Winą za tak hańbiącą i szybką klęskę obarczano powszechnie nieudolnego władcę: uważano, iż tylko zastąpienie Jana Kazimierza przez bardziej energicznego i umiejącego sprawnie pokierować działaniami wojennymi monarchę jest w stanie odwrócić kartę historii na korzyść Rzeczypospolitej. Magnateria polska jeszcze przed najazdem szwedzkim prowadziła w tej sprawie rozmowy w Sztokholmie. Obok Karola Gustawa brano także pod uwagę osoby elektora brandenburskiego, Fryderyka Wilhelma, oraz księcia Siedmiogrodu, Jerzego II Rakoczego.
Wbrew pozorom najazd Szwecji na Rzeczpospolitą nie zmniejszył szans jej króla na polską koronę, lecz wręcz przeciwnie, powiększył je. Pamiętano bowiem dobrze o trwającej od schyłku XVI stulecia rywalizacji najpierw w obrębie dynastii samych Wazów, a potem pomiędzy ich następcą a Janem Kazimierzem. Rozgrzeszano się myślą, że chodzi tu jedynie o zwykłą i często w Europie praktykowaną zmianę osoby panującego. Motywy, kierujące stronnikami związku personalnego ze Szwecją, były jednak inne: liczono bowiem na pomoc wojskową Karola Gustawa w walce o utracone na Wschodzie tereny. Zdawano sobie sprawę z tego, iż osłabiona długoletnimi wojnami Rzeczpospolita nie jest w stanie odzyskać ich własnymi siłami, a tym bardziej prowadzić wojny na dwa fronty. Szczególnie że jeden z nich tworzyli zbuntowani Kozacy, z którymi od siedmiu lat nie umiano sobie poradzić, a drugi wypróbowani w bojach wojny trzydziestoletniej żołnierze Karola Gustawa (notabene, znaczną ich część stanowili Niemcy).
Nadzieje związane ze zmianą władzy podzielała również część duchowieństwa katolickiego, w tym niektórzy przedstawiciele wyższej hierarchii duchownej. Świadczą o tym m.in. podpisy biskupa żmudzkiego Piotra Parczowskiego i archidiakona wileńskiego, Kazimierza Białozora na akcie ugody kiejdańskiej, jak również lojalna współpraca ze Szwedami w okupowanym Krakowie (dziś byśmy powiedzieli: kolaboracja) sporej grupy duchowieństwa katolickiego, świeckiego i zakonnego. Dość otwarcie pisał o tym Piotr Gembicki w liście z 5 listopada roku 1655 skierowanym do marszałka wielkiego koronnego, Jerzego Lubomirskiego. Biskup krakowski uznawał za możliwe, iż Jan Kazimierz nie zamierza powrócić ze Śląska do Rzeczypospolitej. Gdyby się to okazało prawdą, Gembicki przystawał na to, „aby Karol Gustaw według praw obrać się kazał [na polskiego króla], wiarę katolicką przyjął". Pod tym wszakże warunkiem, iż zagwarantuje przywileje duchowieństwa i Kościoła oraz szlachty, zaś „Kozaków i Moskwę, którzy naród i imię Lachów chcą wytępić", rozgromi. Wyobraźmy sobie, jak to mogło wpłynąć na stawiających jeszcze wówczas opór obrońców Jasnej Góry i dalsze losy kraju.
O panujących dość powszechnie nastrojach przeor Kordecki był stale informowany już to przez szlachtę, szukającą w murach klasztornych schronienia, już to przez listy, które wysyłał do niego dowódca oblężniczych wojsk szwedzkich Burchard Muller. Doręczali je delegaci z polskich chorągwi, pozostających pod jego komendą. Na Jasną Górę, dość szczelnie izolowaną od reszty kraju, nie docierały natomiast wieści o rozpoczynającym się powstaniu antyszwedzkim. Wszystko to sprawiało, że Kordecki był coraz mniej skłonny do dalszego oporu, tym bardziej iż uzyskał od Mullera solenne zapewnienie, że jego oddziały nie wejdą do samej świątyni, i uszanują granice klauzury zakonnej. Wstrząsem okazała się zdrada niemieckich puszkarzy, którzy nocą zdezerterowali z Jasnej Góry, po uprzednim zagwożdżeniu dział. Dalsza obrona pozbawionego artylerii klasztoru nie miała sensu. Na pomoc ze strony przebywającego poza krajem Jana Kazimierza przestano liczyć z chwilą, gdy przyszła wiadomość, iż zmarł w Opolu, rażony apopleksją.
W tej sytuacji ks. Augustyn Kordecki potwierdził akt poddańczy, złożony na przełomie października i listopada roku 1655 na ręce generała, Arvida Wittenberga. 18 grudnia, po równo miesiąc trwającym oblężeniu, załoga szwedzka przekroczyła wały klasztorne. Wieść o tym nie wywołała w kraju tak dużego oburzenia, na jakie liczyli najbardziej nieprzejednani przeciwnicy kapitulacji. Wpłynęło na to z jednej strony powstrzymanie się Szwedów od jakichkolwiek grabieży. Z drugiej zaś, rozgłaszane przez ich propagandę informacje o gotowości Karola Gustawa do przejścia na katolicyzm, w razie gdyby przyozdobił swe skronie koroną Jagiellonów. Jego szanse poważnie wzrosły z chwilą, gdy owdowiała Ludwika Maria, po konsultacjach z Rzymem i Wersalem, wyraziła zgodę na poślubienie eksluteranina. Był on również od niedawna wdowcem, gdyż jego młodziutka żona, Jadwiga Eleonora (ur. 1636), córka księcia holsztyńskiego Fryderyka III, zmarła nagle w tajemniczych okolicznościach. Złośliwi mówili, iż stało się to w następstwie trucizny, zadanej przez paru usłużnych wobec króla małżonka dworzan. Mało kto się jednak podobnymi plotkami przejmował.
Już w lutym roku 1656 Karol Gustaw dokonał na Jasnej Górze, przed sprowadzonym ze Śląska cudownym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej uroczystego aktu abiuracji. Miał przy tym podobno powtórzyć za Henrykiem IV, iż „Kraków wart jest mszy" (Warszawę uważano wówczas nie za stolicę państwa polsko-litewskiego, lecz za królewską rezydencję). Kontrreformacyjna propaganda uznała to jednak za akt szczerego nawrócenia, które nastąpiło dzięki wstawiennictwu Częstochowskiej Najświętszej Marii Panny. Kilka miesięcy po zmianie przez niego wyznania został zwołany w Warszawie sejm elekcyjny, na którym niemalże jednogłośnie wybrano Karola Gustawa na króla Polski, przydając mu za małżonkę Ludwikę Marię. Aktu koronacji dokonał wspominany już Piotr Gembicki, podniesiony do godności arcybiskupa. Nowy monarcha zobowiązał się do przestrzegania posiadanych przez szlachtę przywilejów. Jednocześnie wszakże potwierdził swobody wyznaniowe, przyznane ongiś luterańskim miastom pruskim. Nie uległ też naciskom wyższej hierarchii katolickiej, domagającej się wygnania z ojczyzny braci polskich. Ich przeciwnikom nie wypadało podnosić głównego zarzutu, jakim przez wiele lat było sprzyjanie przez arian protestanckim wrogom Rzeczypospolitej. Stanowiłoby to niedwuznaczną aluzję do unii personalnej, która pod berłem Karola Gustawa połączyła luterańską Szwecję z katolicką Koroną i Litwą.
Siła militarna, jaką reprezentował obecnie Karol Gustaw, sprawiła, iż elektor brandenburski nie odważył się zerwać związków lennych z Rzecząpospolitą. Ociągał się wszakże ze złożeniem hołdu, czekając na wynik walk, które rychło po obiorze nowego króla rozgorzały na wschodzie Rzeczypospolitej. Rozpoczął je Karol Gustaw zgodnie z obietnicą złożoną na sejmie elekcyjnym. Rozumiał on dobrze, że od ich powodzenia zależy jego utrzymanie się na polskim tronie. Znaczną rolę w tych zmaganiach odgrywali także i polscy dowódcy, z Janem Sobieskim i Stefanem Czarnieckim na czele. Do końca roku 1657 zdołano wyprzeć siły moskiewskie z granic Rzeczypospolitej. Rozstrzygające znaczenie miało pozyskanie Kozacczyzny. Po śmierci Bohdana Chmielnickiego wzięło wśród niej górę stronnictwo propolskie. Ugoda perejasławska została unieważniona za cenę powołania do życia Wielkiego Księstwa Ruskiego, które stało się trzecim, równouprawnionym członem Rzeczypospolitej. Na jego czele stanęli dwaj politycy szlacheckiego pochodzenia, silnie związani z kulturą polską, a mianowicie Iwan Wyhowski, jako hetman, i Jerzy Niemirycz w roli wielkiego kanclerza. Sejm polski, nie bez burzliwych dyskusji i zaciętego sprzeciwu tej części magnaterii, która posiadała rozległe dobra na Ukrainie, nadał Księstwu Ruskiemu znaczną autonomię. Miało ono odrębne siły zbrojne, podporządkowane jednak w przypadku wojny wspólnemu dowództwu. Karol Gustaw stał się obiektem ostrej krytyki ze strony papiestwa, oburzonego faktem, iż w nowo powstałym księstwie odmówiono swobody kultu zwolennikom unii brzeskiej. Choć obok prawosławnych mieli ją także katolicy, zakonowi jezuitów zakazano fundowania na Ukrainie klasztorów i kościołów, jak również zakładania szkół. Do senatu weszli biskupi prawosławni, co doprowadzało do ostrych nieraz starć słownych z ich katolickimi kolegami.