Chciał to uczcić. Wyjął portfel i sięgnął po numer telefonu zaprzyjaźnionej recepcjonistki z pracy. Potem zawahał się jednak. Ta dziewczyna, która tu sprząta, ta aktorka. Coś w sobie miała. To idiotyczne imię. Tse-tse. Znalazł jej numer w spisie telefonów Ethel.
Telefon zadzwonił trzy razy, zanim podniesiono słuchawkę.
– Allo?
Pewnie ma francuską współlokatorkę, pomyślał Doug.
– Czy mogę prosić Tse-tse? Mówi Doug Brown.
Aktorka, która właśnie próbowała rolę francuskiej prostytutki, porzuciła swój akcent.
– Spadaj, palancie – warknęła i trzasnęła słuchawką.
Devin Stanton, przyszły arcybiskup diecezji baltimorskiej, stał w drzwiach salonu, obserwując sylwetki Neeve i Jacka na tle okien. Za nimi sierp księżyca wreszcie wychynął spoza chmur. Dev pomyślał z narastającym gniewem o hipokryzji, chciwości i okrucieństwie Sala Esposito. Zanim katolickie wychowanie przypomniało mu o miłosierdziu, mruknął do siebie: „Ten przeklęty łajdak”. Potem, patrząc na Neeve w ramionach Jacka, pomyślał: Renato, modlę się i mam nadzieję, że to widzisz.
Za jego plecami, w gabinecie, Myles sięgnął po butelkę wina. Kitty siedziała w rogu na kanapie, jej miękkie rude włosy błyszczały w świetle wiktoriańskiej lampy stołowej. Myles usłyszał własny głos:
– Masz przepiękny kolor włosów. Moja matka nazwałaby ten odcień „złotorudy”. Zgadza się?
Kitty uśmiechnęła się lekko.
– Kiedyś tak. Teraz natura wymaga poprawek.
– W twoim przypadku natura nie wymaga żadnych poprawek. Myles nagle się zaciął. Jak podziękować tej kobiecie za uratowanie życia Neeve? Gdyby Kitty nie skojarzyła szkicu z motywem rafy koralowej, Myles nie zdążyłby do biura Sala na czas. Przypomniał sobie, jak Neeve, Kitty i Jack otoczyli go ramionami, kiedy policjanci wyprowadzili zabójcę. Myles szlochał:
– Nie słuchałem Renaty. Nigdy jej nie słuchałem. Dlatego poszła do niego i zginęła.
– Poszła po opinię do eksperta – oświadczyła stanowczo Kitty. – Bądź uczciwy i przyznaj, że tego nie mogłeś jej dać.
Jak powiedzieć kobiecie, że dzięki niej straszliwy gniew i poczucie winy, które dźwigałeś przez tyle lat, odeszły w przeszłość, że nie czujesz się pusty i wypalony, tylko silny i gotowy żyć pełnią życia do końca swoich dni? Myles nie znał na to sposobu.
Zorientował się, że wciąż trzyma butelkę z winem. Rozejrzał się za kieliszkiem Kitty.
– Nie pamiętam, gdzie go postawiłam – odezwała się Kitty. – Chyba gdzieś nisko.
Owszem, znasz sposób, żeby jej powiedzieć. Myles z rozmysłem napełnił własny kieliszek po brzegi i podał Kitty.
– Weź mój.
Neeve i Jack stali przy oknie i wyglądali na Hudson, autostradę, sylwetki bloków mieszkalnych i restauracji górujących nad nabrzeżem New Jersey.
– Dlaczego pojechałeś do biura Sala? – zapytała cicho Neeve.
– W notatkach Ethel o nim znalazłem uwagi o linii rafy koralowej. Zebrała cały plik wycinków z gazet reklamujących tę kolekcję, a obok narysowała szkic. Ten szkic coś mi przypomniał i zrozumiałem, że widziałem taki sam w książce kucharskiej twojej matki.
– I wtedy już wiedziałeś?
– Przypomniałem sobie, jak mi mówiłaś, że stworzył tę kolekcję po śmierci twojej matki. Jak wynikało z notatek Ethel, Sal twierdził, że do stworzenia linii rafy koralowej zainspirowało go zwiedzanie Akwarium w Chicago. To było po prostu niemożliwe. Wszystko wskoczyło na miejsce, gdy tylko się zastanowiłem. Potem o mało nie oszalałem, wiedząc, że poszłaś do niego.
Wiele lat temu Renata jako dziesięcioletnia dziewczynka, śpiesząc do domu pomiędzy dwiema armiami strzelającymi do siebie, z powodu „przeczucia” weszła do kościoła i uratowała rannego amerykańskiego żołnierza. Neeve poczuła, że ramię Jacka opasuje ją w talii. Gest nie był ukradkowy, lecz pewny i stanowczy.
– Neeve?
Przez te wszystkie lata powtarzała Mylesowi, że kiedy to się stanie, będzie wiedziała.
Jack przyciągnął ją bliżej do siebie i zrozumiała, że wreszcie nadszedł ten czas.
Mary Higgins Clark