Выбрать главу

– Takie wyjaśnienie narzuca się samo – przyznał Myles. – Chociaż, prawdę mówiąc, jakoś mi się wydaje, że wyznanie na łożu śmierci dla oczyszczenia duszy byłoby bardziej w stylu Nicky’ego. – Głos mu się załamał. – Muszę kończyć, Neeve zaraz wróci. Czeka nas nieprzyjemny obowiązek sprawdzenia, czy ubranie Ethel pochodzi z jej sklepu.

– Ze względu na nią mam nadzieję, że nie – odrzekł Sal. – Twoja córka nie potrzebuje takiej reklamy. Powiedz Neeve, że jeśli nie będzie uważać, ludzie zaczną mówić, że nie chcą umierać w jej ciuchach. A tylko tyle potrzeba, żeby upadła legenda Salonu Neeve.

O trzeciej Jack Campbell stanął przed drzwiami mieszkania numer 16B w Schwab House. Po powrocie ze sklepu Neeve zmieniła swój granatowy kostium od Adele Simpson na czerwono-czarny kraciasty sweter do bioder i spodnie. Efekt arlekina podkreślały kolczyki, które zaprojektowała do tego stroju: maski komedii i tragedii w onyksie z granatami.

– Jej ulubiona szachownica – oznajmił sucho Myles, podając rękę Jackowi.

Neeve wzruszyła ramionami.

– Myles, wiesz co? Nie palę się do tego, co nas czeka. Ale myślę, że Ethel będzie zadowolona, jeśli przyjdę w nowym stroju porozmawiać o ubraniu, które nosiła w chwili śmierci. Ty po prostu nie rozumiesz, ile radości sprawiały jej te szmatki.

Gabinet rozświetlały ostatnie promienie słońca. Prognoza pogody trafiła w dziesiątkę: nad rzeką Hudson zbierały się chmury. Jack rozejrzał się, z uznaniem odnotowując szczegóły, których nie zauważył poprzedniego wieczoru. Piękny pejzaż wzgórz Toskanii wiszący na ścianie po lewej stronie kominka. Oprawiona sepiowa fotografia niemowlęcia w ramionach młodej ciemnowłosej kobiety o urzekająco pięknej twarzy. Na pewno Neeve ze swoją matką. Zastanowił się, jak to jest stracić ukochaną kobietę na skutek morderstwa. Nie do zniesienia.

Zauważył, że Neeve i jej ojciec mierzą się wzrokiem z dokładnie tym samym wyrazem twarzy. Podobieństwo było tak silne, że z trudem powstrzymał uśmiech. Wyczuwał, że ta dyskusja o modzie trwa pomiędzy nimi od dawna, więc wolał nie pchać palca między drzwi. Podszedł do okna, gdzie wystawiono na słońce jakąś najwidoczniej zniszczoną książkę.

Myles zaparzył świeży dzbanek kawy i napełnił ładne porcelanowe kubki od Tiffany’ego.

– Neeve, coś ci powiem – zaczął. – Twoja przyjaciółka Ethel nie zapłaci już bajońskich sum za wymyślne stroje. Teraz leży na noszach w kostnicy, jak ją Bóg stworzył, z plakietką przyczepioną do dużego palca u nogi.

– Czy w ten sposób skończyła mama? – zapytała Neeve stłumionym głosem, kipiącym od furii. Potem gwałtownie wciągnęła powietrze, podbiegła do ojca i chwyciła go za ramiona. – Och, Myles, przepraszam. Nie powinnam wygadywać takich podłych, okropnych rzeczy.

Jej ojciec stał nieruchomo jak posąg, z dzbankiem kawy w ręku. Minęło długie dwadzieścia sekund.

– Tak – powiedział – twoja matka skończyła dokładnie w ten sposób. I oboje nie powinniśmy wygadywać takich podłych rzeczy. – Odwrócił się do Jacka. – Wybacz tę rodzinną sprzeczkę. Moja córka została obdarzona błogosławieństwem albo przekleństwem włoskiego temperamentu połączonego z irlandzką drażliwością. Ze swojej strony nigdy nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego kobiety robią tyle zamieszania wokół strojów. Moja matka, niech jej ziemia lekką będzie, robiła wszystkie zakupy u Alexandra na Fordham Road, nosiła podomki na co dzień i drukowane sukienki w kwiaty na niedzielne msze i bankiety Policyjnego Towarzystwa Śpiewaczego. Prowadziłem interesujące dyskusje na ten temat z Neeve, a wcześniej z jej matką.

– Tyle zrozumiałem. – Jack wziął kubek z tacy, którą podsunął mu gospodarz. – Cieszę się, że ktoś jeszcze pije za dużo kawy.

– Whisky albo kieliszek wina pewnie zrobiłyby nam lepiej – zauważył Myles. – Ale zostawimy to na później. Mam butelkę doskonałego burgunda, który nas rozgrzeje w odpowiedniej porze, pomimo wszystkiego, co mi mówił lekarz. – Podszedł do stojaka z winami w dolnej części regału i wyciągnął butelkę. – Dawniej nie odróżniałem jednego wina od drugiego – wyznał Jackowi. – Ojciec mojej żony miał naprawdę wspaniałą piwnicę, toteż Renata dorastała w domu konesera. Nauczyła mnie dużo o winie. Nauczyła mnie wielu rzeczy, które straciłem gdzieś po drodze. Wskazał książkę leżącą na parapecie. – To należało do niej. Zamokła nam niedawno. Można ją jakoś odratować?

Jack podniósł książkę.

– Co za szkoda – powiedział. – Te szkice pewnie były urocze. Ma pan szkło powiększające?

– Gdzieś tam jest.

Neeve przeszukała biurko ojca i znalazła lupę. Patrzyła razem z Mylesem, jak Jack oglądał poplamione i pomarszczone kartki.

– Szkice właściwie się nie rozmazały – stwierdził Campbell. – Wie pan co? Popytam u siebie w pracy, czy nie znają jakiegoś dobrego renowatora. – Oddał szkło powiększające Mylesowi. – A przy okazji wątpię, czy wystawianie jej na słońce to najlepszy pomysł.

Gospodarz położył lupę i książkę na biurku.

– Będę wdzięczny za każdą pomoc. Teraz powinniśmy już jechać.

Wszyscy troje usiedli na przednim siedzeniu sześcioletniego lincolna limuzyny Mylesa. Właściciel prowadził auto. Jack Campbell niedbale przerzucił ramię przez oparcie fotela. Neeve próbowała nie myśleć o jego bliskości, próbowała nie opierać się o niego, kiedy samochód zjeżdżał po ślimacznicy z Henry Hudson Parkway na most Jerzego Waszyngtona.

Jack dotknął jej ramienia.

– Spokojnie – powiedział. – Nie gryzę.

Biuro prokuratora okręgowego w okręgu Rockland przypominało inne typowe biura prokuratora w całym kraju. Ciasne. Stare niewygodne meble. Stosy akt na szafkach i biurkach. Przegrzane pokoje albo lodowate przeciągi tam, gdzie pootwierano okna.

Czekali na nich dwaj detektywi z brygady zabójstw. Neeve zauważyła, że Myles nagle się zmienił, gdy tylko wszedł do budynku. Mocniej zaciskał szczęki i wydawał się wyższy. W jego niebieskich oczach pojawił się twardy błysk.

– Jest w swoim żywiole – szepnęła do Jacka Campbella. – Nie wiem, jak wytrzymał bezczynność ostatniego roku.

– Prokurator okręgowy chciałby z panem porozmawiać, panie komisarzu. – Detektywi najwyraźniej zdawali sobie sprawę, że mają do czynienia z najdłużej sprawującym urząd i najbardziej szanowanym szefem policji Nowego Jorku.

Prokurator okręgowy Myra Bradley była atrakcyjną młodą kobietą w wieku najwyżej trzydziestu sześciu, trzydziestu siedmiu lat. Neeve rozkoszowała się zdumioną miną ojca. Boże, ale z ciebie męski szowinista, pomyślała. Na pewno wiedziałeś, że Myra Bradley została wybrana w zeszłym roku, lecz wyrzuciłeś to ze świadomości.

Myles przedstawił ją i Jacka, Myra wskazała im krzesła i przeszła do rzeczy.

– Jak państwo się orientują – zaczęła – powstaje kwestia jurysdykcji. Wiemy, że zwłoki zostały przeniesione, ale nie wiemy, skąd je zabrano. Mogła zostać zamordowana w parku, półtora metra od miejsca, gdzie ją znaleziono. W takim przypadku przejmujemy śledztwo. – Wskazała akta leżące na biurku. – Według opinii lekarza śmierć nastąpiła wskutek silnego ciosu ostrym narzędziem, które przecięło żyłę szyjną i rozpłatało tchawicę. Mogła stawiać opór. Miała posiniaczoną szczękę i szramę na policzku. Muszę dodać, że to cud, iż nie dobrały się do niej zwierzęta. Pewnie dlatego, że ciało przykryto dokładnie kamieniami. Nie mieliśmy jej znaleźć. Ukrycie tam zwłok wymagało starannego zaplanowania całej sprawy.

– Więc szukacie kogoś, kto zna teren – powiedział Myles.

– Właśnie. Nie ma szans na określenie dokładnego czasu zgonu, ale jak wynika z zeznań jej bratanka, nie stawiła się na spotkanie z nim w poprzedni piątek, osiem dni temu. Ciało jest całkiem dobrze zachowane a po sprawdzeniu pogody okazało się, że fala mrozów nadeszła dziewięć dni temu, w czwartek. Więc jeśli Ethel Lambston zginęła w czwartek lub w piątek i pochowano ją zaraz potem, zimno zahamowało rozkład zwłok. Neeve siedziała po prawej stronie biurka pani prokurator. Jack zajmował krzesło obok niej. Wzdrygnęła się mimo woli i poczuła jego ramię na oparciu krzesła. Gdyby tylko pamiętała o urodzinach Ethel – próbowała odepchnąć tę myśl i skupić się na słowach Myry Bradley.