Mężczyzna przełknął ślinę. Próbował przybrać zamyśloną minę. Nóż do otwierania listów leżał na biurku w piątek rano. Nikt tu nie wchodził oprócz Ruth Lambston.
Ruth Lambston. Groziła, że doniesie policji, iż Ethel zamierzała go wydziedziczyć. Ale on już powiedział glinom, że Ethel zawsze znajdowała pieniądze, o kradzież których go oskarżała. To była genialna odpowiedź. Ale czy teraz powinien im powiedzieć o Ruth, czy skłamać, że nic nie wie?
O’Brien powtórzył pytanie, tym razem z naciskiem. Douglas zdecydował, że najwyższa pora odwrócić od siebie uwagę glin.
– W piątek po południu przyszła tutaj Ruth Lambston. Zabrała z powrotem list, który Seamus zostawił dla Ethel. Groziła, że powie wam, że ciotka gniewała się na mnie, jeśli pisnę choćby słówko o Seamusie. – Zrobił przerwę i dokończył niewinnym tonem: – Ten nóż do otwierania listów leżał na biurku, kiedy przyszła. Stała obok biurka, kiedy wyszedłem do sypialni. Nie widziałem go od piątku. Lepiej ją zapytajcie, dlaczego postanowiła ukraść sztylet.
W sobotę po południu, kiedy Ruth odebrała rozpaczliwy telefon od Seamusa, złapała w domu kierowniczkę działu personalnego ze swojej firmy. To ona wysłała adwokata, Roberta Lane’a, na posterunek policji.
Kiedy prawnik przywiózł Seamusa do domu, Ruth była pewna, że mąż zaraz dostanie ataku serca. Chciała go zabrać na ostry dyżur do szpitala. Seamus stawiał zacięty opór, ale zgodził się położyć do łóżka. Z zaczerwienionymi oczami, pełnymi łez, poczłapał do sypialni jak złamany, zrozpaczony cień człowieka.
Lane czekał w salonie, żeby porozmawiać z Ruth.
– Nie jestem adwokatem od spraw kryminalnych – oznajmił bez ogródek. – A pani mąż będzie potrzebował dobrego obrońcy.
Ruth przytaknęła.
– Z tego, co mi powiedział w taksówce, ma szansę na uniewinnienie albo zmniejszony wymiar kary, jeśli zgłosi przejściową niepoczytalność.
Ruth zamarła.
– Przyznał się, że ją zabił?
– Nie. Powiedział mi, że ją uderzył, ona sięgnęła po nóż do otwierania listów, on wyrwał jej sztylet i podczas szamotaniny drasnął ją w policzek. Powiedział mi też, że wynajął jakiegoś typa przesiadującego w barze, żeby dzwonił do Ethel z pogróżkami.
Ruth poczuła, że wargi jej drętwieją.
– Dowiedziałam się tego dopiero wczoraj wieczorem. Lane wzruszył ramionami.
– Pani mąż nie wytrzyma intensywnego przesłuchania. Radzę, żeby zażądał mniejszej kary w zamian za przyznanie się do winy. Pani wierzy, że on ją zabił, prawda?
– Tak, wierzę. Lane wstał.
– Jak mówiłem, nie jestem adwokatem od spraw kryminalnych, ale popytam i spróbuję kogoś znaleźć dla pani. Przykro mi.
Przez długie godziny Ruth siedziała pogrążona w milczeniu, w milczeniu całkowitej rozpaczy. O dziesiątej obejrzała wiadomości i usłyszała, że były mąż Ethel Lambston został przesłuchany w sprawie jej śmierci. Zerwała się z miejsca i pobiegła wyłączyć telewizor.
Wydarzenia z ostatniego tygodnia przewijały się w jej myślach jak taśma wideo nastawiona na ciągłe odtwarzanie. Dziesięć dni temu łzawy telefon od Jeannie: „Mamo, byłam taka upokorzona. Czek nie miał pokrycia. Kwestor mnie wezwał…” – od tego wszystko się zaczęło. Ruth pamiętała, jak wrzeszczała i wymyślała mężowi. Popchnęłam go poza granice szaleństwa, pomyślała.
Zmniejszony wymiar kary. Co to znaczy? Zabójstwo? Ile lat? Piętnaście? Dwadzieścia? Ale przecież pogrzebał jej ciało. Zadał sobie tyle trudu, żeby ukryć zbrodnię. Jakim cudem zachował potrzebny spokój?
Spokojny? Seamus? Ze sztyletem w dłoni, wpatrujący się w kobietę, której poderżnął gardło? Niemożliwe.
Napłynęło nowe wspomnienie, dawny żart rodzinny z czasów, kiedy jeszcze potrafili żartować. Seamus wszedł na salę porodową, kiedy urodziła się Marcy. I zemdlał. Na widok krwi padł jak kłoda. „Bardziej troszczyli się o twojego ojca niż o mnie i ciebie, opowiadała córce Ruth. Wtedy po raz pierwszy i ostatni pozwoliłam ojcu wejść na salę porodową. Lepiej, żeby stawiał drinki w barze niż plątał się pod nogami lekarzom”.
Seamus patrzy na strumień krwi tryskający z gardła Ethel, wkłada ciało do plastikowego worka i wynosi je ukradkiem z mieszkania. W wiadomościach podano, że z ubrania Ethel oderwano metki. Seamus z zimną krwią usunął metki, a potem zakopał zwłoki w tej jaskini w parku? To po prostu niemożliwe, pomyślała.
Ale jeśli nie zabił Ethel, jeśli naprawdę zostawił ją żywą, Ruth szorując i wyrzucając sztylet mogła zniszczyć jedyny dowód prowadzący do kogoś innego…
Nie chciała nawet brać pod uwagę tak przytłaczającej możliwości. Ze znużeniem wstała i przeszła do sypialni. Seamus oddychał nieregularnie, ale się poruszył.
– Ruth, zostań ze mną.
Położyła się obok niego, a on objął ją i zasnął z głową na jej ramieniu.
O trzeciej wciąż jeszcze nie mogła się zdecydować, co robić. Potem, jakby w odpowiedzi na bezgłośną modlitwę, przypomniała sobie, że często spotykała w supermarkecie byłego komisarza policji Kearny’ego. Zawsze tak miło się uśmiechał i mówił: „Dzień dobry”. Raz, kiedy pękła jej torba z zakupami, zatrzymał się i pomógł pozbierać porozrzucane rzeczy. Instynktownie go polubiła, chociaż sam widok Kearny’ego przypominał jej, że część pieniędzy z alimentów trafiała do eleganckiego sklepu jego córki.
Kearny’owie mieszkali w Schwab House przy Siedemdziesiątej Czwartej. Jutro pójdą tam oboje z Seamusem i poproszą o rozmowę z komisarzem. On będzie wiedział, co trzeba zrobić. Jemu mogła zaufać. Ruth wreszcie zasnęła, powtarzając w myślach: Muszę komuś zaufać.
Po raz pierwszy od lat przespała niedzielny poranek. Kiedy dźwignęła się na łokciu i spojrzała na zegarek, wskazywał kwadrans po dwunastej. Promienie słońca wpadały do pokoju przez źle dopasowane rolety kupione na wyprzedaży. Spojrzała na Seamusa. We śnie stracił ten udręczony, bojaźliwy wyraz twarzy, który tak ją irytował. Regularne rysy zachowały ślady dawnej atrakcyjności. Dziewczynki odziedziczyły po nim urodę, pomyślała Ruth, i poczucie humoru. W dawnych czasach Seamus był dowcipny i błyskotliwy. A potem zaczął się upadek. Czynsz za bar wzrósł astronomicznie, dzielnica zrobiła się elegancka, a starzy bywalcy znikali jeden za drugim. I co miesiąc czek z alimentami.
Ruth wyśliznęła się z łóżka i podeszła do biurka. Słońce bezlitośnie obnażało blizny i zadrapania na drewnie. Próbowała po cichu otworzyć szufladę, która zacięła się i zaprotestowała skrzypieniem. Seamus poruszył się we śnie.
– Ruth.
– Śpij dalej – powiedziała łagodnie. – Zawołam cię na śniadanie. Telefon zabrzęczał akurat wtedy, kiedy zdejmowała bekon z rusztu. Dzwoniły dziewczynki. Dowiedziały się o Ethel. Marcy, najstarsza, powiedziała:
– Mamo, żałujemy jej, ale to znaczy, że tata jest wolny, prawda? Ruth zdobyła się na pogodny ton.
– Na to wygląda. Jeszcze nie możemy do tego przywyknąć. Zawołała Seamusa, który podszedł do telefonu. Widziała, z jakim wysiłkiem starał się rozmawiać normalnie.
– To okropne cieszyć się z czyjejś śmierci, ale przynajmniej uwolniłem się od ciężaru finansowego. A co tam u was? Mam nadzieję, że nie podrywacie żadnych nowych chłopaków.
Ruth przygotowała świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy, bekon, jajecznicę, grzanki i kawę. Zaczekała, aż mąż skończył jeść, i nalała mu drugą filiżankę kawy. Potem usiadła naprzeciwko, po drugiej stronie ciężkiego dębowego stołu w jadalni, niechcianego prezentu od niezamężnej ciotki Seamusa, i powiedziała:
– Musimy porozmawiać.
Oparła łokcie na stole, splotła ręce pod brodą, dostrzegła własne odbicie w poplamionym lustrze nad kredensem z porcelaną i przez ulotną chwilę pomyślała, że wygląda jak zaniedbana kura domowa. Miała na sobie wypłowiałą podomkę; zawsze delikatne jasnobrązowe włosy zrobiły się teraz rzadkie i mysie; w okrągłych okularach jej mała twarz wydawała się skurczona. Ruth odsunęła te uboczne myśli i mówiła dalej: