W nieunikniony sposób wypłynął temat śmierci Nicky’ego Sepettiego.
– To za łatwe dla niego, umrzeć w łóżku – oświadczył Sal, a jowialny wyraz zniknął z jego twarzy. – Po tym, co zrobił twojej ślicznej.
Neeve widziała, jak Myles zacisnął usta. Dawno temu Sal usłyszał, jak Myles, przekomarzając się, nazwał Renatę „swoją śliczną” i ku irytacji przyjaciela natychmiast to podchwycił. „Jak tam moja śliczna?”, witał Renatę. Neeve wciąż pamiętała tę chwilę na pogrzebie, kiedy wujek ukląkł przy trumnie z oczami pełnymi łez, a potem wstał, objął Mylesa i powiedział: „Spróbuj myśleć, że twoja śliczna śpi”.
Ojciec odpowiedział wtedy bezbarwnym głosem: „Ona nie śpi. Ona nie żyje. I nigdy więcej nie nazywaj jej tak, Sal. Tylko ja ją tak nazywałem”.
Wujek nigdy nie złamał zakazu – aż do tej pory. Nastąpiła chwila niezręcznego milczenia. Potem Sal przełknął resztę martini i wstał.
– Zaraz wracam – oznajmił radośnie i ruszył przez hol do gościnnej łazienki.
Devin westchnął.
– Może jest genialnym projektantem mody, ale zawsze musi coś chlapnąć.
– Pomógł mi na starcie – przypomniała im Neeve. – Gdyby nie Sal, pewnie byłabym teraz asystentką w dziale zakupów u Bloomingdale’a.
Zobaczyła minę Mylesa i ostrzegła:
– Tylko mi nie mów, że tak byłoby dla mnie lepiej.
– Nawet mi to nie przyszło do głowy.
Neeve zapaliła świeczki i przyciemniła górny żyrandol, zanim podała obiad. Pokój wypełniły miękkie cienie. Każde danie oceniano jako znakomite. Myles i biskup brali dokładki wszystkiego. Sal dokładał sobie po dwa razy.
– Mniejsza o dietę – stwierdził. – To najlepsza kuchnia na Manhattanie. Przy deserze rozmowa w nieunikniony sposób zeszła na Renatę.
– To jeden z jej przepisów – oznajmiła Neeve. – Przygotowany specjalnie dla was dwóch. Tak naprawdę dopiero zaczęłam korzystać z jej książek kucharskich i to świetna zabawa.
Myles powiedział im o możliwości kierowania Agencją do Zwalczania Narkotyków.
– Może dotrzymam ci towarzystwa w okolicach Waszyngtonu – powiedział Devin z uśmiechem i zastrzegł: – Tylko nieoficjalnie.
Sal nalegał, że pomoże Neeve sprzątnąć ze stołu, i zaofiarował się przygotować espresso. Kiedy zajął się ekspresem do kawy, Neeve wyjęła z serwantki prześliczne zielono-złote filiżaneczki, które należały do rodziny Rossettich od pokoleń.
Huk i okrzyk bólu sprowadził ich w pośpiechu do kuchni. Zbiornik ekspresu przewrócił się, zalewając blat i książkę kucharską Renaty. Sal trzymał ogniście czerwoną dłoń pod strumieniem zimnej wody. Twarz miał upiornie bladą.
– Urwała się rączka od tego cholernego pojemnika – wyjaśnił, siląc się na nonszalancki ton. – Myles, chyba próbujesz odegrać się na mnie za to, że w dzieciństwie złamałem ci rękę.
Oparzenie wyraźnie było paskudne i bolesne.
Neeve wygrzebała liście eukaliptusa, które ojciec zawsze trzymał pod ręką na wypadek oparzeń. Osuszyła dłoń Sala, obłożyła liśćmi i owinęła miękką lnianą ściereczką. Potem biskup postawił zbiornik prosto i zaczął zbierać szmatą wodę z podłogi. Myles wycierał książkę. Neeve zobaczyła wyraz jego oczu, kiedy oglądał szkice Renaty, teraz całkiem zmoczone i zaplamione.
Sal również to zauważył. Wyrwał rękę opatrywaną przez Neeve.
– Myles, na Boga, przepraszam.
Ten otrząsnął książkę nad zlewem, osuszył z plam kawy, owinął ręcznikiem i ostrożnie położył na lodówce.
– Za co masz przepraszać, do cholery? Neeve, nigdy przedtem nie widziałem tego przeklętego ekspresu. Skąd go masz?
Neeve nastawiła świeżą kawę w starym dzbanku.
– To prezent – wyznała niechętnie. – Ethel Lambston przysłała ci go na Gwiazdkę po tym, jak była u nas na przyjęciu.
Devin Stanton spojrzał zaskoczony, kiedy Myles, Neeve i Sal parsknęli ironicznym śmiechem.
– Wyjaśnię to, jak usiądziemy, wasza wielebność – obiecała Neeve. Mój Boże, nawet podczas obiadu ani na chwilę nie mogę się uwolnić od Ethel.
Przy kawie espresso z sambuccą opowiedziała o tajemniczym zniknięciu pisarki. Myles skomentował:
– Oby tylko się nie znalazła.
Starając się nie krzywić z bólu w ręce, szybko pokrywającej się pęcherzami, Sal nalał sobie drugi kieliszek sambucki i powiedział:
– Na Siódmej Alei nie ma ani jednego projektanta, którego nie zamęczała swoim artykułem. Odpowiadając na twoje pytanie, Neeve, zadzwoniła do mnie w zeszłym tygodniu i nalegała, żeby ją połączono. Właśnie mieliśmy spotkanie. Zadała mi kilka pytań w rodzaju: „Czy to prawda, że bił pan rekordy w hokeju w szkole średniej imienia Krzysztofa Kolumba?”.
Neeve wytrzeszczyła na niego oczy.
– Chyba żartujesz.
– Wcale nie żartuję. Domyślam się, że artykuł Ethel miał zdemaskować wszystkie historyjki, za które projektanci płacą dziennikarzom, żeby mydlili ludziom oczy. Może to wystrzałowy temat na artykuł, ale nie wmawiaj mi, że książka byłaby warta pół miliona zielonych! To się nie mieści w głowie.
Neeve miała już zdradzić, że Ethel wcale nie dostała takiej zaliczki, ale ugryzła się w język. Jack Campbell na pewno nie chciał, żeby to się rozniosło.
– Nawiasem mówiąc – dodał Sal – podobno twój cynk o nielegalnych szwalniach Steubera narobił niezłego smrodu. Neeve, trzymaj się z dala od tego faceta.
– Co to ma znaczyć? – zapytał ostro Myles.
Neeve nie powiedziała ojcu, że Gordon Steuber rzekomo przez nią mógł stanąć przed sądem. Potrząsnęła głową w stronę wujka.
– To projektant, od którego przestałam kupować ubrania, gdyż nie podoba mi się jego sposób prowadzenia interesów. – Zwróciła się do Sala: – Dalej twierdzę, że jest coś dziwnego w zniknięciu Ethel. Wiesz, że tylko u mnie kupowała stroje, a wszystkie jej zimowe płaszcze wiszą w szafie.
Ten wzruszył ramionami.
– Neeve, szczerze mówiąc, Ethel jest taka postrzelona, że pewnie wybiegła na mróz bez płaszcza i nawet tego nie zauważyła. Tylko zaczekaj. Zobaczysz, że pojawi się w jakiejś szmacie kupionej z wieszaka w J. C. Penney.
Myles się roześmiał. Neeve pokręciła głową.
– Bardzo mi pomogłeś.
Zanim wstali od stołu, Devin Stanton odmówił modlitwę.
– Dziękujemy ci, Panie, za ten pyszny posiłek, za piękną młodą kobietę, która go przygotowała, i prosimy o błogosławieństwo dla duszy Renaty, którą wszyscy kochaliśmy.
– Dziękuję ci, Dev. – Myles dotknął dłoni biskupa, a potem parsknął śmiechem. – Gdyby tu była, kazałaby ci sprzątnąć kuchnię, Sal, bo narobiłeś bałaganu.
Po wyjściu gości Neeve z Mylesem wstawili naczynia do zmywarki i pozmywali garnki i patelnie w przyjaznym milczeniu. Neeve podniosła winowajcę – pojemnik od ekspresu.
– Lepiej go wyrzucę, zanim znowu kogoś poparzy – stwierdziła.
– Nie, zostaw – zaprotestował Myles. – Wygląda na kosztowny. Naprawię go któregoś dnia podczas oglądania „Ryzykownej gry”.
Ryzykowna gra. Neeve miała wrażenie, że te słowa zawisły w powietrzu. Niecierpliwie potrząsnęła głową, zgasiła światło w kuchni i pocałowała ojca na dobranoc. Rozejrzała się, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Światło z korytarza wpadało do gabinetu i Neeve zamrugała, kiedy zatrzymała wzrok na pomarszczonych, poplamionych stronicach książki kucharskiej Renaty, którą Myles położył na swoim biurku.