego się tu nie dzieje. W Błękitnym Piekiełku dopiero wtedy jest mnóstwo ludzi. Zapoznam cię z nimi, zobaczymy, co podłapiesz. Jesteś normalny, pedał, czy co?
— Raczej normalny.
— Zresztą nieważne. Tutaj działasz na własną rękę. Przedstawię cię tym, których znam, potem już będziesz musiał sam sobie radzić. Lepiej, żebyś się od razu do tego przyzwyczaił. Masz mapę?
— Mapę?
UMOWA
1. Ja niżej podpisany _______________, świadom swego postępowania, niniejszym przyznaję władzom Gateway wszelkie prawa do wszystkich odkryć, artefaktów, obiektów oraz przedmiotów wartościowych, na które mogę natrafić w wyniku badań z wykorzystaniem dostarczonego mi przez Korporację statku lub informacji.
2. Władze Gateway mają wyłączne prawo podejmowania decyzji o sprzedaży, dzierżawie lub innych formach wykorzystania artefaktów, obiektów i wszelkich innych przedmiotów wartościowych stanowiących efekt mojej działalności w ramach niniejszej umowy. W tym przypadku wyrażają zgodę na przyznanie mi 50% (pięćdziesięciu procent) wszystkich dochodów płynących ze sprzedaży, dzierżawy czy innej formy wykorzystania tych przedmiotów, do sumy równej kosztom lotu (łącznie z kosztami mojej podróży na Gateway oraz utrzymania podczas mojego tam pobytu) oraz 10% (dziesięciu procent) od wszystkich dochodów po spłaceniu powyższych kosztów. Niniejszym przyjmuję to zobowiązanie jako sposób pokrycia wszelkich należności finansowych wobec władz Gateway oraz oświadczam, że nigdy nie będę domagał się żadnych dodatkowych wypłat ze strony Korporacji.