Выбрать главу

— Zastanawiam się — powiedziała Klara, sugerując uśmiechem, że są to czysto abstrakcyjne rozważania — czy to właśnie nie przytrafiło się wyprawom, które nie powróciły.

— Statystycznie jest to pewne — Francy uśmiechnął się również, akceptując tym samym reguły gry. Ćwiczył swój angielski, który od początku był dobry, a teraz pozbył się obcego akcentu. Władał również niemieckim, rosyjskim i także sporą liczbą innych języków romańskich poza swoim ojczystym portugalskim, o czym przekonaliśmy się powtarzając z Klarą jeden z dialogów kursu: okazało się, że rozumiał nas lepiej niż my siebie nawzajem.

— Mimo to ludzie wyruszają — dodał.

Milczeliśmy przez chwilę, a potem Klara roześmiała się. — Niektórzy — powiedziała.

— Mówisz tak, jakbyś sam chciał wyruszyć — włączyłem się szybko.

— Miałeś kiedyś co do tego wątpliwości?

— Owszem. Jesteś przecież w Brazylijskiej Flocie. Nie możesz sobie tak po prostu wsiąść na statek i polecieć.

— Mogę wyruszyć w każdej chwili — poprawił mnie. — Potem tylko nie będzie mi wolno wrócić do Brazylii.

— Tak bardzo tego pragniesz?

— Za wszelką cenę — odrzekł.

— Nawet — nalegałem — gdy jest ryzyko, że nie wrócisz lub wrócisz w takim stanie jak ci dzisiaj? — To była Piątka. Wylądowali na planecie, na której rósł trujący powój. Podobno była to bardzo ciężka wyprawa.

— Oczywiście.

Klara zaczynała się nerwowo kręcić. — Chyba już pójdę się położyć. Jej głos coś sugerował, spojrzałem na nią. — Odprowadzę cię — zaproponowałem.

— Nie ma potrzeby.

— Jednak pójdę z tobą — stwierdziłem ignorując ton jej głosu. — Dobranoc, Francy, zobaczymy się za tydzień.

Klara była już w drodze do zlotni i musiałem się pośpieszyć, by ją dogonić.

— Jeśli naprawdę chcesz, wrócę do siebie! — krzyknąłem chwyciwszy linę.

Nie spojrzała w górę, ale też i nie odpowiedziała. Wyszedłem więc ze zlotni na jej poziomie i podążyłem za nią do jej mieszkania. Kathy spała w dalszym pokoju, Hywa drzemała przy holodysku w naszej sypialni. Klara odesłała ją do domu i później zajrzała do dziewczynki, żeby sprawdzić, czy śpi spokojnie. Usiadłem na brzegu łóżka czekając.

— Może to tylko napięcie przedmenstrualne — powiedziała. — Przepraszam cię. Po prostu jestem dzisiaj wściekła.

— Pójdę sobie, jeśli chcesz.

— Boże! Przestań to już w końcu powtarzać! — Usiadła obok mnie i przysunęła się, bym ją objął. — Kathy jest taka słodka — powiedziała po chwili, prawie ze smutkiem.

— Też chciałabyś mieć dziecko?

— Będę miała dziecko — odchyliła się pociągając mnie za sobą. — Nie wiem tylko kiedy. Potrzebuję znacznie więcej pieniędzy, by zapewnić mu przyzwoite życie. A lata lecą.

Kiedy tak leżeliśmy obok siebie szepnąłem z twarzą w jej włosach: — Ja też tego pragnę.

Westchnęła. — Myślisz, że o tym nie wiem? — Nagle jej ciało naprężyło się. usiadła. — Kto tam?

Ktoś próbował otworzyć drzwi. Nie były zamknięte na klucz. Nigdy ich nie zamykaliśmy, ale też nie mieliśmy niespodziewanych gości. Dopiero teraz.

— Sterling! — zdziwiła się Klara. Pamiętała jednak, jak się należy zachować. — Pozwól, Bob, to jest Sterling Francis, ojciec Kathy. Bob Broadhead.

— Miło mi — odpowiedział. Był znacznie starszy, niż można było sądzić po malutkiej Kathy, miał przynajmniej pięćdziesiątkę, ale wyglądał na starszego i bardzo znużonego życiem. — Zabieram Kathy do domu najbliższym statkiem — rzekł. — Jeśli nie masz nic przeciwko temu, wezmę ją do siebie jeszcze dzisiaj. Chcę sam jej powiedzieć.

Nie patrząc na mnie Klara sięgnęła po moją dłoń. — O czym?

— O matce — Francis potarł oczy i dodał: — Nie wiesz? Jan nie żyje. Jej statek wrócił parę godzin temu. Cała czwórka z lądownika wplątała się w jakiś grzyb, zmarli na skutek opuchlizny. Widziałem ją. Wygląda jak… — Urwał. — Najbardziej mi żal Annalee. Została na orbicie, gdy oni wylądowali na powierzchni. To ona przywiozła ciało Jan. Zupełnie bez sensu. Po co? Dla Jan i tak nie miało to znaczenia… Nieważne zresztą. Mogła przywieźć tylko dwójkę, nie było więcej miejsca w zamrażalniku, bo jedzenie… — Znowu urwał i tym razem nie mógł już mówić dalej.

UWAGI NA TEMAT ZADU HEECHÓW

Profesor Hegramet: Możemy się jedynie domyślać, jak wyglądali Heechowie. Byli prawdopodobnie dwunożni. Ich narzędzia jako tako pasują do ludzkich dłoni, mieli wiec zapewne ręce, lub coś podobnego. Przypuszczalnie widzieli w obrębie tego samego widma co my. Musieli jednak być od nas niżsi — mieli może 150 cm, czy nawet mniej. I mieli bardzo śmieszne zadnie części ciała.

Pytanie: Co to znaczy?

Profesor Hegramet: Czy widziałeś kiedyś siedzenie pilota w statku Heechów? Są to dwie płaskie metalowe płyty w kształcie litery V. Człowiek nie wysiedziałby na tym nawet dziesięciu minut. Rozwiesiliśmy więc nad siedzeniem siatkę. Jest to jednak nasze usprawnienie, Heechowie czegoś podobnego nie używali. Musieli prawdopodobnie przypominać osy z wielkim, wydłużonym odwłokiem, zwisającym między nogami.

Pytanie: Czy to znaczy, że tak jak osy mieli żądła?

Profesor Hegramet: Nie, nie wydaje mi się. Choć może i tak. A może mieli po prostu piekielnie duże narządy płciowe.

Czekałem więc siedząc na krawędzi łóżka, podczas gdy Klara pomogła mu obudzić małą i spakować ją. Oni wyszli, a ja odtworzyłem na piezowizorze kilka tablic, które bardzo dokładnie przestudiowałem. Zanim Klara wróciła, zdążyłem je wyłączyć i usiadłem po turecku na łóżku głęboko zamyślony.

— Chryste, co za zwariowana noc — powiedziała posępnie siadając na drugim końcu łóżka. — Odechciało mi się spać. Może skoczę na górę wygrać parę dolców.

— Lepiej nie — odpowiedziałem. Poprzedniego wieczoru siedziałem przy niej przez trzy godziny: najpierw wygrała dziesięć tysięcy, potem straciła dwadzieścia. — Mam lepszy pomysł. Zgłośmy się na lot.

Odwróciła się tak gwałtownie, by na mnie spojrzeć, że na chwilę zniosło ją z łóżka. — Coś ty powiedział?

— Zgłośmy się na lot.

Zamknęła na moment oczy i nie otwierając ich spytała: — Kiedy?

— Lot 29-40. To Piątka z dobrą zalogą — Sam Kahane i jego kumple. Czują się już dobrze i poszukują dwóch osób.

Potarła palcami powieki, po chwili je otworzyła i spojrzała na mnie. — Rzeczywiście miewasz ciekawe pomysły.

Wcześniej już spuściłem ścienne żaluzje, które przesłaniały błysk metalu Heechów: nawet w półmroku widziałem jednak wyraz jej twarzy. Bała się. Mimo wszystko spytała tylko: — To nienajgorsi chłopcy. Czy potrafisz dogadać się z pedałami?