Pete kontynuował przesłuchanie i zręcznie wydobył z Seamusa kolejne fakty: obawa, że Ethel złoży skargę; pewność, że kiedy ona przemyśli sprawę na spokojnie, znowu zażąda alimentów; głupie wmawianie Ruth, że tamta zgodziła się zrezygnować z pieniędzy; przerażenie, kiedy żona zażądała, żeby napisał o tym do Ethel.
– A potem pan nieumyślnie zostawił czek razem z listem w skrzynce i wrócił, żeby odzyskać jedno i drugie?
Seamus wykręcał sobie palce. Słuchając własnych słów czuł, że wyszedł na żałosnego durnia. I było coś jeszcze. Pogróżki. Ale jakoś nie mógł się zdobyć, żeby o tym opowiedzieć.
– Nie spotkał się pan i nie rozmawiał z byłą żoną, Ethel Lambston, od czwartku, trzydziestego marca.
– Nie.
Nie powiedział mi wszystkiego, pomyślał Pete, ale wystarczy na początek. Patrzył, jak Lambston odchyla się na oparcie kasztanowej skórzanej kanapy. Zaczynał się odprężać. Wkrótce tak się rozluźni, że wyzna wszystko. Zbyt duży nacisk byłby błędem. Adwokat odwrócił się do Ruth Lambston. Siedziała sztywno obok męża z czujnym wyrazem oczu. Pete zorientował się, że wyznania małżonka przestraszyły Ruth.
– Czy to możliwe, że ktoś oskarży Seamusa o napaść czy coś takiego, bo uderzył Ethel? – zapytała.
– Ethel Lambston nie żyje, więc nie wniesie skargi – odparł Pete, choć zgodnie z prawem policja mogła go oskarżyć. – Pani Lambston, uważam się za niezłego znawcę ludzkich charakterów. To pani namówiła męża na rozmowę z komisarzem – poprawił się – byłym komisarzem Kearnym. Moim zdaniem słusznie pani zdecydowała, że w chwili obecnej potrzebujecie pomocy. Ale mogę wam pomóc tylko wtedy, kiedy powiecie mi prawdę. Coś ukrywacie i muszę wiedzieć, co to jest.
Czując na sobie wzrok męża i tego imponującego prawnika, Ruth wyznała:
– Chyba wyrzuciłam narzędzie zbrodni.
Zanim wyszli pół godziny później, Seamus zgodził się poddać testowi na wykrywaczu kłamstw, a Pete Kennedy nie był już taki pewny swojego instynktu. Na samym końcu sesji Seamus przyznał się, że wynajął jakiegoś zapijaczonego bandziora przesiadującego w pubie, żeby groził Ethel. Albo on jest zwyczajnie głupi i wystraszony, albo pogrywa bardzo sprytnie, zdecydował Pete i zanotował sobie w pamięci, żeby uprzedzić Kearny’ego, że nie wszyscy przysłani przez Mylesa klienci są w jego guście.
Wiadomość o aresztowaniu Gordona Steubera spadła na świat mody niczym fala tsunami. Linie telefoniczne brzęczały: „Nie, nie chodzi o nielegalne wytwórnie. Wszyscy to robią. Chodzi o narkotyki”. Potem zabrzmiało wielkie pytanie: „Dlaczego? Facet zarabia miliony. No więc dostał po łapach za nielegalnych robotników, zarzucono mu uchylanie się od płacenia podatku. Dobry zespół adwokatów mógł to przeciągać latami. Ale narkotyki!”. Po godzinie pojawił się czarny humor: „Nie drażnijcie Neeve Kearny, bo założą wam stalowe bransoletki zamiast zegarka”.
Anthony della Salva, otoczony przez gorliwych asystentów, pracował nad ostatnimi szczegółami pokazu mody ze swojej jesiennej propozycji, który zaplanował na przyszły tydzień. Kolekcja okazała się wybitnie udana. Nowy chłopak, zatrudniony świeżo po Technicznym Instytucie Mody, był geniuszem.
– Jesteś drugim Anthonym della Salvą – powiedział do Rogeta rozpromieniony Sal. To była najwyższa pochwała z jego strony.
Roget, drobnej budowy, z chudą twarzą i cienkimi włosami, mruknął pod nosem:
– Albo przyszłym Mainbocherem.
Odwzajemnił jednak szczęśliwy uśmiech szefa. Wiedział, że w ciągu dwóch lat zdobędzie dostateczne poparcie, żeby otworzyć własny salon. Walczył z Salem zębami i pazurami o wykorzystanie miniaturek wzoru rafy koralowej jako dodatków do nowej kolekcji: paski, szaliki i chusteczki do butonierek w jaskrawych tropikalnych kolorach i wyszukanych deseniach tchnęły czarem i tajemniczością podwodnego świata.
– Nie chcę tego – oświadczył stanowczo Sal na początku.
– To ciągle twoja najlepsza rzecz. Twój znak firmowy.
Po skompletowaniu kolekcji szef przyznał, że Roget miał rację. Dopiero o wpół do czwartej Sal usłyszał nowinę o Gordonie Steuberze. I dowcipy. Natychmiast zadzwonił do Mylesa.
– Wiedziałeś, że na to się zanosi?
– Nie – odparł ten z rozdrażnieniem w głosie. – Nie mam dojścia do wszystkiego, co się dzieje na Police Plaża jeden. – Niespokojny głos przyjaciela umocnił przeczucie nadchodzącej katastrofy, które prześladowało Mylesa przez cały dzień.
– A szkoda – stwierdził Sal. – Słuchaj, wszyscy od dawna wiemy, że Steuber miał powiązania z mafią. Co innego, gdy Neeve ujawniła, że zatrudniał robotników na czarno. Ale teraz pośrednio dzięki niej gliny zgarnęły sto milionów dolarów, a to zupełnie inna para kaloszy.
– Sto milionów. Nie słyszałem o takiej sumie.
– Więc włącz radio. Moja sekretarka właśnie to usłyszała. No więc może powinieneś zatrudnić ochroniarza dla Neeve. Pilnuj jej! Wiem, że to twoja córka, ale bronię własnych inwestycji.
– Zgoda. Porozmawiam z chłopakami w mieście i pomyślę o tym. Właśnie próbowałem dodzwonić się do Neeve. Już wyszła na Siódmą Aleję. Dzisiaj jest dzień zakupów. Czy planowała zajrzeć do ciebie?
– Zwykle tutaj wpada. I wie, że chcę jej pierwszej pokazać nową linię. Uwielbia to.
– Poproś, żeby zadzwoniła do mnie, jak tylko do ciebie przyjdzie. Powiedz, że czekam na telefon.
– Zrobi się.
Myles chciał już go pożegnać, ale coś mu się przypomniało.
– Jak ręka, Sal?
– Nieźle. Mam nauczkę, żeby uważać. Ale przede wszystkim strasznie mi głupio, że zniszczyłem wam książkę.
– Nie martw się. Książka schnie. Neeve ma nowego chłopaka, wydawcę. On odda książkę do renowacji.
– Nie ma mowy. To moje zadanie. Przyślę kogoś po nią. Myles się zaśmiał.
– Sal, może jesteś dobrym projektantem, ale według mnie Jack Campbell lepiej się do tego nadaje.
– Myles, nalegam.
– Do widzenia, Sal.
O drugiej Seamus i Ruth Lambstonowie wrócili do biura Petera Kennedy’ego, żeby poddać się testom na wykrywaczu kłamstw. Pete wyjaśnił im:
– Jeżeli wyrazimy zgodę na użycie policyjnego poligrafu, w razie gdyby wytoczono wam proces, chyba zdołam im wyperswadować, żeby nie wnosili oskarżenia o napaść ani ukrywanie dowodów.
Ruth i Seamus mieli dwie godziny wolne przed testem, więc poszli na lunch do małej kawiarni w śródmieściu. Żadne nie zjadło więcej niż kilka kęsów kanapek, które postawiła przed nimi kelnerka. Oboje zamówili więcej herbaty. Seamus przerwał milczenie:
– Co myślisz o tym prawniku? Ruth nie spojrzała na męża.
– Myślę, że on nam nie wierzy. – Odwróciła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy. – Ale jeśli mówisz prawdę, postąpiliśmy słusznie.
Test przypomniał Ruth jej ostatni elektrokardiogram. Różnica polegała na tym, że te druty mierzyły inne impulsy. Ekspert od poligrafu był bezosobowo serdeczny. Zapytał Ruth, ile ma lat, gdzie pracuje, o rodzinę. Kiedy mówiła o dziewczynkach, trochę się odprężyła i w jej głosie pojawiła się nutka dumy. Marcy… Linda… Jeannie…
Potem padły pytania o jej wizytę w mieszkaniu Ethel, czy podarła czek, czy zabrała nóż do rozcinania listów, czy przyniosła go do domu, umyła, wrzuciła do kosza w indyjskim sklepie przy Szóstej Alei.
Po zakończeniu testu Peter Kennedy poprosił ją, żeby zaczekała w poczekalni i przysłała Seamusa. Przez następne czterdzieści pięć minut siedziała sztywna ze strachu. Przestaliśmy panować nad własnym życiem, myślała. Inni ludzie zdecydują, czy staniemy przed sądem, czy pójdziemy do więzienia.