Выбрать главу

Neeve Kearny. Boże, pomyślał Herb, nie mogę do tego dopuścić. Był trzydziestoczteroletnim zastępcą komisarza, kiedy zamordowano Renatę. Do samej śmierci nie zapomni wyrazu twarzy Mylesa, klęczącego przy zwłokach żony.

A teraz córka?

Linia przesłuchania, która mogła połączyć Steubera ze śmiercią Ethel Lambston, straciła obecnie znaczenie. Seamus Lambston nie zdał testu na wykrywaczu kłamstw i O’Brien nie ukrywał, że jego zdaniem ten facet poderżnął gardło byłej żonie. Herb polecił, żeby detektyw jeszcze raz przedstawił swoje argumenty.

To był długi dzień. O’Brien z irytacją wzruszył ramionami, ale pod lodowatym wzrokiem komisarza przybrał postawę pełną szacunku. Dokładnie i szczegółowo, jak świadek na sali sądowej, wyliczył mocne poszlaki przeciwko Seamusowi Lambstonowi.

– Facet jest załamany. Zdesperowany. Okropnie pokłócił się z żoną o zakwestionowany czek na czesne. Idzie na spotkanie z Ethel i sąsiadka trzy piętra wyżej słyszy ich kłótnię. Nie przychodzi do baru przez cały weekend. Nikt go nie widział. Zna park jak własną kieszeń, dawniej spędzał tam z dziećmi niedziele. Kilka dni później podrzuca do Ethel list z podziękowaniem za zwolnienie z płatności i dołącza czek, którego nie zamierzał wysyłać. Wraca po czek. Przyznaje, że uderzył i skaleczył Ethel. Prawdopodobnie wyznał wszystko żonie, ponieważ ukradła narzędzie zbrodni i pozbyła się go.

– Znaleźliście je? – przerwał Schwartz.

– Nasi chłopcy właśnie go szukają. I na koniec najważniejsze, panie komisarzu: nie przeszedł testu na poligrafie.

– Ale zdał test w biurze prawnika – wtrącił Gomez. Nie patrząc na partnera, zdecydował, że musi powiedzieć, co myśli. – Panie komisarzu, rozmawiałem z panną Kearny. Ona jest pewna, że coś nie pasuje w ubraniu, które miała na sobie Ethel Lambston. Autopsja wykazała, że rajstopy zostały podarte przy nakładaniu. Kiedy ofiara naciągała nogawkę na prawą stopę, zaczepiła paznokciem i poleciało wielkie oczko dokładnie z przodu. Panna Kearny uważa, że Ethel Lambston nigdy nie wyszłaby z domu w takim stanie. Szanuję opinię panny Kearny. Elegancko ubrana kobieta nie wyszłaby z domu w podartych rajstopach, skoro w dziesięć sekund mogła założyć nowe.

– Czy otrzymał pan raport z autopsji i zdjęcia z kostnicy? – zapytał Herb.

– Tak, panie komisarzu.

Po wyjęciu zdjęć z koperty Herb przestudiował detale z kliniczną bezstronnością. Pierwsze zdjęcie, ręka wystająca z ziemi; zwłoki po wydobyciu z głębokiej szczeliny, zesztywniałe w stężeniu pośmiertnym jak zwinięta kula gnijącego mięsa. Zbliżenie szczęki Ethel, czarno-sino-purpurowej. Krwawe rozcięcie na jej policzku.

Komisarz wziął do ręki następną odbitkę. Pokazywała tylko miejsce pomiędzy podbródkiem Ethel a nasadą szyi. Zamrugał na widok brzydkiej, poszarpanej rany. Nieważne, ile lat przepracował w policji, okropne świadectwa okrucieństwa człowieka wobec drugiego człowieka zawsze go przygnębiały.

Ale było coś jeszcze.

Herb konwulsyjnie ścisnął odbitkę. Sposób poderżnięcia gardła. Długie cięcie w dół, a potem precyzyjna linia od nasady szyi w górę do lewego ucha. Raz już widział dokładnie takie same rany. Sięgnął po słuchawkę telefonu.

Fala szoku nie wpłynęła na tembr głosu komisarza Schwartza, kiedy spokojnie poprosił o pewną określoną teczkę z archiwów.

* * *

Neeve szybko uznała, że zupełnie nie ma głowy do zamawiania sportowych ubiorów. Najpierw wstąpiła do Gardner Separates. Szorty i podkoszulki z kontrastującymi luźnymi żakietami były zabawne i dobrze skrojone. Wyobrażała sobie, jak pokaże w plażowej scenerii te stroje we frontowym oknie wystawowym sklepu na początku czerwca. Ale podjąwszy decyzje, nie potrafiła się skupić na reszcie kolekcji. Pod pretekstem, że brakuje jej czasu, umówiła się na przyszły poniedziałek i uciekła od nadgorliwego ekspedienta, który koniecznie chciał pokazać jej „nowy kostium kąpielowy, taki świetny, że zwali panią z nóg”.

Na ulicy Neeve się zawahała. Najbardziej chciałabym wrócić zaraz do domu, pomyślała. Potrzebowała trochę spokoju. Czuła już początki migreny, lekki ucisk jak taśma opasująca czoło. Przecież nigdy nie boli mnie głowa, powiedziała sobie, stojąc niezdecydowanie przed frontem budynku.

Nie mogła wrócić do domu. Wsiadając do limuzyny, pani Poth poprosiła Neeve, żeby znalazła jakąś prostą białą suknię, odpowiednią na skromne rodzinne wesele. „Nic zbyt wyszukanego, tłumaczyła klientka. Moja córka już dwukrotnie zerwała zaręczyny. Pastor wpisuje jej daty ślubów ołówkiem. Ale tym razem może się uda”.

Neeve wytypowała kilka domów mody, w których zamierzała szukać odpowiedniej sukni. Skręciła w prawo, a potem przystanęła. Chyba lepiej zacząć w tym drugim miejscu. Odwracając się, spojrzała prosto na drugą stronę ulicy. Mężczyzna w szarym dresie, z dużą kopertą pod pachą, w wielkich ciemnych okularach i z dziwaczną punkową fryzurą śpieszył w jej stronę, lawirując wśród samochodów unieruchomionych na jezdni. Na ułamek sekundy ich oczy się spotkały. W głowie Neeve zabrzęczał alarm, wzmogło się wrażenie ucisku na czoło. Przejechała ciężarówka i zasłoniła posłańca. Neeve, nagle zła na siebie, ruszyła szybkim krokiem.

Dochodziło wpół do piątej. Budynki i ludzie rzucali długie, ukośne cienie. Neeve niemal się modliła, żeby znaleźć suknię już w pierwszym sklepie. Potem jednak pomyślała: Lepiej zamiast tego odwiedzę Sala.

Nie próbowała już tłumaczyć Mylesowi, jak ważna jest bluzka, którą Ethel miała na sobie po śmierci. Ale Sal to zrozumie.

Jack Campbell poszedł z lunchu prosto na spotkanie redakcyjne. Przeciągnęło się do czwartej trzydzieści. Po powrocie do biura próbował przejrzeć górę korespondencji, którą Ginny dla niego posegregowała, ale nie mógł się skupić. Dręczyło go okropne przeczucie, że stało się coś złego. Coś przeoczył. Co?

Asystentka stanęła w drzwiach dzielących gabinet od klitki, gdzie pracowała, przyglądając się z namysłem szefowi. W ciągu miesiąca, odkąd Jack objął prezesurę u Givvonsa i Marksa, zaskarbił sobie jej szacunek i ogromną sympatię. Po dwudziestu latach pracy dla jego poprzednika obawiała się, że nie potrafi przystosować się do zmiany albo że młody prezes nie zechce jej zatrzymać.

Oba zmartwienia okazały się bezpodstawne. Teraz, kiedy na niego patrzyła, nieświadomie aprobując niedbałą elegancję ciemnoszarego garnituru, ubawiona chłopięcym gestem, jakim rozluźnił krawat i rozpiął górny guzik koszuli – zorientowała się, że coś go poważnie martwi. Splótł ręce pod brodą i wpatrywał się w ścianę, marszcząc brwi. Czy spotkanie redakcyjne dobrze się zakończyło? Wiedziała, że niektórzy z pracowników wciąż czuli się pokrzywdzeni, ponieważ to Campbell otrzymał najwyższe stanowisko.

Zapukała w otwarte drzwi. Jack podniósł wzrok i skupił na niej spojrzenie.

– Uprawiasz medytację? – zagadnęła swobodnie. – Jeśli tak, poczta może zaczekać.

Zdobył się na uśmiech.

– Nie. Chodzi o tę sprawę z Ethel Lambston. Czegoś mi tam brakuje i właśnie łamałem sobie nad tym głowę.

Ginny usiadła na brzeżku krzesła naprzeciwko Jacka.

– Może ci pomogę. Przypomnij sobie ten dzień, kiedy Ethel tu przyszła. Spędziłeś z nią tylko dwie minuty i drzwi były otwarte, więc was słyszałam. Trajkotała o skandalu w modzie, ale nie podała absolutnie żadnych konkretów. Zażądała wielkich pieniędzy, a ty rzuciłeś jakąś liczbę. Myślę, że nic nie przeoczyłeś.

Jack westchnął.

– Chyba nie. Ale coś ci powiem. Przejrzę teczkę, którą przysłała Toni. Może coś znajdę w notatkach Ethel.

O piątej trzydzieści, kiedy Ginny zajrzała, aby się pożegnać, Jack z roztargnieniem kiwnął głową. Wciąż ślęczał nad obszernymi materiałami Ethel. Dla każdego projektanta wymienionego w artykule najwyraźniej założyła oddzielną teczkę, zawierającą informacje biograficzne oraz dziesiątki skserowanych rubryk mody z różnych gazet i czasopism, jak „Times”, „W”, „Women’s Wear Daily”, „Vogue” i „Harper’s Bazaar”.