– Kiedy mi powiedziałeś, że uderzyłeś Ethel i drasnąłeś ją nożem do otwierania listów, a także opłaciłeś kogoś, żeby jej groził, wierzyłam, że posunąłeś się o krok dalej. Wierzyłam, że ją zabiłeś.
Seamus wbił wzrok w swoją filiżankę kawy. Myślałby kto, że tam się kryją sekrety wszechświata, pomyślała Ruth. Potem wyprostował się i spojrzał jej prosto w oczy. Zupełnie jakby dobrze przespana noc, rozmowa z córkami i porządne śniadanie postawiły go na nogi.
– Nie zabiłem Ethel – oświadczył. – Przestraszyłem ją tylko. Cholera, sam się też przestraszyłem. Nie wiedziałem, że ją uderzę, ale to chyba zadziałał odruch. Zacięła się, bo sięgnęła po nóż do otwierania listów. Wyrwałem go jej i rzuciłem z powrotem na biurko. Ale ona się bała. I wtedy powiedziała: „Już dobrze, dobrze. Możesz sobie zatrzymać te przeklęte alimenty”.
– To było w czwartek po południu – przypomniała Ruth.
– W czwartek około drugiej. Wiesz, jak pusto jest wtedy w barze. Pamiętasz, jak się wściekałaś z powodu czeku bez pokrycia. Wyszedłem z baru około wpół do drugiej. Dań tam był. On to potwierdzi.
– Wróciłeś potem do baru?
Seamus dopił kawę i odstawił filiżankę na spodek.
– Tak, musiałem. Potem wróciłem do domu, upiłem się i nie trzeźwiałem przez cały weekend.
– Z kim się spotykałeś? Wychodziłeś po gazetę?
Seamus uśmiechnął się pustym, pozbawionym wesołości uśmiechem.
– Nie byłem w nastroju do czytania.
Czekał na jej reakcję i Ruth zobaczyła, jak nieśmiała nadzieja zakwita na jego twarzy.
– Wierzysz mi – stwierdził ze zdziwieniem i pokorą.
– Nie wierzyłam ci wczoraj ani w piątek – odpowiedziała. – Ale teraz ci wierzę. Do wielu rzeczy jesteś zdolny, a do wielu nie, ale wiem, że nie złapałbyś noża ani sztyletu i nie poderżnąłbyś nikomu gardła.
– Wspaniałego męża sobie wzięłaś – zauważył cicho Seamus.
– Mogłam trafić gorzej – odparła Ruth energicznym tonem. – Teraz do rzeczy. Nie podoba mi się ten prawnik i sam przyznał, że potrzebujesz innego obrońcy. Chcę czegoś spróbować. Po raz ostatni przysięgnij na swoje życie, że nie zabiłeś Ethel.
– Przysięgam na własne życie. – Seamus się zawahał. – Na życie moich trzech córek.
– Potrzebujemy pomocy. Prawdziwej pomocy. Oglądałam wiadomości wczoraj wieczorem. Mówili o tobie. Że cię przesłuchiwano. Koniecznie chcą udowodnić, że to zrobiłeś. Musimy powiedzieć całą prawdę komuś, kto nam poradzi, co robić, albo pośle nas do odpowiedniego adwokata.
Przez całe popołudnie Ruth dyskutowała, argumentowała, tłumaczyła i namawiała, zanim Seamus się zgodził. O wpół do piątej oboje włożyli swoje praktyczne stare okrycia – sylwetka Ruth wydawała się jeszcze bardziej krępa i zwarta, a płaszcz Seamusa opinał się na wysokości środkowego guzika – i przeszli piechotą trzy przecznice do Schwab House. Po drodze niewiele rozmawiali. Chociaż panował ziąb nietypowy dla tej pory roku, ludzie korzystali ze słonecznej pogody. Małe dzieci z balonikami w rączkach, prowadzone przez wymęczonych rodziców, wywołały uśmiech na twarzy Seamusa.
– Pamiętasz, jak zabieraliśmy dziewczynki do zoo w niedzielne popołudnia? Miło, że znowu je otworzyli.
Portier w Schwab House powiedział im, że komisarz i panna Kearny wyszli. Ruth z wahaniem zapytała, czy mogą zaczekać. Przez pół godziny siedzieli obok siebie na sofie w westybulu i zaczęła już wątpić, czy słusznie zrobili, przychodząc tutaj. Chciała właśnie wyjść, kiedy portier otworzył drzwi i wpuścił czteroosobową grupę: Kearnych i dwoje obcych.
Ruth pośpieszyła im na spotkanie, zanim straciła resztki odwagi.
– Myles, żałuję, że nie chciałeś z nimi porozmawiać.
Cała trójka była w kuchni. Jack robił sałatkę, Neeve rozmrażała resztki sosu do makaronu z czwartkowego obiadu. Myles przygotowywał bardzo wytrawne martini dla siebie i Jacka.
– Neeve, to absolutnie wykluczone, żebym wysłuchiwał ich zwierzeń. Przecież jesteś świadkiem w tej sprawie. Jeśli pozwolę mu powiedzieć, że zabił Ethel podczas sprzeczki, mam moralny obowiązek zameldować o tym.
– Z pewnością nie to chciał powiedzieć.
– Tak czy inaczej, mogę cię zapewnić, że Seamusa Lanibstona i jego żonę Ruth czeka ciężkie przesłuchanie na komendzie. Nie zapominaj, jeśli ten śliski bratanek mówi prawdę i Ruth ukradła nóż do otwierania listów, to na pewno nie wzięła go sobie na pamiątkę. Zrobiłem, co mogłem. Zadzwoniłem do Pete’a Kennedy’ego. To cholernie dobry adwokat od spraw kryminalnych i przyjmie ich rano.
– A czy ich stać na cholernie dobrego i drogiego adwokata?
– Jeśli Seamus Lambston ma czyste ręce, Pete udowodni naszym chłopcom, że oskarżyli niewłaściwego człowieka. Jeśli jest winien, warto zapłacić Pete’owi za zmianę kwalifikacji z morderstwa na zabójstwo w afekcie.
Przy obiedzie Neeve miała wrażenie, że Jack umyślnie omija w rozmowie temat Ethel. Wypytywał Mylesa o jego słynne śledztwa, a ten temat nigdy się ojcu nie znudził. Dopiero kiedy sprzątali ze stołu, Neeve zorientowała się, że ich gość sporo wiedział o sprawach, które z pewnością nigdy nie trafiły do gazet na Środkowym Zachodzie.
– Szukałeś Mylesa w starych gazetach – zarzuciła mu. Nie wydawał się speszony.
– Owszem. Hej, zostaw te garnki w zlewie. Ja pozmywam. Zniszczysz sobie paznokcie.
To niemożliwe, pomyślała Neeve, żeby tyle się wydarzyło przez tydzień. Zupełnie jakby Jack zawsze tutaj był. Co się dzieje?
Wiedziała, co się dzieje. Potem przeniknął ją bolesny chłód. Mojżesz widzi Ziemię Obiecaną i wie, że nigdy tam nie wejdzie. Dlaczego tak się czuła? Dlaczego miała wrażenie, że spada w dół po spirali? Dlaczego, kiedy spojrzała na żałobne zdjęcie Ethel, dostrzegła w nim dzisiaj coś jeszcze, coś ukrytego, jakby zmarła mówiła: „Zaczekaj, aż zobaczysz, jak to jest”.
Ale co? – zastanawiała się Neeve.
Śmierć.
W wiadomościach o dziesiątej podano kolejne fakty dotyczące pisarki. Ktoś zmontował krótki film o jej barwnej przeszłości. Media jak zawsze potrzebowały sensacji, a Ethel pomagała wypełnić tę lukę.
Program właśnie się kończył, kiedy zaterkotał telefon. Dzwoniła Kitty Conway. Jej czysty, niemal muzykalny głos był lekko zdyszany.
– Neeve, przepraszam, że cię niepokoję, ale właśnie wróciłam do domu. Kiedy odwieszałam płaszcz, zobaczyłam, że twój ojciec zostawił kapelusz w szafie. Jutro późnym popołudniem wybieram się do miasta, więc może gdzieś go podrzucę.
Neeve była zdumiona.
– Zaczekaj chwilę, dam ci ojca. – Podając słuchawkę Mylesowi, szepnęła: – Nigdy niczego nie zapominasz. Co się stało?
– Och, to śliczna Kitty Conway – mruknął z satysfakcją. – Myślałem, że nigdy nie znajdzie tego cholernego kapelusza.
Po skończonej rozmowie spojrzał na córkę z zakłopotaną miną.
– Kitty wpadnie tutaj jutro około szóstej. Potem zabieram ją na obiad. Chcesz pójść z nami?
– Jeszcze czego. Chyba że potrzebujesz przyzwoitki. Zresztą i tak miałam iść na Siódmą Aleję.
W drzwiach Jack zapytał:
– Powiedz, jeśli się narzucam. Jeśli nie, może pójdziemy jutro na obiad?
– Wiesz cholernie dobrze, że wcale się nie narzucasz. Pójdziemy na obiad, jeśli zechcesz zaczekać, aż do ciebie zadzwonię. Nie wiem, o której skończę. Zwykle na koniec wpadam do wujka Sala, więc stamtąd do ciebie zakręcę.