– Zrobiłeś to? – zapytała wreszcie. – Nie.
– Dlaczego?
– Bo chyba lepiej wszystko tak zostawić.
– Kazałam ci zrobić to na piśmie. Podziękować jej za wyrażenie zgody, że ty potrzebujesz pieniędzy, a ona nie potrzebuje. – Żona podniosła głos. – Powiedz jej, że przez te dwadzieścia dwa lata zapłaciłeś prawie ćwierć miliona dolarów jako dodatek do wielkiego odszkodowania i nieprzyzwoicie jest żądać więcej za małżeństwo, które trwało niecałe sześć lat. Pogratuluj jej wspaniałej umowy na nową książkę, napisz, że cieszysz się, że Ethel nie potrzebuje pieniędzy, ale twoje dzieci na pewno ich potrzebują. Potem podpisz list i wrzuć do jej skrzynki. Zachowamy kopię. A jeśli zacznie jazgotać, cały świat się dowie, jaka z niej pazerna hipokrytka. Zobaczymy, ile uniwersytetów przyzna jej honorowy doktorat, jeśli się wycofa.
– Ethel karmi się groźbami – szepnął Seamus. – Opublikuje ten list i przedstawi alimenty jako triumf kobiecej siły. To błąd.
Ruth odepchnęła talerz.
– Napisz to!
W gabinecie mieli starą kserokopiarkę. Dopiero po trzech próbach otrzymali czytelną kopię listu. Żona podała Seamusowi płaszcz.
– Teraz idź tam i wrzuć list do jej skrzynki.
Postanowił przejść dziewięć przecznic piechotą. Z głową żałośnie zwieszoną, z rękami wciśniętymi w kieszenie, miętosił w palcach dwie koperty. Jedna zawierała czek. Oderwał go z tyłu książeczki czekowej i wypisał bez wiedzy Ruth. List był w drugiej kopercie. Którą powinien włożyć do skrzynki Ethel? Tak wyraźnie, jakby stanęła przed nim, widział jej reakcję na list. Równie plastycznie wyobrażał sobie, co zrobi żona, gdyby zostawił czek.
Na rogu West End Avenue skręcił w Osiemdziesiątą Drugą. Nadal kręciło się tu sporo ludzi. Młode pary robiące zakupy po drodze z pracy dźwigały torby artykułów spożywczych. Dobrze ubrani ludzie w średnim wieku przywoływali taksówki, wybierając się do teatru albo na kosztowną kolację. Wykolejeńcy kulili się pod murami z piaskowca.
Seamus drżał, podchodząc do domu Ethel. Skrzynki pocztowe znajdowały się w westybulu za zamkniętymi na klucz głównymi drzwiami na szczycie schodów. Zawsze, kiedy spóźniał się z czekiem, dzwonił do dozorcy, który wpuszczał go i pozwalał wrzucić czek do skrzynki. Ale dzisiaj nie było to konieczne. Znana mu z widzenia dziewczynka, mieszkająca na czwartym piętrze, otarła się o niego, wchodząc na schody. Pod wpływem impulsu Seamus złapał ją za ramię. Odwróciła się przestraszona. Wychudzony dzieciak, wąska twarz, ostre rysy. Na oko jakieś czternaście lat. Nie to, co moje ślicznotki, pomyślał Seamus. Dzięki rodzicielskim genom odziedziczyły ładne twarze i ciepłe, czułe uśmiechy. Na sekundę ogarnął go głęboki żal, kiedy wyjmował z kieszeni kopertę.
– Pozwolisz, że wejdę z tobą do westybulu? Muszę coś włożyć do skrzynki pani Lambston.
Podejrzliwa mina zniknęła z twarzy nastolatki.
– No jasne. Znam pana. Pan jest jej były. Widocznie dzisiaj mamy piątego. Ona zawsze mówi, że tego dnia pan dostarcza okup – zaśmiała się smarkula, pokazując krzywe zęby.
Seamus bez słowa wygrzebał z kieszeni kopertę i zaczekał, aż dziewczynka otworzy drzwi. Znowu poczuł przypływ morderczej furii. Więc był pośmiewiskiem dla całej kamienicy!
Skrzynki pocztowe znajdowały się tuż za drzwiami wejściowymi. Przegródka Ethel była wypełniona. Wciąż nie wiedział, co robić. Czy powinien zostawić list, czy czek? Dziewczynka czekała przy drzwiach wejściowych, obserwując go.
– Przyszedł pan w samą porę! – zawołała. – Ethel mówiła mojej mamie, że pozwie pana do sądu, jak pan się spóźni z czekiem.
Fala paniki zalała Seamusa. Trzeba będzie zostawić czek. Wyszarpnął kopertę z kieszeni i próbował ją wepchnąć w wąską szczelinę skrzynki.
Po powrocie do domu twierdząco kiwnął głową na gniewne pytanie Ruth. W tamtej chwili nie mógłby znieść eksplozji, która musiała nastąpić, gdyby się przyznał, że zapłacił alimenty. Kiedy Ruth wymaszerowała z pokoju, powiesił płaszcz i wyjął z kieszeni drugi list. Zajrzał do środka. Koperta była pusta.
Seamus opadł na krzesło, drżąc na całym ciele, z żołądkiem podchodzącym do gardła. Objął głowę rękami. Znowu sfuszerował. Włożył czek i list do tej samej koperty i teraz oba leżały w skrzynce Ethel.
Nicky Sepetti spędził środowy poranek w łóżku. Palący ból w klatce piersiowej dokuczał mu jeszcze bardziej niż w nocy. Żona wchodziła i wychodziła z sypialni. Przyniosła na tacy sok pomarańczowy, kawę, świeży włoski chleb grubo posmarowany marmoladą. Nie ustąpiła, aż pozwolił jej wezwać lekarza.
Louie zjawił się w południe, wkrótce po wyjściu Marie do pracy.
– Z całym szacunkiem, Don Nicky, źle pan wygląda – powiedział. Nicky kazał mu oglądać telewizję na dole. Zawiadomi go, kiedy będzie gotowy, żeby jechać do Nowego Jorku. Louie szepnął:
– Miał pan rację z tym draniem Machado. Dorwali go. – Uśmiechnął się i mrugnął.
Wczesnym wieczorem Nicky wstał i zaczął się ubierać. Lepiej się poczuje na Mulberry Street, no i nie trzeba nikomu pokazywać, jak bardzo jest chory. Kiedy sięgnął po marynarkę, oblał się potem. Przytrzymując się słupka przy łóżku, usiadł, rozluźnił krawat i kołnierzyk koszuli. Położył się na plecach. Przez następne godziny ból w piersi wzbierał i opadał niczym gigantyczna fala. Miejsce pod językiem zaczęło go piec od tabletek nitrogliceryny, które ciągle ssał. Wcale nie łagodziły cierpienia, tylko wywoływały znajomy, ostry, krótki ból głowy, kiedy się rozpuszczały.
W polu widzenia Nicky’ego pojawiały się znajome twarze. Twarz matki: „Nicky, nie zadawaj się z tymi facetami. Nicky, jesteś dobrym chłopcem. Nie wpakuj się w kłopoty”. Wykazywanie się w mafii. Żadna robota nie była za trudna czy za łatwa. Ale nigdy kobiety. Ta głupia pogróżka, którą wygłosił w sądzie. Tessa. Bardzo chciał jeszcze raz zobaczyć Tessę. Nicky junior. Nie, Nicholas. Theresa i Nicholas. Ucieszą się, że umarł w łóżku jak dżentelmen.
Hen, daleko usłyszał otwieranie i zamykanie kuchennych drzwi. Widocznie Marie wróciła. Potem odezwał się dzwonek u drzwi, ostrym i natarczywym dźwiękiem. Gniewny głos żony mówił: „Nie wiem, czy jest w domu. Czego chcecie?”.
Jestem w domu, pomyślał Nicky. Taak. Jestem w domu. Drzwi sypialni otwarty się z rozmachem. Jak przez mgłę zobaczył wstrząśniętą twarz Marie, usłyszał jej krzyk: „Wezwijcie lekarza!”. Inne twarze. Gliny. Nie musieli nosić mundurów. Wyczuwał ich, nawet kiedy umierał. Potem zrozumiał, po co przyszli. Ten tajniak, którego sprzątnęli. Gliny oczywiście przyszły prosto do niego!
– Marie – powiedział, ale wydobył z siebie tylko szept. Pochyliła się, przyłożyła ucho do jego ust i pogłaskała go po czole.
– Nicky! – płakała.
– Na… grób… mojej… matki… nie kazałem… zabić… żony Kearny’ego. Chciał powiedzieć, że zamierzał odwołać kontrakt na córkę Kearny’ego, ale zdołał tylko zawołać „Mamo!”, zanim ostatni oślepiający, rozdzierający ból przeszył mu klatkę piersiową i oczy przestały widzieć. Głowa opadła mu na poduszkę, rzężący oddech wypełnił dom i nagle ucichł.
Ilu osobom ta papla Ethel powiedziała, że podejrzewa go o podkradanie pieniędzy, które chowała w mieszkaniu? To pytanie dręczyło Douga w środę rano, kiedy siedział za swoim biurkiem w westybulu Cosmic Oil Building. Automatycznie sprawdzał umówione spotkania, zapisywał nazwiska, wydawał plastikowe identyfikatory gościom i odbierał je z powrotem od wychodzących. Kilka razy Linda, recepcjonistka z siódmego piętra, zatrzymywała się przy nim na pogawędkę. Dzisiaj traktował ją trochę chłodniej, co chyba uznała za intrygujące. Co by sobie pomyślała, gdyby wiedziała, że odziedziczy kupę forsy? Gdzie ciotka zarobiła taką kasę?