Zanim przyszli detektywi, męczył się z decyzją, czy zostawić banknoty poutykane w mieszkaniu. Jeśli ich nie będzie, kto powie, że Ethel wszystkich nie wydała?
Ktoś powie. Ta stuknięta smarkata, która przychodziła sprzątać, mogła zauważyć setki, które odłożył na miejsce.
W końcu Douglas postanowił nie robić absolutnie nic. Pozwoli glinom znaleźć banknoty. Jeśli Seamus albo jego żona spróbują go oskarżyć, nazwie ich kłamcami. Nieco pocieszony tym postanowieniem, Doug zwrócił myśli ku przyszłości. Teraz to było jego mieszkanie. Pieniądze ciotki należały do niego. Pozbędzie się tych wszystkich głupich szmat i dodatków, A nosić z A, B nosić z B. Może spakuje wszystko w należytym porządku i wyrzuci na śmietnik? Ta myśl wywołała ponury uśmiech. Ale nie ma sensu niczego marnować. Warto odzyskać trochę forsy, którą Ethel wyrzuciła na te ciuchy. Znajdzie dobry sklep z używaną odzieżą i sprzeda wszystko.
Ubierając się w sobotę rano, umyślnie wybrał ciemnoniebieskie spodnie i brązową sportową koszulę z długimi rękawami. Chciał, by jego strój sprawiał wrażenie dyskretnej żałoby. Z niewyspania miał podkrążone oczy. Dzisiaj to przemawiało na jego korzyść.
Detektywi przeszukali biurko Ethel. Patrzył, jak otwierają segregator z napisem: „ważne dokumenty”. Testament. Wciąż nie mógł zdecydować, czy powinien się przyznać, że go widział. Detektyw skończył czytać i podniósł wzrok na młodego człowieka.
– Czytał pan to? – zapytał niedbałym tonem. W jednej chwili Douglas podjął decyzję.
– Nie. To papiery mojej ciotki.
– Nigdy nie mówiła panu o swoim testamencie? Doug zdobył się na smętny uśmiech.
– Często sobie żartowała. Mówiła, że gdyby tylko mogła zapisać mi w spadku swoje alimenty, byłbym urządzony do końca życia.
– Więc pan nie wiedział, że zostawiła panu dużo pieniędzy? Douglas zatoczył ręką po mieszkaniu.
– Nie przypuszczałem, że ciotka Ethel miała dużo pieniędzy. Kupiła to mieszkanie, które musiało ją sporo kosztować. Dobrze zarabiała jako pisarka, ale nie zbiła majątku.
– Widocznie była bardzo oszczędna. – Detektyw obchodził się z testamentem w rękawiczkach, trzymając za sam brzeżek papieru. Ku przerażeniu młodego człowieka zawołał specjalistę od daktyloskopii, – Zdejmij odciski.
Pięć minut później, nerwowo wykręcając ręce, Douglas potwierdził, a następnie zaprzeczył, jakoby wiedział o banknotach studolarowych, które znaleziono ukryte w mieszkaniu. Żeby odwrócić uwagę gliniarzy od tego tematu, wyjaśnił, że do wczoraj nie odbierał telefonów.
– Dlaczego? – Detektyw O’Brien przejął dowodzenie. Pytanie rozcięło powietrze jak brzytwa.
– Ciotka była dziwna. Raz odebrałem telefon, kiedy byłem u niej z wizytą, i zmyła mi głowę. Powiedziała, że to nie mój interes, kto do niej dzwoni. Ale wczoraj pomyślałem, że może chce się ze mną skontaktować. Więc zacząłem odbierać telefony.
– Nie mogła zadzwonić do pana do pracy?
– Nie pomyślałem o tym.
– A pierwszy telefon, który pan odebrał, był z pogróżkami. Co za zbieg okoliczności, że ktoś zadzwonił do pana niemal w tej samej chwili, kiedy znaleziono ciało. – O’Brien nagle przerwał przesłuchanie. – Panie Douglas, czy zamierza pan zostać w tym mieszkaniu?
– Tak.
– Jutro przyjdziemy tu z panną Neeve Kearny. Przejrzy szafę pani Lambston, żeby sprawdzić, jakich ubrań brakuje. Chcielibyśmy znowu z panem porozmawiać. Będzie pan w domu.
To nie było żądanie. To było beznamiętne stwierdzenie faktu. Z jakiegoś powodu Douglas nie poczuł ulgi, że przesłuchanie dobiegło końca. A potem jego obawy zostały potwierdzone. O’Brien dodał:
– Może wezwiemy pana na komendę. Damy panu znać. Wychodząc, zabrali ze sobą plastikowe torby pełne kurzu, testament Ethel, terminarz i mały wschodni dywanik. Zanim zamknęli za sobą drzwi, Douglas zdążył usłyszeć, jak jeden z nich mówi:
– Choćbyś pękł, nigdy nie wyczyścisz całej krwi z dywanu.
W szpitalu Świętego Wincentego Tony Vitale wciąż przebywał na oddziale intensywnej opieki, nadal w stanie krytycznym. Lecz główny chirurg zapewniał rodziców: „On jest młody i twardy. Wierzymy, że się wyliże”.
Spowity w bandaże, które okrywały rany postrzałowe głowy, ramienia, nóg i klatki piersiowej, z kroplówką sączącą się do żył, z elektronicznymi monitorami śledzącymi każdą fizyczną zmianę, z plastikowymi rurkami w nozdrzach, Tony wypłynął ze stanu głębokiej komy i częściowo odzyskał świadomość. Wracały ostatnie chwile. Nicky Sepetti przewiercał go wzrokiem. Wiedział, że Nicky podejrzewa, że Machado jest wtyka. Powinien jechać prosto na komendę zamiast zatrzymywać się, żeby zadzwonić. Powinien się domyślić, że został zdemaskowany.
Tony ześliznął się w ciemność.
W kolejnym przebłysku świadomości usłyszał głos lekarza:
– Codziennie wykazuje niewielką poprawę.
Codziennie! Jak długo tutaj leżał? Próbował się odezwać, ale nie wydobył z gardła żadnego dźwięku.
Nicky wrzeszczał, walił pięścią w stół i rozkazywał im odwołać kontrakt.
Joey powiedział, że to niemożliwe.
Potem Nicky chciał wiedzieć, kto zlecił tę robotę.
– …ktoś napuścił gliny – mówił tamten. – Zepsuł mu interes. Teraz federalni depczą mu po piętach…
Potem Joey podał nazwisko.
Dryfując z powrotem w nieświadomość, Tony przypomniał je sobie.
Gordon Steuber.
W dwudziestym komisariacie przy Zachodniej Osiemdziesiątej Drugiej czekał Seamus, z okrągłą bladą twarzą wilgotną od potu. Próbował przypomnieć sobie wszystkie ostrzeżenia, których udzieliła mu Ruth, i to, co kazała mu mówić.
Wszystko mu się pomieszało.
Siedział w brzydkim, surowym pokoju. Stół konferencyjny z blatem poznaczonym wypalonymi śladami po papierosach. Drewniane krzesła. To, na którym siedział, uwierało go w krzyż. Brudne okno wychodziło na boczną uliczkę. Ruch na zewnątrz był straszny: samochody, autobusy i taksówki trąbiły. Policyjne auta otaczały budynek pierścieniem.
Jak długo będą go tutaj trzymać?
Upłynęło następne pół godziny, zanim zjawili się dwaj detektywi. Za nimi weszła sądowa stenografka i przycupnęła na krześle za plecami Seamusa. Odwrócił się i patrzył, jak ustawiała sobie na kolanach maszynę stenograficzną.
Starszy detektyw nazywał się O’Brien. Przedstawił siebie i swojego partnera z baru, Steve’a Gomeza.
Seamus spodziewał się, że odczytają mu jego prawa, przeżył jednak szok, kiedy musiał ich wysłuchać, a potem O’Brien podał mu wydrukowany papier i kazał przeczytać. Zapytany, czy zrozumiał swoje prawa, Seamus kiwnął głową. Tak. Czy żąda obecności swojego adwokata? Nie. Czy jest świadomy, że w każdej chwili może przestać odpowiadać na pytania? Tak. Czy zdaje sobie sprawę, że wszystko, co powie, może zostać użyte przeciwko niemu?
– Tak – szepnął.
Zachowanie O’Briena zmieniło się na odrobinę cieplejsze. Przybrał życzliwszy ton głosu.
– Panie Lambston, mam obowiązek poinformować pana, że jest pan podejrzany w związku ze śmiercią pańskiej byłej żony, Ethel Lambston.
Ethel nie żyje. Koniec z płaceniem alimentów. Koniec z pętlą na gardle. Czy może pętla dopiero się zaciska? Widział jej ręce atakujące go jak szpony, widział jej twarz, kiedy upadła na wznak, widział, jak dźwignęła się i dosięgła noża do otwierania listów. Czuł na dłoniach lepką wilgoć jej krwi.