Przerwała przyglądając się nam z powagą. — Co przez to rozumiesz? — zaryzykował ktoś.
— Premię w wysokości miliona dolarów, którą każdy z was otrzyma po powrocie — powiedziała. — Przeznaczono na ten cel dziesięć milionów z funduszu Korporacji. Dzielone równo. Oczywiście są duże szansę, że będzie tego jeszcze więcej. Jeśli znajdziecie coś wartościowego, płacimy normalnie. Ponadto według komputera macie niezłe szansę.
— Dlaczego to jest warte dziesięć milionów? — zapytałem.
— Nie ja podejmuję decyzje — odpowiedziała cierpliwie. A potem spojrzała na mnie już jak na konkretną osobę, a nie bezimiennego członka grupy i dodała: — Nawiasem mówiąc, Broadhead, anulujemy koszt zniszczonego przez ciebie statku. Tak więc to co zarobisz, będzie twoje. Milion dolarów! To okrągła sumka. Możesz wrócić do domu, założyć jakiś interes i spokojnie z niego żyć.
UWAGI O SYGNATACH
Dr. Asmenion: Kiedy poszukujemy śladów życia na jakiejś planecie, nie oczekujemy wielkiego transparentu — „Tu mieszkają Obcy”, Szukamy sygnał wskazujących, że coś się na tej planecie znajduje. Podobnie kiedy sygnujesz czek, dajesz kasjerowi do zrozumienia, że chcesz go zrealizować. Więc wypłaca ci pieniądze, ale oczywiście ciebie to nie dotyczy, Bob.
Pytanie: Nie lubię nauczyciell, którzy pieprza głupoty.
Dr Asmenion: To tylko żart, Bob, Metan to jedna z podstawowych sygnał. Wskazuje na przykład na obecność ssaków ciepłokrwistych — lub ich odpowiedników,
Pytanie: Czy metan nie jest wynikiem gnicia roślinności?
Dr Asmenion: Owszem, ale w głównej mierze tworzy się w jelitach dużych przeżuwaczy. Większość metanu w atmosferze Ziemi wytwarzają pierdzace krowy.
Spojrzeliśmy po sobie. Emma siedziała uśmiechając się łagodnie i czekając. Nie wiem, o czym myśleli inni. Ja pamiętałem jedynie Gateway-2 i pierwszą podróż, kiedy to z oczyma wlepionymi w instrumenty wypatrywałem czegoś, czego nie było. Przypuszczam, że pozostali wspominali jakieś własne niepowodzenia.
— Start — powiedziała w końcu — nastąpi pojutrze. Chętni niech zgłoszą się do mego biura.
Zgodzili się na mnie. Shicky'ego natomiast odrzucili. Ale nie było to takie proste, takie sprawy nigdy nie są proste. To ja przyczyniłem się do tego, że Shicky miał nie polecieć. Pierwszą załogę zebrano bardzo szybko: Sess Forehand, dwie dziewczyny z Sierra Leone i jakaś para z Francji — wszyscy odpowiednio sprawdzeni, mówiący po angielsku i po kilku wyprawach. Na drugą Mieczników zgłosił się jako kapitan — również od razu. Zaczął kompletować załogę od pary pedałów — Danny A. i Danny R. Potem, choć niechętnie, zgodził się na mnie. Zostało więc jedno wolne miejsce.
— Możemy zabrać twojego przyjaciela Bakina — powiedziała Emma. — Chyba, że wolisz kogoś innego?
— A kogo?
— Mamy podanie — wyjaśniła — od podoficera na brazylijskim krążowniku, Susan Hereiry. Przyznano jej urlop na tę wyprawę.
— Susie! Nie wiedziałem, że się zgłosiła.
Emma z zadumą spojrzała na kartę perforacyjną. — Ma wysokie kwalifikacje — zauważyła. — A także wszystkie części ciała. Chodzi mi — dodała słodkim głosem — oczywiście o jej nogi, choć rozumiem, że ciebie interesują również i inne jej organy. A może chciałbyś wyruszyć na tę wyprawę w roli pedała?
Poczułem wzbierający we mnie ślepy gniew. Nie jestem zbyt ortodoksyjny w sprawach seksu i nie przerażała mnie myśl o fizycznym kontakcie z mężczyzną. Ale — z Danen'em Miecznikowem? Czy też z jednym z jego kochanków?
— Hereira może być tutaj jutro — stwierdziła Emma. — Krążownik brazylijski zacumuje tuż po dotarciu orbitera.
— Dlaczego mnie o to pytacie, do cholery! — warknąłem. — Mieczników jest szefem.
— Woli tę decyzję zostawić tobie. Wybieraj więc.
— Wszystko mi jedno! — wrzasnąłem i wyszedłem z pokoju. Nie ma jednak czegoś takiego jak uchylanie się od decyzji. Gdybym nic nie zrobił, samo w sobie zadecydowałoby to o wycofaniu Shicky'ego z załogi. Gdybym starał się o niego, wzięliby go na pewno, bez tego ich wybór padł oczywiście na Susie.
Przez następny dzień unikałem Shicky'ego. W Błękitnym Piekiełku poderwałem jakąś nowicjuszkę, prosto po kursie, i spędziłem u niej noc. Nawet nie wróciłem do siebie, żeby się przebrać. Pozbyłem się wszystkiego i sprawiłem sobie nowy ekwipunek. Doskonale orientowałem się, gdzie Shicky może mnie szukać — w Piekiełku, w Parku, w Muzeum, trzymałem się więc z dala od tych miejsc. Do późnego wieczoru wtoczyłem się bez celu pośród wyludnionych tuneli nie napotykając na nikogo.
Później wziąłem się na odwagę i poszedłem na nasze pożegnalne przyjęcie. Będzie tam prawdopodobnie i Shicky, ale też i mnóstwo innych ludzi.
Drogi głosie Gateway,
W zeszły miesiącu wydałem 58,50 funtów z moich ciężko zarobionych pieniędzy, by zabrać swoją żonę i syna na „wykład” głoszony przez jednego z tych waszych „bohaterów”, który „zaszczycił” swą wizytą Liverpool (za co oczywiście płacili ludzie tacy jak ja). Nie przeszkadzało mi nawet tak bardzo, że nie był zbyt dobrym mówcą. Wkurzyło mi nawet tak bardzo, co powiedział. Twierdził mianowicie, że my biedni Ziemianie nie mamy pojęcia, jak ciężkie jest Wasze życie — szlachetnych ryzykantów.
No więc, dzisiaj rano pobrałem z konta ostatnie pieniądzę, żeby kupić dla żony nowy płat płucny (to oczywiście azbestoza melanomiana CV/E). Za tydzień muszę opłacić szkołę swojego chłopaka i nie mam pojęcia, skąd na to wezmę forsę. A dzisiaj, spędziwszy cztery godziny rano oczekując w dokach na jakiś przeładunek (którego zresztą nie było), dowiedziałem się, że brygadzista mnie zwolnił, co znaczy, że jutro nawet nie mam tam po co czekać. A może któryś z waszych bohaterów miałby ochotę na jakieś tanie części zamienne? Sprzedaję wszystko: nerki, wątrobę, wszystko. Organy są w bardzo dobrym stanie, choć rzecz jasna przepracowały 19 lat w dokach. W zdecydowanie gorszym stanie są moje gruczoły łzowe, bo zbyt wiele wylałem łez nad waszym ciężkim losem.
Mój adres:
„Wavetos”
Pokój B bis 17, Piętro 41
Mersyside L77PR 14JE6
Rzeczywiście był. Tak jak Louise Forehand, która stanowiła centrum zainteresowania. A ja nie wiedziałem nawet, że wróciła. Zobaczywszy mnie skinęła.
— Zarobiłam kupę forsy. Napij się. Bob, ja stawiam.
Pozwoliłem, by ktoś włożył mi kieliszek w rękę i skręta w drugą, i zanim się zaciągnąłem, udało mi się spytać, co takiego znalazła.
— Broń! Wspaniałą broń Heechów. Setki sztuk. Sess mówi, że będzie za to przynajmniej pięć milionów. Plus procenty… jeżeli oczywiście komuś uda się ją skopiować.
Wypuściłem dym i resztki smaku zabiłem łykiem „Białej Błyskawicy”. — Co to za broń?
— Przypomina koparki tunelowe, ale jest przenośna. Może przebić każdą powłokę. Podczas lądowania zginęła Sara alla Fanta — jedno z tych urządzeń przedziurawiło jej skafander. Działką Sary podzielę się więc z Timem, będzie więc tego dwa i pół miliona na głowę.
— Moje gratulacje — powiedziałem. — Wprawdzie wydaje mi się, że nowe sposoby zabijania są chyba ostatnią rzeczą, jaką ludzkość potrzebuje, tym niemniej jednak — gratuluję. — Osiągnąłem postawę moralnej wyższości, której właśnie potrzebowałem. Za mną, zawieszony w powietrzu, znajdował się Shicky i przypatrywał mi się.
— Chcesz pociągnąć? — zaproponowałem skręta. Pokręcił głową.
— Shicky — powiedziałem — to nie ode mnie zależało. Mówiłem im, to znaczy… nie mówiłem im, żeby ciebie nie wzięli.
— A czy mówiłeś, żeby wzięli?
— To nie ode mnie zależało — powtórzyłem. — Posłuchaj — zauważyłem nagle wyjście z tej całej sytuacji. — Ponieważ Louise się udało, Sess prawdopodobnie nie poleci. Możesz przecież wejść na jego miejsce.
Cofnął się patrząc na mnie bacznie, zmienił się tylko wyraz jego twarzy. — To ty nic nie wiesz? — zapytał. — Sess rzeczywiście odwołał swój udział, ale jego miejsce jest już zajęte.