Выбрать главу

Radość poderżnięcia jej gardła, patrzenia, jak kobieta zatacza się do tyłu przez łukowate drzwi kuchni i pada na kafelkową podłogę.

Wciąż był zdumiony, wspominając, jak spokojnie się zachował. Zaryglował drzwi na wypadek, gdyby przez jakiś szaleńczy zbieg okoliczności zjawił się dozorca albo przyjaciel posiadający klucz. Wszyscy wiedzieli, jak ekscentrycznie czasami postępuje Ethel. Gdyby ktoś z kluczem odkrył, że drzwi są zaryglowane, na pewno pomyślałby, że gospodyni nie życzy sobie żadnych gości.

Potem rozebrał się do bielizny i nałożył rękawiczki. Ethel planowała wyjazd, żeby napisać książkę. Gdyby ukrył ciało, ludzie zakładaliby, że sama wyjechała. Nie szukaliby jej przez całe tygodnie, może miesiące.

Teraz, przełykając haust burbona, wspominał, jak wybrał ubrania z szafy, zdjął z ciała zabitej przesiąknięty krwią kaftan, naciągnął jej rajstopy, wsunął ramiona w bluzkę i żakiet, zapiął spódnicę, zabrał biżuterię, wcisnął stopy Ethel w pantofli Zamrugał wspominając, jak podźwignął ją i przytrzymał, żeby krew spłynęła na bluzkę i garsonkę. Ale to było konieczne. Kiedy ją znajdą, jeśli w ogóle znajdą, powinni myśleć, że zginęła w tym ubraniu.

Pamiętał, żeby obciąć metki, które doprowadziłyby do natychmiastowej identyfikacji. Znalazł w szafie długi plastikowy worek, w którym pewnie odesłano wieczorową suknię z pralni. Wsunął ciało do worka, potem wyczyścił plamy krwi z orientalnego chodnika, umył kuchenne kafelki cloroksem, spakował do walizek ubrania i drobiazgi, gorączkowo walcząc z czasem…

Ponownie napełnił kieliszek po brzegi burbonem, wspominając, jak zadzwonił telefon. Automatyczna sekretarka włączyła się i usłyszał szybko wymawiane słowa Etheclass="underline" „Zostaw wiadomość. Oddzwonię, kiedy i jeśli zechcę”. Nerwy odmówiły mu posłuszeństwa. Dzwoniący rozłączył się, a on wyłączył sekretarkę. Nie chciał zostawiać zapisu, kto dzwonił i później mógł przypomnieć sobie spotkanie, które się nie odbyło.

Ethel mieszkała na parterze w trzypiętrowym budynku z piaskowca. Jej osobne wejście znajdowało się na lewo od pochyłej rampy, która prowadziła do głównego holu. W rezultacie jej drzwi były zasłonięte przed wzrokiem ulicznych przechodniów. Jedyny niebezpieczny odcinek stanowiło dwanaście schodków od drzwi do krawężnika.

W mieszkaniu czuł się stosunkowo bezpiecznie. Najtrudniejsza chwila nadeszła, kiedy ukrywszy pod łóżkiem szczelnie owinięte ciało Ethel i bagaże, otworzył frontowe drzwi. Powietrze było ostre i wilgotne, zanosiło się na śnieg. Wiatr wdarł się zimnym tchnieniem do wnętrza mieszkania. Natychmiast zamknął drzwi. Było dopiero kilka minut po szóstej i ulice roiły się od ludzi wracających z pracy. Odczekał jeszcze prawie dwie godziny, a potem wymknął się z mieszkania, dwukrotnie przekręcił klucz w zamku i poszedł do taniego punktu wynajmu pojazdów. Podjechał samochodem pod dom Ethel. Szczęście mu sprzyjało, znalazł miejsce do parkowania prawie dokładnie przed kamienicą. Zapadł zmrok i ulica była pusta.

W dwóch nawrotach przeniósł bagaże do samochodu. Trzeci etap był najgorszy. Postawił kołnierz płaszcza, nałożył starą czapkę, którą znalazł na podłodze wynajętego auta, i wyniósł z mieszkania plastikowy worek z ciałem Ethel. W chwili, kiedy zatrzasnął bagażnik, po raz pierwszy poczuł, że zdoła zapewnić sobie bezpieczeństwo.

Okropny był powrót do mieszkania, żeby się upewnić, że nie zostały tam żadne ślady krwi, żadne oznaki czyjejś obecności. Każdy nerw jego ciała wprost krzyczał, żeby pędzić do parku stanowego i pozbyć się zwłok, ale on wiedział, że to szaleństwo. Policja może zauważyć, że ktoś próbuje dostać się do parku w nocy. Zamiast tego zostawił samochód na ulicy sześć przecznic dalej, powrócił do codziennych zajęć, a o piątej rano wyruszył w drogę razem z falą najwcześniej dojeżdżających do pracy…

Już w porządku, powiedział sobie. Jestem bezpieczny!

Dopiero kiedy przełknął ostatni rozgrzewający łyk burbona, uświadomił sobie, że popełnił jeden straszliwy błąd. Zrozumiał natychmiast, kto niemal na pewno go zdemaskuje.

Neeve Kearny.

2

Radio włączyło się o szóstej trzydzieści. Neeve wyciągnęła prawą rękę i po omacku szukała guzika, żeby wyciszyć natrętnie wesoły głos spikera. Potem znieruchomiała, kiedy znaczenie jego słów dotarło do jej świadomości.

Na miasto spadło w nocy dwadzieścia centymetrów śniegu. Prosimy wyjeżdżać samochodem tylko w razie absolutnej konieczności. Parkowanie na ulicy zawieszone. Szkoły ogłoszą przerwę w nauce. Według prognozy śnieg będzie padał aż do późnego popołudnia.

Wspaniale, pomyślała Neeve. Opadła na poduszki i podciągnęła kołdrę pod brodę. Nie znosiła opuszczać porannego biegu. Potem skrzywiła się na myśl o przeróbkach, które dzisiaj trzeba skończyć. Dwie szwaczki mieszkają w New Jersey, więc chyba nie dojadą. Wobec tego powinna wcześnie pójść do sklepu i sprawdzić, ile roboty można zwalić na Betty, jedyną pozostałą krawcową. Betty mieszkała na rogu Osiemdziesiątej Drugiej i Drugiej Alei, więc mogła przejść piechotą sześć przecznic do sklepu bez względu na pogodę.

Z niechęcią opuściwszy przytulne ciepło łóżka, odrzuciła kołdrę, przebiegła przez pokój i sięgnęła do szafy po stary frotowy szlafrok, zabytek z czasów wypraw krzyżowych, jak twierdził jej ojciec Myles.

– Gdyby kobiety, które wyrzucają tyle pieniędzy na twoje kreacje, zobaczyły cię w tej szmacie, znowu zaczęłyby robić zakupy u Kleina.

Kleina zamknęli dwadzieścia lat temu, a zresztą, gdyby nawet zobaczyły mnie w tej szmacie, uznałyby mnie za ekscentryczkę – odparła. Wizerunek sklepu tylko by na tym zyskał.

Zawiązała pasek w talii, jak zwykle doznając przelotnego żalu, że nie odziedziczyła po matce patykowatej figury zamiast solidnej, barczystej sylwetki celtyckich przodków, i odgarnęła do tyłu kruczoczarne kędzierzawe włosy, znak firmowy rodziny Rossettich. Miała również oczy Rossettich, tęczówki barwy sherry, ciemniejsze na krawędziach, tak że odcinały się ostro od białek, wielkie i pytające pod ciemnymi rzęsami. Lecz mlecznobiała cera z garstką piegów na prostym nosie stanowiła dziedzictwo Celtów, a szerokie usta i mocne zęby pochodziły od Mylesa Kearny’ego.

Sześć lat wcześniej, kiedy skończyła studia i przekonała Mylesa, że nie zamierza się wyprowadzać, nalegał, żeby przerobiła swoją sypialnię. Po wyprawach do Sotheby’s i Christie’s zgromadziła eklektyczną kolekcję: mosiężne łóżko, antyczną szafę i komodę, wiktoriański szezlong i stary perski dywan, barwny niczym płaszcz Józefa. Narzuta, poduszki i falbanki przy łóżku były śnieżnobiałe; tapicer pokrył szezlong turkusowym aksamitem w tym samym odcieniu, który przewijał się przez dywan; śnieżnobiałe ściany stanowiły tło dla cennych obrazów i sztychów, otrzymanych od rodziny matki. „Women’s Wear Daily” sfotografował ją w tym pokoju i nazwał to pogodną elegancją w niezrównanym stylu Neeve Kearny.

Neeve wsunęła stopy w ciepłe kapcie, które Myles nazywał jej papuciami, i podniosła roletę. Stwierdziła, że synoptyk nie musiał być geniuszem, żeby zapowiadać zamieć śnieżną. Z okna pokoju w Schwab House na rogu Siedemdziesiątej Czwartej Ulicy i Riverside Drive miała widok prosto na rzekę Hudson, ale teraz ledwie dostrzegała zarysy budynków na drugim brzegu, w New Jersey. Trasa Henry Hudson Parkway była zaśnieżona i już wypełniona ostrożnie pełznącym strumieniem samochodów. Nieszczęśnicy dojeżdżający do pracy bez wątpienia wyruszyli dzisiaj wcześniej.

Myles był już w kuchni i nastawił kawę. Neeve pocałowała go w policzek i powstrzymała się od uwagi, że wygląda na bardzo zmęczonego. To znaczyło, że znowu źle spał. Gdyby tylko ustąpił i od czasu do czasu wziął pigułkę nasenną, pomyślała.